Czołgała się pod połamanymi drzewami, by odebrać poród. W szpitalu nie ma wody i prądu

Trudna sytuacja w klinikach na Majotcie
Trudna sytuacja w klinikach na Majotcie
Źródło: Reuters
Położna z Majotty opowiedziała historię porodu, do którego doszło w noc po uderzeniu cyklonu Chido w wyspy. Jak wspominała, aby dotrzeć do rodzącej, musiała wspinać się i czołgać przez połamane drzewa. Na zdewastowanym przez żywioł terytorium nie ma wody i prądu, co utrudnia pracę szpitalom położniczym.

W sobotę przez Majottę, francuskie terytorium zależne na Oceanie Indyjskim, przeszedł cyklon Chido. Wiatr o prędkości 225 kilometrów na godzinę zmiótł z powierzchni ziemi całe osiedla, zamieszkałe głównie przez ubogich emigrantów. Władze potwierdziły do tej pory śmierć 35 osób, ale obawiają się, że ofiar może być znacznie więcej.

W niedzielę burza dotarła nad południowo-wschodnie wybrzeża Afryki, gdzie spowodowała dalsze szkody. W Mozambiku zginęły co najmniej 73 osoby, zaś w Malawi - 13.

Poród w sercu burzy

W nocy, gdy cyklon przechodził nad Majottą, położna z kliniki w miejscowości Kahani otrzymała informację o porodzie, który rozpoczął się w pobliskiej wiosce. Kobieta natychmiast pospieszyła z pomocą rodzącej, chociaż ulice były zablokowane.

- Wyruszyliśmy, wspinając się na połamane drzewa, czołgając się pod innymi drzewami, biegnąc przez las - opowiedziała w rozmowie z agencją Reuters.

Gdy położna dotarła do domu, okazało się, że poród już się zakończył, a na świat przyszedł zdrowy chłopiec. Jego matka zdecydowała się nadać mu imię Chido. Położna zbadała dziecko i matkę oraz została przy nich na chwilę, by upewnić się, że wszystko jest w porządku.

Fatalne warunki

Wysoki przyrost naturalny i imigracja sprawiły, że Majotta, najbiedniejsze terytorium zamorskie Francji, stała się najszybciej rozwijającym się departamentem kraju. Główny szpital w stolicy terytorium - Mamoudzou - mieści najbardziej zatłoczony oddział położniczy we Francji, a co godzinę rodzi się tam dziecko. Wiele kobiet przebywających na Majotcie nielegalnie, obawiając się deportacji, decyduje się rodzić w slumsach, które zostały zrównane z ziemią przez burzę.

W ciągu pięciu dni od uderzenia cyklonu w centrum medycznym Kahani na świat przyszło 18 dzieci. Porody odbierane są w bardzo trudnych warunkach - od wielu dni nie ma dostępu do wody. Prąd zapewniały dwa małe generatory, wystarczające na zasilanie tylko niezbędnego sprzętu, głównie inkubatorów dla wcześniaków - leki i probówki z krwią muszą być przechowywane w specjalnych skrzyniach.

- Wszystkie porody odbywały się przy świetle czołówek, ponieważ w zalanych salach porodowych nie mieliśmy elektryczności - dodała położna z Kahani.

Czytaj także: