Polska uzależnia swój udział w budowie elektrowni w Ignalinie od jej mocy - mówi Piotr Woźniak. Według szefa resortu gospodarki elektrownia musiałaby produkować tylko dla Polski 1200 megawatów.
Woźniak uważa, że kluczową sprawą dla Polski jest otrzymanie gwarancji wystarczających dla naszych potrzeb mocy. - To jest w granicach 1000-1200 megawatów - powiedział minister. - Jeżeli się okaże, że projekt przewiduje 1600 MW, to my się po prostu w nim nie mieścimy - dodał.
Zdaniem polskiego resortu gospodarki całkowita moc elektrowni powinna być znacznie większa, aby zapewnić wszystkim krajom uczestniczącym w projekcie dostęp do mocy na zadowalającym dla nich poziomie.
Kraje bałtyckie zainicjowały projekt budowy nowej elektrowni nuklearnej, aby złagodzić zapotrzebowanie na energię elektryczną po planowanym na 2009 rok wygaszeniu elektrowni atomowej w Ignalinie, do czego litewski rząd zobowiązał się, wchodząc do UE. Do projektu przyłączyła się Polska.
W połowie grudnia Polska, Litwa, Łotwa i Estonia zawarły porozumienie o powołaniu konsorcjum czterech firm, które przystąpią do projektu odbudowania mocy ignalińskiej elektrowni. Wstępne porozumienie, które zawarły spółki energetyczne tych państw: Lietuvos Energija (Litwa), Latvaenergija (Łotwa), Eesti Energija (Estonia) i Polskie Sieci Elektroenergetyczne (Polska) przewidywało, że każda ze stron ma mieć po 25 proc. udziałów w tym projekcie. Nowa elektrownia o mocy 800-1600 megawatów ma kosztować 2,5-4 mld euro.
Pod koniec czerwca litewski parlament przyjął ustawę o elektrowni atomowej, która umożliwi budowę nowej siłowni na terenie likwidowanej Ignalińskiej Elektrowni Atomowej. Przewiduje ona, że Litwa w tym projekcie będzie miała co najmniej 34 proc. akcji. Pozostałe po równo przypadną Polsce, Łotwie i Estonii.
Woźniak powiedział, że Polska potrzebuje trzech miesięcy, by zapoznać się z tą ustawą.
Źródło: PAP, APTN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24