Samorządowe Kolegium Odwoławcze utrzymało w mocy decyzję środowiskową wójta Białowieży dotyczącą budowy farmy fotowoltaicznej na terenie tzw. Polany Białowieskiej, czyli kompleksu łąk sąsiadujących z Białowieskim Parkiem Narodowym. Wójt wydał ją wbrew negatywnym opiniom Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Pracownia na rzecz Wszystkich Istot zapowiada złożenie odwołania do sądu.
- Jeśli chodzi o sprawy czysto estetyczne, to faktycznie pomysł budowania tu farmy fotowoltaicznej jest kwestią dyskusyjną. Muszę jednak trzymać się przepisów. To przecież własność prywatna. Nie mogę komuś zabronić inwestowania, a szczególnie w odnawialne źródła energii - mówi Albert Litwinowicz, wójt gminy Białowieża.
30 grudnia ubiegłego roku wydał decyzję środowiskową dotyczącą budowy farmy fotowoltaicznej na terenie tzw. Polany Białowieskiej. To kompleks łąk na obrzeżach Białowieży, który rozciągają się na wielu hektarach między zabudowaniami a Białowieskim Parkiem Narodowym. Farma ma zająć powierzchnię około hektara na działce niedaleko skrzyżowania ulicy Żubrowej z Puszczańską.
Decyzja zapadła pomimo negatywnej opinii RDOŚ
Inwestycji sprzeciwiają się organizacje ekologiczne. Podnoszą, że wójt wydał decyzję pomimo negatywnej opinii Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Białymstoku, która zajmowała się sprawą dwa razy: w 2020 i 2022 roku.
Jak 9 stycznia tłumaczyła na antenie TVN24 szefowa RDOŚ Beata Bezubik, Polana Białowieska leży na terenie obszaru Natura 2000 Puszcza Białowieska, a farma miałaby powstać w miejscu oddalonym o około 450 metrów od Białowieskiego Parku Narodowego.
- Poza tym jest to siedlisko i żerowisko orlika krzykliwego (gatunku chronionego - przyp. red.). Nasza opinia nie mogła być w tym przypadku inna niż negatywna - stwierdziła.
Ekolodzy zaskarżyli decyzję wójta. SKO: podnoszą jedynie kwestie związane z atrakcyjnością krajobrazu
Ekolodzy zaskarżyli decyzję wójta do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, licząc, że zostanie ona uchylona. Stało się jednak inaczej. SKO utrzymało decyzję wójta w mocy.
"(...) samo niezadowolenie organizacji społecznej oraz pojedynczych mieszkańców czy miłośników turystyki puszczańskiej z takiej, a nie innej lokalizacji przedsięwzięcia, nie może skutkować odmową zgody na jego realizację, zwłaszcza że podmioty te podnoszą jedynie kwestie związane z atrakcyjnością krajobrazu bezpośredniej okolicy omawianej nieruchomości" - czytamy w uzasadnieniu rozstrzygnięcia.
SKO uznało bowiem, że - wbrew twierdzeniu organizacji ekologicznych - nie ma dowodów na występowanie tu orlika krzykliwego. Tak wynika też z - opracowanego na zlecenie inwestora - raportu oddziaływania na środowisko. Raport opiera się zaś na badaniach przeprowadzonych przez członków Polskiego Towarzystwa Ochrony Pierwotnej Przyrody, Podlaskiej Stacji Przyrodniczej Narew oraz Centrum Badań i Ochrony Ptaków.
SKO podnosi, że badania były prowadzone przez okres ponad dwóch lat i obejmowały kilkaset godzin obserwacji. Natomiast strona przeciwna, w tym przypadku Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, przywołała jedynie - jak czytamy w rozstrzygnięciu - "przygodne (incydentalne) obserwacje postronnych osób", dołączając do dokumentacji zdjęcie ptaka w locie oraz ptaka na gałęzi. Do tego, jak głosi rozstrzygnięcie, pierwsze zdjęcie wykonano w miejscu, które jest niemożliwe do ustalenia, a drugie znajduje się poza terenem planowanej inwestycji.
Organizacje ekologiczne nie składają broni
Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot twierdzi, że SKO nie odniosło się do całej dokumentacji, która została złożona. - Są dowody, że orlik krzykliwy tam występuje. Jeśli będzie trzeba, przeprowadzimy własne badania. W rozstrzygnięciu nie pojawia się też wątek tego, że działka, o której mowa, leży na terenie obowiązywania planu zadań ochronnych dla orlika krzykliwego, a podkreślaliśmy to w naszym piśmie. Nie składamy broni. Będziemy odwoływać się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego - mówi nam.
