"Droga mamo, Rosja jest potężna. Jedziesz kilka dni i nic nie ma. Ciągle tylko przestrzeń i przestrzeń, ale posuwamy się błyskawicznie w głąb z dnia na dzień" - napisał Fritz Kube w swoim ostatnim liście. Kilka miesięcy później dostała wiadomość: Fritza trafiła śmiertelna kula, zginął natychmiast. Listy i zdjęcia kobieta, za namową miejscowego księdza, schowała na strychu jednego z budynków w Walimiu (woj. dolnośląskie).
Fritz Kube z Wuestewaltersdorfu, czyli dzisiejszego Walimia, przywdział niemiecki mundur, chwycił za broń i ruszył do walki na froncie wschodnim. Tę zakończył 17 maja 1942 roku na Półwyspie Krymskim. W godzinach przedpołudniowych 17 maja nasza kompania natrafiła na uporczywy atak Rosjan na domostwa. Pani syn idący ściśle ze swoim plutonem skutecznie pokonał wielu wrogów. Rosjanie traktowali naszą grupę ostrym ogniem piechoty - relacjonował, w lipcu 1942 roku, dowódca kompanii w liście do matki młodego żołnierza. I dodawał: Fritza trafiła śmiertelna kula, zginął natychmiast.
"Pani syn oddał życie dla naszego Fuehrera"
Serce czytającej list matki przeszyła rozpacz. Choć miały pocieszyć ją wystukane na maszynie do pisania słowa: mamy nadzieję, że odnajdzie Pani pocieszenie w fakcie, że Pani syn Fritz oddał życie dla naszego Fuehrera oraz za przyszłość naszej ojczyzny. Kobiecie obiecano też, że wkrótce dostanie zdjęcie krymskiego grobu ukochanej latorośli z cmentarza bardzo ładnie położonego i dobrze utrzymanego.
Kilka miesięcy wcześniej 22-letni Fritz pisał do matki: Droga mamo, Rosja jest potężna. Jedziesz kilka dni i nic nie ma. Ciągle tylko przestrzeń i przestrzeń, ale posuwamy się błyskawicznie w głąb z dnia na dzień. Relacjonował olbrzymią biedę jaką widział po drodze i tęsknotę za domem. Myślę o Tobie i naszych górach. Czas płynie. Niekończące się pochody jeńców i ta ogromna przestrzeń. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. (...) bądź zdrów kochana mamo. Ta wojna wkrótce się skończy i znów będzie wszystko jak dawniej - nakreślił na kartce Fritz.
Skrytka katolików
Listy odnaleziono, podczas remontu, na strychu jednej z kamienic w Walimiu i przekazano Łukaszowi Kazkowi, popularyzatorowi historii Dolnego Śląska. - Ten przykład doskonale pokazuje niemiecką logistykę śmierci. Właśnie w ten sposób łagodzono ból i próbowano nadać sens walce za wodza III Rzeszy. Rodziny, które otrzymały taki list dostawały kartki żywnościowe i pomoc z gminy - mówi Kazek.
Dokumenty zostały złożone w skrytce wszystkich niemieckich katolików, którzy stąd pochodzili. Nie było ich wielu, zaledwie 40. Ewangelików mieszkało tu ok. 2,5 tys. - opowiada Kazek. Podkreśla, że skrytka była stworzona, podczas wysiedlenia, na polecenie miejscowego księdza Hahna.
Białe flagi miały uratować, ale naraziły na śmierć
Ten po południu 8 maja 1945 roku w maleńkim kościele wygłosił kazanie potępiające Adolfa Hitlera. Błagał też swoich parafian, by w obawie przed Rosjanami nie popełniali samobójstw. Prosił: zamiast się zabijać, wywieszajcie w oknach białe flagi.
Parafianie posłuchali. W oknach wywiesili prześcieradła. A duchowny postanowił działać. - Obiecał, że będzie starał się dotrzeć do sowieckiego oficera i poprosi, by oszczędzono ich jako ludność cywilną. Białe flagi niemieckich katolików nie spodobały się przejeżdżającemu przez Walim konwojowi SS - relacjonuje Kazek.
Gdy jeden z wojskowych zobaczył powiewające symbole, świadczące o kapitulacji i o tym, że w domach nie ukrywają się żołnierze, nie wytrzymał. Kazał natychmiast rozstrzelać księdza i wszystkich tych, którzy ośmielili się wywiesić prowizoryczne flagi. - Ludzie jednak ubłagali go o łaskę. Flagi zniknęły z okien, a konwój SS udał się w stronę Dzierżoniowa. Kilka godzin później tą samą drogą wkroczyli Rosjanie. Tej nocy w Europie skończyła się II wojna światowa, a w Walimiu 15 osób popełniło samobójstwo - wspomina dziennikarz magazynu "Inne Oblicza Historii".
Gdzie jest Paul Kube?
Co stało się z rodziną Fritza? Jak mówi Kazek, brat Fritza Paul Kube, służył w Luftwaffe. - Gdyby dziś żył miałby 97 lat. Jego losy są nieznane. Choć może wciąż żyją jego dzieci, szukam - przyznaje Kazek. Natomiast matka poległego żołnierza, Klara Kube, opuściła Walim w 1946 roku. Jesienią tego samego roku Walim opuścił ksiądz Hahn.
Rodzina Kube mieszkała w Walimiu:
Autor: Tamara Barriga / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: arch. prywatne Łukasza Kazka