- "Zagadkowa kradzież w hotelu krakowskim" - alarmowała prasa w styczniu 1932 roku. Ofiarą kradzieży była majętna dama, nazywana "hrabiną" - Maria Ciunkiewiczowa.
- Po kilku dniach zorientowała się, że z jej bagażu zniknęła olbrzymia ilość gotówki, biżuteria i 13 futer. Wszystko było bardzo cenne i ubezpieczone na dużą kwotę.
- Sprawa od początku budziła podejrzenia. W końcu uznano, że rabunek wymyślono, a "hrabina" - oskarżona o oszustwo asekuracyjne i symulowanie kradzieży - stanęła przed sądem.
- Na jej niekorzyść świadczyła pogarszająca się sytuacja finansowa i to, że w życiu "zdradzała bałwochwalczy kult dla pieniądza".
- Biegli punktowali, że ktoś pracował nad rozcięciem waliz przez niemal dwie godziny, a złodziej zrobiłby to w dwie minuty.
- Po czterodniowym procesie Ciunkiewiczowa została uznana za winną, ale to nie kończyło jej sądowych perypetii. Za oszustwo odpowiedziała raz jeszcze.
25 stycznia 1932 roku czytelnicy "Ilustrowanego Kuryera Codziennego" dowiedzieli się o "zagadkowej kradzieży w hotelu krakowskim". Zdarzenie nazwano "sensacyjnym" i przypomniano, że takiego "od lat nie odnotowały kroniki policyjne" Krakowa. Początkowo nazwy hotelu nie podano, ale szybko wyszło na jaw, że do rabunku doszło w luksusowym Grand Hotelu. Ofiarą była Maria Ciunkiewiczowa - "osoba niezwykłej urody, licząca lat ok. 40, przebywa stale za granicą".
Pałacyk w Paryżu, kamienice w Moskwie i kradzież w Krakowie
Pani Maria, nazywana "hrabiną", należała do najzamożniejszych sfer. Jak wyliczała prasa, była właścicielką "pałacyku w Paryżu, posiadłości w Normandji, kilku kamienic w Moskwie, itd.". Tęskniła jednak za ojczyzną, więc często gościła w kraju. Boże Narodzenie 1931 roku spędziła w Warszawie. Tam pechowo pochorowała się na zapalenie płuc. Pomocy poradzono jej szukać u specjalistów krakowskich. Wraz ze znajomą zameldowała się w hotelu. Nie chciała ponoć rzucać się w oczy. Poprosiła więc o "dość skromny pokój". Dostała ten o numerze 29, ubrała się "w starsze futro". Swoich walizek nie zabezpieczyła, bo spodziewała się, że prędko ruszy dalej. Jednak lekarze zlecali kolejne badania.
Ciunkiewiczowa utknęła w Krakowie, często przebywała poza hotelem. I to wtedy, podczas jednej z nieobecności, do pokoju ktoś miał się zakraść. Kobieta kradzież zauważyła dopiero po kilku dniach. "(…) w okresie między środą i piątkiem rano, przeciąwszy boki walizek, zrabowali kosztowności i gotówkę, ogólnej wartości około półtora miljona złotych" - podał "ICK". A referat prasowy województwa krakowskiego w specjalnym komunikacie precyzował, że w walizkach było "6,5 tysiąca funtów szterlingów, 10 tysięcy franków francuskich, większa ilość biżuterji". Wśród precjozów były kolia z pereł i brylantów, kolia ze szmaragdów i brylantów, trzy sznury pereł, pasek brylantowy i puderniczka wysadzana szafirami. Zrabowane klejnoty były oczywiście ubezpieczone na olbrzymią kwotę - niemal czterech milionów franków. Skradziono też między innymi futra - długie i krótkie sobolowe, gronostajowe i z szynszyli.