Nie zgadza się też z twierdzeniem SKO, że inwestycja nie podoba się jedynie pojedynczym mieszkańcom czy też miłośnikom turystyki puszczańskiej. - Odebrałem telefony od naprawdę wielu osób. Również mieszkańców Białowieży. To nie jest tak, że robimy coś wbrew lokalnej społeczności - twierdzi.
Powtarza też - podobnie jak w styczniu, gdy skarżył decyzję wójta do SKO - że traktuje Puszczę Białowieską jak Park Narodowy Yellowstone w USA.
- Wyobraźmy sobie, że turyści idący do Yellowstone musieliby mijać farmę fotowoltaiczną. A takie rozwiązanie proponowane jest właśnie w Białowieży. To nie do przyjęcia - podkreśla Ślusarczyk.
Inwestor twierdzi, że turyści nie będa musieli mijać jego farmy
Właściciel działki Andrzej Kaczanowski (jest inspektorem ds. budownictwa, inwestycji i zamówień publicznych w urzędzie gminy Białowieża) komentuje, że turyści idący z Białowieży do rezerwatu ścisłego Puszczy Białowieskiej nie będą musieli mijać jego farmy.
- Najbardziej popularna trasa wiedzie ulicą Pałacową, a później przez Park Pałacowy lub ulicą Paczoskiego w stronę bramy wejściowej "Rezerwatu Ścisłego". To ponad kilometr od mojej działki - opisuje.
Dziwi go zamieszanie wokół inwestycji.
- Ten kawałek ziemi urasta do rangi jakiegoś unikatu przyrodniczego, a to zwykła działka rolna. Od kilku lat regularnie sieję tam grykę. Nawet jeśli nie uda mi się zbudować tej farmy, zamierzam ogrodzić teren, aby zwierzęta nie niszczyły mi tej uprawy. Ponadto przedmiotowa farma fotowoltaiczna to przecież bardzo ekologiczna inwestycja, "pozyskująca energię ze źródeł odnawialnych" - co zaznacza SKO. Szczególnie w obecnych czasach tego typu inwestycje należy traktować prioretytowo - uważa inwestor.
Gdy pytamy, czy ogrodzenie nie zaburzy ładu przestrzennego wśród ciągnącej się na wielu hektarach Polany Białowieskiej, mówi, że to jego własność i ma prawo ją ogrodzić. Tak samo zresztą, jak postawić farmę fotowoltaiczną, skoro raport oddziaływania na środowisko wykazał, że orlik krzykliwy tu nie występuje.
- Poza tym wiele farm świerków sadzonych na sprzedaż, zlokalizowanych na łąkach Polany Białowieskiej, jest też ogrodzona i jakoś nikomu to nie przeszkadza, pomimo tego, że farmy te również w pewnym sensie zakłócają krajobraz - mówi Kaczanowski.
Potrzebował decyzji środowiskowej, aby zbudować garaż
Jak opisuje, cała Polana Białowieska ma około 13,5 kilometrów kwadratowych, czyli 1350 hektarów, natomiast jego działka ma 2,5 hektara.
- Farma zajmie zaś około jednego hektara, co stanowi 0,074 procent Polany Białowieskiej. Ma się składać z około dwóch tysięcy paneli fotowoltaicznych o maksymalnej wysokości około dwóch metrów. Niemniej chętnie sprzedałbym działkę na przykład tym "ekologom", a farmę wybudował w miejscu, gdzie nie byłoby protestów - podkreśla. I dodaje: - Przede wszystkim RDOŚ obejmując prywatne działki formami ochrony przyrody, powinien wziąć pod uwagę aspekt własności i wypłacić stosowne odszkodowania lub wykupić nieruchomości przed nałożeniem na nie jakichkolwiek form ochrony przyrody. Tutaj sprawa ociera się o absurd.
Jak mówi, sam kilka lat temu był zmuszony zamówić wykonanie raportu oddziaływania na środowisko, bo chciał wybudować na swoim podwórku garaż. - Mieszkam bowiem około 200 metrów od działki, na której chcę wybudować farmę i moje podwórko również jest objęte planem zadań ochronnych dla orlika krzykliwego. Zainteresowani wiedzą, że ptak ten nie żeruje na terenach zabudowanych ani zadrzewionych, czyli takich jak moja nieruchomość, na której mieszkam - twierdzi.
