Poród w izbie przyjęć lub na SOR. Zmiany od 1 stycznia?

Poród domowy jest w Polsce zgodny z prawem.
Likwidacja ostatniej porodówki w Bieszczadach. Protest przed Ministerstwem Zdrowia
Źródło: TVN24
To szpitale będą decydowały o tym, czy w oddziałach ratunkowych i na izbach przyjęć urządzą miejsca do rodzenia dla ciężarnych, potwierdziła ministra zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda. Od 1 stycznia szpitale, w których nie będą działały oddziały ginekologiczno-położnicze, będą miały taką możliwość.

- Opieka, którą proponujemy w ramach izb czy SOR, będzie dobrowolna dla szpitali, które będą chciały zrezygnować z porodówek - powiedziała w poniedziałek w Elblągu ministra zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda. Przyznała, że wpływ na tego typu decyzje mają czynniki demograficzne i że obecnie do resortu "wpływa sporo wniosków w ramach konsultacji".

To odpowiedź na zamykanie porodówek

- O bezpieczeństwo tego rozwiązania jestem spokojna, bo zajmuje się tym minister (Tomasz - red.) Maciejewski, który jako doświadczony ginekolog dokłada należytego starania, by to rozwiązanie było bezpieczne dla kobiet, bo na tym nam zależy - zapewniła Sobierańska-Grenda. Pod koniec października do konsultacji publicznych skierowany został projekt nowelizacji rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu leczenia szpitalnego. Pisaliśmy o tym w tvn24.pl. Nowelizacja ma umożliwić realizację świadczenia "Opieka nad kobietą w ciąży lub kobietą rodzącą realizowana przez położną" przez świadczeniodawców mających izbę przyjęć lub szpitalny oddział ratunkowy (SOR) i zlokalizowanych w odległości wynoszącej ponad 25 km od najbliższego szpitala z oddziałem położniczo-ginekologicznym.

"Projekt jest odpowiedzią na zamykanie oddziałów położniczych, co jest efektem malejącej liczby porodów oraz problemu z zapewnieniem opieki lekarskiej" - wyjaśniał resort zdrowia w ocenie skutków regulacji.

O tym, że w pierwszej połowie tego roku zamknięto co najmniej 19 porodówek, informował "Rynek Zdrowia". Na 13 odpytanych przez portal urzędów wojewódzkich, tylko cztery nie odnotowały zamknięcia oddziału położniczego. Takich oddziałów nie likwidowano ostatnio tylko w województwach: opolskim, łódzkim, podlaskim i pomorskim. Za główny powód likwidacji oddziałów położniczo-ginekologicznych podaje się ich nierentowność. Liczba urodzeń spada, a koszty funkcjonowania porodówek w relacji do przychodów rosną (także ze względu na wprowadzone przez rząd podwyżki wynagrodzeń). Eksperci wskazują też na niedoszacowanie wycen procedur.

"Katastrofalna zapaść"

- Założenia są takie, by pozostawić oddziały porodowe, w których przede wszystkim pacjentki mają opiekę na odpowiednim poziomie. Liczba porodów w ciągu siedmiu lat spadła o połowę. To katastrofalna zapaść. W zamyśle ten projekt jest tak przewidziany, żeby pozostawić oddziały, które zapewniają tę opiekę i tak je rozłożyć na mapie Polski, żeby dojazd do sali porodowej zajmował maksymalnie 60-80 minut. Plan jest taki, żeby utworzyć kilkanaście miejsc w Polsce, gdzie będą dyżurować w czasie 24 godzin położne, które będą mogły udzielić pomocy pacjentce, która jest w ciąży - komentował w rozmowie z tvn24.pl dr Artur Drobniak, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.

Projekt MZ przewiduje też, że szpital realizujący świadczenie "Opieka nad kobietą w ciąży lub kobietą rodzącą realizowana przez położną" będzie obowiązany zapewnić dostęp do środka transportu dostosowanego do przewozu kobiety w ciąży, kobiety rodzącej albo kobiety w połogu lub noworodka. Transport będzie realizowany przez zespół składający się z trzech osób wykonujących zawód medyczny, w tym położnej i dwóch ratowników medycznych. Rozporządzenie miałoby wejść w życie 1 stycznia 2026 r.

Czytaj także: