Na trasie Warszawa - Lublin w weekend doszło do dwóch incydentów. W wyniku pierwszego z nich zniszczono za pomocą ładunku wybuchowego fragment torów w pobliżu stacji PKP Mika w powiecie garwolińskim na Mazowszu. W pobliżu miejscowości Gołąb w powiecie puławskim na Lubelszczyźnie, z powodu uszkodzonej linii kolejowej, do gwałtownego hamowania został zmuszony maszynista pociągu wiozącego 475 pasażerów. Nikomu nic się nie stało, choć fragmenty zniszczonej trakcji wybiły szyby w składzie.
Rzecznik Prokuratury Krajowej prok. Przemysław Nowak poinformował w poniedziałek późnym popołudniem, że wszczęte zostało śledztwo "w sprawie aktów dywersji o charakterze terrorystycznym, wymierzonych w infrastrukturę kolejową i popełnianych na rzecz obcego wywiadu".
Akty dywersji na kolei. "Strona rosyjska zwiększa presję"
W programie "Tak jest" w TVN24 dr Jacek Raubo z Zakładu Studiów nad Bezpieczeństwem Uniwersytetu Adama Mickiewicza i szef działu analiz portalu Defence24.pl stwierdził, że po 2022 roku, kiedy Rosja dokonała pełnoskalowej inwazji na Ukrainę, "już nie powinniśmy być zaskoczeni" próbami dywersji w naszym kraju.
Tłumaczył, że jest tak, bo "Polska jest ulokowana jako hub logistyczny" pomocy dla Ukrainy oraz "Polska jest kluczowym elementem w działaniach odstraszających, jeżeli chodzi o działania całości NATO", a "system drogowo-kolejowy, lotniska, porty odgrywają strategiczne znaczenie".
Ekspert zaznaczył też, że "strona rosyjska zwiększa presję na nasze działania", a "obserwacja linii kolejowych i sabotaż wpisują się w interes strony rosyjskiej w dwojaki sposób". - Pierwsza sprawa to jest paraliżowanie zdolności kolejowych państwa, które jest niezbędne dla utrzymywania efektywnej pomocy stronie ukraińskiej i niezbędne, jeżeli chodzi o utrzymanie logistyki na potrzeby NATO. Z drugiej strony to jest też wprowadzenie pewnego sygnału do przestrzeni europejskiej (...) że zagrożenie może objąć na przykład system kolejowy - opisywał.
Dywersanci "z ogłoszenia". Świerczek o tym, czego "absolutnie brakuje"
Reporter "Czarno na białym", autor reportażu "Rabota w Polsze" Piotr Świerczek podkreślił, że dopiero śledztwo wyjaśni, kto stał za aktami z ostatnich dni, ale w jego ocenie "poprzednie historie każą myśleć o tym, że byli to raczej dywersanci, którzy zostali zwerbowani przez służby Federacji Rosyjskiej, a ich podstawową motywacją jest po prostu zdobycie pieniędzy".
Dodał też, że w redakcji, pracując nad reportażem, nazywali nowy typ agentów werbowanych przez Rosję, szpiegami "z ogłoszenia", ponieważ są oni pozyskiwani za pośrednictwem komunikatora Telegram.
Świerczek przyznał, że w trakcie pracy nad "Rabotą w Polsze", brakowało mu "jawnej obecności" nie tylko polskich służb specjalnych na Telegramie, ale też "obecności polskich ministerstw, które mogłyby działaniami profilaktycznymi zniechęcić do podejmowania takiej współpracy" z obcym wywiadem oraz "zyskać sobie sojuszników wśród mniejszości ukraińskich i białoruskich w Polsce".
- Tam obecność państwa polskiego, komunikaty cyrylicą adresowane do tych ludzi, nie tylko mogłyby uchronić nas, być może, przed kolejnymi atakami, ale pomóc nam też zyskać sojuszników w tej walce. (...) Mnie tego absolutnie brakuje - powiedział Świerczek.
Dr Raubo uzupełnił, że "trzeba założyć hipotezę", iż ten i inne komunikatory są prześwietlone "przez wszystkie państwa zachodnie", ale należy pamiętać o skali. - Żadne państwo i żaden sojusz (...) nie jest w stanie sobie pozwolić, żeby być wszędzie, w każdym możliwym miejscu w sieci - zaznaczył.
Autorka/Autor: Sebastian Zakrzewski/tr
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wojtek Jargiło/PAP