Inwestor wskazuje dwie inne lokalizacje, gdzie opinie były pozytywne
Dziwi go też, że w dwóch innych miejscach (wspomina też o tym SKO w swoim rozstrzygnięciu) RDOŚ uzgodnił budowę dwóch innych farm fotowoltaicznych.
- Pierwsza ma się mieścić przy ulicy Paczoskiego, 450 metrów od głównej trasy, którą turyści chodzą do rezerwatu, a druga przy ulicy Południowej - bezpośrednio przy rzeczce Kliczynianka, żeremia bobrów i gniazda orlika krzykliwego. RDOŚ wyraził zgodę na tę inwestycję bez konieczności przeprowadzania raportu oddziaływania na środowisko - zaznacza inwestor.
Lokalsi dla Puszczy: nikt nie protestował, to miejsce nieturystyczne
Joanna Łapińska ze Stowarzyszenia Lokalsi dla Puszczy wyjaśnia, że jeśli chodzi o tę drugą inwestycję, to nie jest ona zlokalizowana w ciągu Polany Białowieskiej i jest to miejsce oddalone od rezerwatu.
- Ma więc mniejszą istotność, jeśli chodzi o ciągłość przyrodniczą i krajobrazową. Natomiast jeśli chodzi o farmę fotowoltaiczną przy ulicy Paczoskiego, to nikt nie protestował, bo to miejsce znajduje się przy punkcie segregacji odpadów, w miejscu nieturystycznym. Czyli nie jest to pusta polana, jak w przypadku, o którym mówimy, ale miejsce, gdzie już wcześniej powstała infrastruktura - tłumaczy.
Dodaje, że poza tym w przypadku ul. Paczoskiego inwestorem jest gmina.
- Jeśli więc gmina chce w ten sposób zarabiać, to wszystko w porządku, bo skorzystają na tym wszyscy mieszkańcy. W przypadku inwestycji na Polanie Białowieskiej skorzystałby tylko jeden mieszkaniec, budujący ją w celach zarobkowych. Oczywiście nie jestem przeciw odnawialnym źródłom energii, ale nie w tym miejscu. Jest to miejsce o wyjątkowej wartości, jedyny obiekt przyrodniczy UNESCO w Polsce - zaznacza Łapińska.
Joanna Łapińska: to bardzo istotne miejsce dla turystów o profilu przyrodniczym
Mieszka w Białowieży, więc może potwierdzić, że faktycznie główny szlak - którym chodzi największa liczba turystów - jest oddalony od miejsca, w którym na Polanie Białowieskiej ma powstać farma, o jakiś kilometr. Jednak zaznacza, że Polana Białowieska jest bardzo istotnym miejscem dla turystów o profilu przyrodniczym.
- Jest z całą pewnością elementem krajobrazu, który jest w Białowieży podziwiany. Ludzie obserwują różne zwierzęta. Wychodzą tam żubry, widać szybujące ptaki. Postawienie tu farmy zepsuje krajobraz - podkreśla nasza rozmówczyni.
Zablokował budowę farmy przy rzece. Decyzji w sprawie swojego pracownika nie chciał wydawać
Wójt Albert Litwinowicz potwierdza, że gmina jest inwestorem przy ul. Paczoskiego, choć zaznacza, że na powstanie farmy trzeba będzie jeszcze poczekać.
- Natomiast przy ulicy Południowej miała to być inwestycja prywatna. Pomimo pozytywnej opinii RDOŚ postanowiłem ją jednak zablokować. Miała być bowiem zlokalizowana tuż przy cieku wodnym i żeremiu bobrów. W pobliżu jest tez gniazdo orlika krzykliwego - zaznacza samorządowiec.
Natomiast jeśli chodzi o farmę na Polanie Białowieskiej, to przewiduje, że procedury będą trwać latami.
- Na razie chodzi o decyzję środowiskową. Później przyjdzie czas na pozwolenie na budowę - podkreśla wójt.
Powtarza też to, co nam mówił w styczniu, że wolałby nie wydawać decyzji wobec swojego pracownika, ale został do tego zmuszony przez SKO. - Zwróciłem się z wnioskiem, aby w tej sprawie procedował inny samorząd, ale SKO odmówiło, zaznaczając, że inwestor nie jest żadną moją rodziną, a jedynie pracuje w urzędzie - podkreśla Litwinowicz.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Andrzej Kaczanowski