CBŚP pod nadzorem świdnickiej prokuratury prowadzi śledztwo dotyczące działalności Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt. Choć nazwa przywodzi na myśl państwową instytucję, jest to prywatna organizacja. Śledczy sprawdzają, czy jej pracownicy podczas interwencji odbierali zwierzęta zgodnie z prawem oraz na co wydawali pieniądze z internetowych zbiórek.
Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt to organizacja pozarządowa, choć nazwa sugeruje, że mamy do czynienia z państwową instytucją. Jej przedstawiciele szczycą się walką z krzywdzeniem zwierząt. Pracownicy DIOZ od lat odbierają czworonogi podczas transmitowanych w internecie interwencji właścicielom, których podejrzewają o znęcanie się lub zaniedbanie.
Kontrowersyjne interwencje DIOZ
Wokół działalności inspektoratu narosło jednak sporo pytań. Chodzi m.in. o sprawę psa odebranego Łukaszowi Paczyńskiemu, wicemistrzowi świata w wyścigach psich zaprzęgów. W "Uwadze!" TVN sportowiec tak opisywał działania DIOZ: "Weszli na mój teren. Bez zaproszenia, bez pytania, bez nakazu. Udali się w kierunku kojca. Z ponad 40 psów wybrali jedną sukę, którą wzięli pod pachę, załadowali do samochodu i odjechali".
Zobacz reportaż "Uwagi!" TVN: Odbierają zwierzęta z prywatnych posesji. „Pies był chory, ale nie pasowało to do ich bajki”
Innym razem media opisywały sprawę owczarka podhalańskiego, który błąkał się po autostradzie. Pies został zabrany przez DIOZ, a organizacja założyła w internecie zbiórkę na jego rzecz - choć nie przekazano wtedy informacji, by zwierzę było na coś chore. Wkrótce potem okazało się, że zwierzęcia szukali opiekunowie, którym Ajdan - bo tak się nazywał - uciekł z posesji. Owczarka odebrali w asyście policjantów, bo pracownicy inspektoratu nie chcieli go oddać.
Prokuratura o śledztwie w sprawie DIOZ
Takimi sprawami z całej Polski zajmuje się teraz prokuratura - jako pierwsza poinformowała o tym "Gazeta Wyborcza". Od dłuższego czasu śledczy otrzymują zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez DIOZ. Składają je najczęściej sami właściciele odebranych przez samozwańczych inspektorów zwierząt.
- Gromadzimy materiał dowodowy. Sprawy były zgłaszane w całej Polsce, teraz łączymy je w jedno postępowanie - powiedział tvn24.pl prokurator Mariusz Pindera, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Świdnicy, która zajmuje się sprawą. We wrześniu, jak pisała "GW", takich postępowań w różnych regionach kraju było już dziewięć, a na dołączenie czekały kolejne.
Czytaj też: Ognik po pożarze przeżył męczarnię. Zanim zmarł, leczyli go herbatą, ziołami i homeopatią
Śledztwo pod nadzorem świdnickiej prokuratury prowadzi Centralne Biuro Śledcze Policji. Wysłaliśmy do CBŚP pytania, czekamy na odpowiedzi.
Jak wyjaśnił nam prokurator Pindera, postępowanie jest efektem "zgłaszania przez pokrzywdzonych przypadków, kiedy zwierzęta były zabierane rzekomo z powodu złego opiekowania się tymi zwierzętami czy znęcania się nad nimi".
- Osoby te czują się pokrzywdzone, twierdząc, że nie było takich przypadków. W wielu przypadkach nie udało się tych zwierząt odzyskać - stwierdził rzecznik. Dodał, że DIOZ "nie jest instytucją państwową, jednak nazwa tej organizacji często wprowadzała ludzi w błąd". To m.in. z tego powodu właściciele czasem oddawali zwierzęta bez sprzeciwu.
Miliony zysku
To jednak nie wszystko. Śledczy badają też wątek potencjalnych oszustw, do których mogło dochodzić przy prowadzonych przez DIOZ zbiórkach na rzecz zwierząt. Prokuratura sprawdza, czy pieniądze, które szerokim strumieniem płynęły do DIOZ od działających w najlepszej wierze darczyńców, były wydawane zgodnie z przeznaczeniem.
