W 1940 roku Gerhard Malik wysłał list do swoich rodziców z Klein Strehlitz (dzisiejsze Strzeleczki na Opolszczyźnie). Nie wiadomo, jakie były dalsze losy korespondencji. Niedawno pożółkła koperta ze stemplem sprzed niemal 83 lat trafiła do Urzędu Gminy w Strzeleczkach z prośbą o odnalezienie rodziny autora. Udało się. Wójt - z pomocą mieszkanki, która pamiętała rodzinę mężczyzny - trafił do krewnych Malika. Teraz ci chcieliby się dowiedzieć, co przez lata działo się z listem. - Wszystko to jest dla nas wielką tajemnicą - mówi krewny autora korespondencji.
Na początku roku do Urzędu Gminy w Strzeleczkach przyszedł list. Wydawało się, że to korespondencja jakich wiele. Jednak okazało się, że w tym przypadku było zupełnie inaczej. - To było ogromne zaskoczenie, bo listów z 1940 roku nie dostaje się przecież codziennie - mówi Marek Pietruszka, wójt gminy Strzeleczki.
W kopercie były dwa pisma: jedno współczesne i jedno na pożółkłym, nadgryzionym zębem czasu papierze. - List został nadany z Niemiec. Jego autorka informowała, że znalazła pismo sprzed lat i prosi o przekazanie go rodzinie autora, a w razie, gdyby okazało się, że nikt z jego krewnych nie żyje, to żebyśmy zachowali list w swoich archiwach, bo to część historii naszej miejscowości - relacjonuje wójt.
Wójt na tropie
Na kopercie widnieje nazwisko nadawcy: Gerhard Malik. Jest też data i miejsce nadania. List został wysłany latem 1940 roku z Quedlinburgu w Niemczech. Miał dotrzeć do Klein Strehlitz, czyli Strzeleczek. Dlaczego pojawił się tu dopiero niemal 83 lata później? - Tego nie wiemy - przyznaje Pietruszka.
Wójt wiedział, że autor listu pochodził ze Strzeleczek. Na własną rękę rozpoczął poszukiwania. Jak podkreśla, zna swoich mieszkańców, ale początkowo sprawa nie była łatwa. Po pierwsze dlatego, że wymienione nazwiska były przed laty popularne w tym regionie. Po drugie dlatego, że część potomków dawnych mieszkańców wyjechała. - Udało mi się spotkać mieszkankę, która ma ponad 80 lat. Zacząłem podpytywać ją o imiona i nazwiska. Okazało się, że pierwotny adresat listu był jej sąsiadem - opowiada wójt.
Samorządowiec namierzył wciąż żyjących krewnych Gerharda Malika. Jak mówi, chciał przekazać im list. - Ale tak się złożyło, że któregoś dnia ten pan, członek dalszej rodziny, przyszedł do urzędu. Spotkałem go i przekazałem list w moim biurze. Zdziwienie było ogromne - opisuje Pietruszka.
Krewny autora listu sprzed 83 lat: to trochę dziwne
- Zdziwienie i radość. Jak list idzie 83 lata, to jest to trochę dziwne i jest zaskoczenie - przyznaje pan Gerard, który urodził się 27 lat po tym, jak list został napisany i nadany.
Malik był kuzynem jego ojca. - Nie wiemy, gdzie list tak długo był i czemu wcześniej nie trafił do Strzeleczek. Ten człowiek dawno nie żyje. Nie ma jego rodziców ani nikogo z bliskich. Był jedynakiem i bezdzietnym kawalerem, miał narzeczoną. Został po nim list - mówi nam krewny autora korespondencji.
List napisany do rodziców. Ich jedyny syn zmarł rok później
Rodzinie pana Gerarda udało się poznać treść listu. Choć - jak mówi mężczyzna - nie było łatwo. - To był list napisany do rodziców. Był w wojsku, na szkoleniu. Pisał, że podoba mu się okolica. Pisał o paczce, którą dostał. O narzeczonej. Rok później zginął - opisuje mieszkaniec Strzeleczek. I dodaje, że Gerhard Malik był członkiem załogi bombowca. Został pochowany na cmentarzu w Holandii. - Członkowie załogi zostali pochowani jeden obok drugiego - relacjonuje pan Gerard, który przyznaje, że jego ojciec opowiadał o losach zmarłego krewnego.
Rodzina w internecie znalazła informacje o grobie Gerharda Malika. Na krzyżu widnieje data urodzenia (6 czerwca 1918 roku) i data śmierci (12 sierpnia 1941 roku), a także stopień wojskowy: starszy kapral. W internecie można znaleźć też wzmiankę o tym, jakim samolotem leciał i gdzie maszyna się rozbiła. Na jednej ze stron zamieszczono informację, że wszyscy z czteroosobowej załogi zginęli. Wśród nich był - pełniący rolę obserwatora - Gerhard Malik. "Samolot rozbił się w nieznanych okolicznościach" - odnotowano. Pogrzeby odbyły się cztery dni później.
"Nic nie wiemy"
Krewni nadawcy listu chcą dowiedzieć, jak to się stało, że przez dekady korespondencja nie trafiła do Strzeleczek. Chcieliby też dowiedzieć się, jak znalazł się w rękach kobiety, która przysłała go niedawno do urzędu gminy. - Sądząc po stylu pisma tej osoby, to ktoś starszy, dość wiekowy - ocenia wójt Pietruszka.
Czytaj też: W kamienicy pękła rura, w piwnicy znaleźli ukryty skarb. Saperzy pomogli otworzyć metalowe skrzynie
Pan Gerard i jego rodzina mają nadzieję wyjaśnić, dlaczego mieszkanka Niemiec zdecydowała się po latach wysłać korespondencję do Strzeleczek. - Mój brat mieszka w Niemczech i próbuje skontaktować się z tą panią. Na razie odzewu nie ma, wszystko to jest dla nas wielką tajemnicą. Nic nie wiemy - przyznaje mężczyzna.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Marek Pietruszka, wójt gminy Strzeleczki