Na szóstym odcinku specjalnym Rajdu Karkonoskiego zapalił się samochód polskiej załogi. Peugeota prowadził Radosław Typa, który na portalu społecznościowym opisał to, co wydarzyło się na trasie w niedzielne południe. On z poparzeniami twarzy, a jego pilot z poparzeniami rąk trafili do szpitala. "Dosłownie cudem wyskoczyliśmy z płonącej rajdówki" - informuje ranny kierowca.
Samochód zapalił się półtora kilometra od startu. Rajdowcom udało się samodzielnie opuścić płonący pojazd, a załoga jadąca za poszkodowanymi zawodnikami powiadomiła straż pożarną i pogotowie ratunkowe, które zaraz przyjechały na miejsce zdarzenia.
"Na szóstym odcinku specjalnym, podczas pokonywania bardzo szybkiej partii, nasze auto zaczęło słabnąć. Po chwili poczułem też zapach paliwa i momentalnie podjąłem decyzję o zatrzymaniu samochodu. To trwało dosłownie kilka sekund, ale zauważyłem też, że Daniel ma pod nogami kałużę paliwa... wiedziałem, że sytuacja jest niesamowicie groźna... W momencie, gdy otworzyłem drzwi nastąpił wybuch. Poczuliśmy bardzo silne uderzenie skierowane głównie na mnie, a ogień niestety dosięgnął mojej twarzy, która jest mocno poparzona..." - pisze na facebooku Radosław Typa, kierowcy feralnego auta.
"Przykra pozostałość"
Rajdowiec zaznacza, że ma świadomość tego, że jest to sport niebezpieczny i nieprzewidywalny, ale trudno mu zrozumieć to, co zdarzyło się w niedzielę na odcinku Lubomierz.
"Dosłownie cudem wyskoczyliśmy z płonącej rajdówki. Daniel ma poparzone ręce, na szczęście nie ma innych obrażeń... Moje poparzenia są jednak przykrą pozostałością po tym zdarzeniu" - komentuje dalej Typa.
I dodaje, że zaraz po wypadku oboje trafili do szpitala w Jeleniej Górze, gdzie stwierdzono, że ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. A jeszcze w niedzielę wieczorem został odwieziony do specjalistycznego szpitala w Siemianowicach Śląskich. Tam zostanie dokładnie zdiagnozowany i zostanie zaplanowany proces jego leczenia.
Trudny czas
Mimo że rajdowcy i ich rodziny przeżywają teraz trudne chwile, to cieszą się, że udało im się wyjść cało z groźnego pożaru. "Jak widzicie rajdy potrafią także doświadczyć w taki przykry sposób. Nie mamy pojęcia co się stało, nie popełniliśmy najmniejszego błędu i trudno mi wytłumaczyć to zdarzenie. Na całe szczęście w porę zdołaliśmy opuścić samochód i to dla nas najważniejsza wiadomość tej niedzieli." - kończy Typa.
Procedura bezpieczeństwa
Okoliczności zdarzenia są wyjaśniane przez policję i straż pożarną. Organizatorzy rajdu podkreślają, że ich procedury zadziałały prawidłowo.
- Zawodnicy szybko otrzymali pomoc medyczną, ponieważ na każdym odcinku specjalnym stacjonuje kilka karetek pogotowia ratunkowego i wozów straży pożarnej. Naszą procedurę bezpieczeństwa uruchomiła załoga, jadąca zaraz za płonącym samochodem. To oni zawiadomili służby. Reszta pojazdów udała się na serwis - mówił w niedzielę Andrzej Karaczun, rzecznik prasowy rajdu.
Wypadek w sobotę
Jest to drugie niebezpieczne zdarzenie na trasie 30. Rajdu Karkonoskiego. W sobotę doszło do wypadku, w którym ranny został niemiecki kibic.
- Jeden z kierowców uderzył w lampę, której obudowa spadła na głowę mężczyzny. Z obrażeniami głowy trafił do szpitala. Jego zdrowiu nic nie zagraża - informowała podinsp. Małgorzata Gorzelak z jeleniogórskiej policji.
Autor: zuza / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: www.Niechwiadowicz.com | M. Niechwiadowicz