- Na naszą Neskę, po tym, jak zabrali pieski, już w nocy ruszyła zbiórka pieniężna. Napisali, że pies był zapchlony, zarobaczony, zaniedbany, wyłysiały, wychudzony. Że nie dawaliśmy jeść, co jest nieprawdą - to relacja pani Anny, właścicielki chorej suczki, której DIOZ odebrał łącznie trzy psy. Według jej relacji po trzech dniach na internetowej zbiórce stowarzyszenia było już 13 tysięcy złotych. Po czterech miesiącach spędzonych w ośrodku DIOZ-u Neska zmarła.
Według sprawozdania finansowego w 2023 DIOZ uzyskał przychód 21,5 mln zł. To dwukrotnie więcej niż rok wcześniej. Koszty działalności statutowej wyniosły z kolei blisko 11,7 mln zł. Organizacja zanotowała ponad 9 milionów złotych czystego zysku. To również dwukrotnie wyższy wynik niż w roku 2022.
Jeden z wątków śledztwa ma też dotyczyć wykonywania na zwierzętach zabiegów przez nieuprawnione do tego osoby. Jak mówił dziennikarzom "Uwagi!" TVN prokurator Marek Rusin z Prokuratury Rejonowej w Świdnicy (która zajmowała się sprawą przed tym, jak postępowanie przekazano do prokuratury okręgowej), jednym z wątków śledztwa jest "poważne przestępstwo przeciwko obrotowi gospodarczemu".
Konrad Kuźmiński, szef DIOZ, w rozmowie z dziennikarzem "Uwagi!" Tomaszem Patorą tak odnosił się do tych informacji: "W organizacjach jest tak, że dziś jest, a jutro nie ma pieniędzy. Mam 500 zwierząt pod opieką. Muszę je co chwilę odrobaczać, szczepić, karmę kupić, [opłacić – red.] lekarzy czy osoby, które się nimi zajmują". - Nie są w stanie mnie złamać żadne postępowania, żadne zarzuty. Od wielu lat robimy piękną sprawę, ludzie obserwują to, przyjeżdżają do nas. Mamy setki zwierząt pod opieką i dalej będziemy to robić - deklarował. Stwierdził też, że w jego opinii w każdym przypadku odebranego zwierzęcia przedstawiciele DIOZ mieli rację.
DIOZ: państwo się mści
Po publikacji "Wyborczej" DIOZ odniósł się do sprawy na swojej stronie na Facebooku. Organizacja opublikowała zdjęcie, na którym widać jej szefa Konrada Kuźmińskiego w kajdankach zespolonych, czyli takich, które zakłada się na ręce i nogi. Takich kajdanek używa się wyłącznie wobec najbardziej groźnych przestępców.
"To zdjęcie to symbol. Symbol próby złamania DIOZ. Symbol tego, jak państwo polskie postanowiło walczyć nie z oprawcami zwierząt, ale z tymi, którzy je ratują. I tak od 6 lat" - twierdzą we wpisie działacze.
DIOZ skarży się na ataki medialne, a także na regularne kontrole państwowych podmiotów, w tym wojewody, Krajowej Administracji Skarbowej czy Narodowego Instytutu Wolności. "Przez te wszystkie lata tysiące interwencji. I ani jednego wyroku skazującego. Ani jednego, który potwierdziłby, że kradniemy zwierzęta. Bo my nie kradniemy. My ratujemy" - napisali przedstawiciele Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt.
"A teraz? Kolejny atak. Kolejna próba pokazania, że DIOZ jest zły. Dlaczego? Bo ujawniliśmy decyzję prokuratury, która umorzyła sprawę komendantki policji, radnej powiatowej – która ZNĘCAŁA SIĘ NAD KONIEM. Państwo się mści, bo obnażamy patologie elit tego państwa. Ale my się nie boimy" - podkreślili działacze.
Tą sprawą również zajmowali się dziennikarze "Uwagi!" TVN, którzy ujawnili, że należące do nadkomisarz policji, zarazem lekarki weterynarii i radnej powiatu zwierzę, miało być skrajnie zaniedbane. Właścicielka zwierzęcia odpierała zarzuty działaczy DIOZ, jakoby miała znęcać się nad zwierzęciem. Działacze złożyli w prokuraturze zawiadomienie, jednak śledztwo zostało umorzone. Mimo że - jak twierdzili przedstawiciele stowarzyszenia - opinia biegłego miała wskazywać, że cierpienie konia było bezsprzeczne.
Źródło: tvn24.pl, "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: bnorbert3/AdobeStock