Ponad miesiąc temu Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Legnicy zamieścił ofertę pracy dla lekarza medycyny ratunkowej. Choć placówka oferuje bardzo wysokie wynagrodzenie - ponad 50 tysięcy złotych brutto miesięcznie - jak dotąd nie zgłosił się ani jeden chętny.
Oferta pracy w legnickim szpitalu przewiduje stawkę w wysokości 225 złotych za godzinę, przy 240 godzinach dyżurowania w miesiącu. To daje 54 tysiące brutto za miesiąc pracy. Medycy wcale nie ustawiają się w kolejce do tego stanowiska. Wręcz przeciwnie - nie zgłosił się nikt, ani jeden kandydat, nawet do wstępnych rozmów.
"To nie jest praca dla każdego"
Rzecznik szpitala Tomasz Kozieł przyznaje, że notorycznie brakuje w nim personelu. Chętnie by zatrudniono co najmniej dwie, trzy osoby na każdym oddziale. W przypadku lekarzy medycyny ratunkowej sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Łącznie na Dolnym Śląsku jest ledwie około 70 specjalistów z tej dziedziny, kolejnych 45 osób jest w trakcie specjalizacji.
- Aby zostać specjalistą medycyny ratunkowej, trzeba skończyć studia medyczne, które nie są proste, trzeba odbyć staż podyplomowy, a następnie około sześcioletnią specjalizację, zakończoną egzaminem państwowym. Jak łatwo podsumować, to jest minimum trzynaście lat nauki, by móc pełnić tę funkcję. Żeby być dobrym lekarzem medycy ratunkowej, trzeba mieć też gigantyczne doświadczenie, wyczucie i talent medyczny. To nie jest praca dla każdego - tłumaczy Tomasz Kozieł, rzecznik szpitala.
Specjalistów ubywa
Prof. Juliusz Jakubaszko, ustępujący prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej, dodaje, że specjalizacja ta należy do najtrudniejszych i najbardziej wymagających. Szacuje, że w Polsce, do obsadzenia szpitali i jednostek przyszpitalnych potrzeba około 2500 specjalistów medycyny ratunkowej. Tymczasem - jak mówi prof. Jakubaszko - obecnie w kraju jest ich około 1100, z czego realnie pracuje może 700.
- Brakuje chętnych. Kwota zaproponowana przez szpital w Legnicy to moim zdaniem akt rozpaczy. Placówka chce w ten sposób za wszelką cenę utrzymać się, jako szpital węzłowy i swój Szpitalny Oddział Ratunkowy. Specjalistów medycyny ratunkowej cały czas ubywa. Starzy specjaliści się wykruszają, a w czasie koronawirusa dodatkowo dochodzi zmęczenie personelu - uważa profesor.
W marcu wojewoda kujawsko-pomorski proponował podwójne wynagrodzenie i zwrot kosztów przejazdów oraz ewentualnego pobytu w hotelu. Mimo to żaden lekarz nie zgłosił się do pracy na oddziałach covidowych w szpitalach w Grudziądzu i Radziejowie. Wojewoda wydał więc skierowania do pracy dla 77 lekarzy i pielęgniarek. Większość odwołała się od tej decyzji.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24