To nie był spokojny czas w pogodzie. Niemal bez przerwy towarzyszyły nam burze z intensywnym deszczem. Jak pisze dla nas synoptyk tvnmeteo.pl Arleta Unton-Pyziołek, od miesiąca żyjemy w prawdziwym tyglu pogodowym, a czerwiec przyniósł aurę wręcz ekstremalną.
W naszym klimacie do normy zaliczają się nawet ulewy podtapiające wsie i miasta, których sumy w czasie burz wyniosły od 50 litrów na metr kwadratowy w ciągu 30 minut w Warszawie do nawet 150 l/mkw. w ciągu ośmiu godzin w miejscowości Jodłownik koło Limanowej.
Najwyższa dobowa suma opadów deszczu w ogóle odnotowana w Polsce to aż 300 l/mkw. Tyle wody spadło w Tatrach, na Hali Gąsienicowej 30 czerwca 1973 r. Ale nie tylko w wysokich górach padają tak gigantyczne deszcze. W moim regionie, na Dolnym Śląsku pamiętamy o ulewach w Szczawnie-Zdroju pod Wałbrzychem, gdzie ekstremalnie wysokie opady wystąpiły w 1979 roku, kiedy to do poranka 17 czerwca spadło 205 l/mkw. w ciągu doby, a w nocy z 31 sierpnia na 1 września 2002 aż 178 l/mkw. w ciągu sześciu godzin. Wystarczyło, że front burzowy zatrzymał się na niewysokim Przedgórzu Sudeckim, na Górach Wałbrzyskich, by potężne bloki zbudowane z wody runęły na ziemię.
Rzadkie, ale typowe
Nawalne opady to zjawisko rzadkie, ale typowe dla naszego klimatu. Co roku po burzach zalewane są wsie rozsiadłe nad górskimi potokami oraz zabetonowane miasta z wieżowcami, które są dla natury niczym Góry Skaliste - pokryte cienką warstwą gleby niechłonącą wody. W Warszawie co roku zdarza się burza, która podtapia jeden z tuneli, Wisłostradę lub ulice z niedrożnymi studzienkami kanalizacyjnymi. Dzieje się tak, choć stolica jest miastem bardzo zielonym, z wieloma parkami i na ogół dziko płynącą Wisłą. Coroczne podtopienia większych miast są dla nas sygnałem byśmy odchodzili od "betonozy". Oddajmy naturze tyle ziemi, ile się da, a woda nie będzie płynąć miejskimi arteriami komunikacyjnymi tylko swobodnie wsiąkać w grunt.
Natomiast specyfiki gór i kapryśnego reżimu rzeki górskiej zmienić się nie da. Osiedla na tych terenach, w dolinach, były i pozostaną narażone na gwałtowne zjawiska niosące raz na kilka lat zniszczenie i śmierć. Tam chmura burzowa bywa zatrzymywana przez wzniesienia terenu, więc ciężka od wody spada na zbocza i doliny, powodując powódź błyskawiczną - żywioł porywający samochody, zawalający ściany budynków i zmieniający nawet lokalny krajobraz.
Dla mieszkańców zalanych regionów skończył się właśnie miesiąc ciężki, ale z meteorologicznego punktu widzenia bardzo ciekawy. Jeszcze w pierwszej dekadzie wystąpił nieco przyspieszony, tak zwany monsun letni, związany z napływem mas powietrza znad Atlantyku. Później dominowała cyrkulacja z południa i południowego wschodu napływało powietrze ciepłe i nasączone wodą jak gąbka. Często właśnie w okolicach przesilenia letniego lub jakiś czas po nim pojawiają się ulewy, a po nich powodzie zwane świętojańskimi.
Jakie będzie lato?
Pierwsza połowa czerwca przypominała maj, któremu bliżej było do marca. I choć wiosna w naszym klimacie to czas kapryśny w wyniku przebudowy pola temperatury nad kontynentem, by najchłodniej było nie na wschodzie tylko na północy, to zmiana klimatu zmienia nieco rytm cyrkulacji powietrza. Wiosną przestawia się ze strefowej, czyli zachodniej znad Atlantyku, na południkową, gdy przeważa napływ mas powietrza, albo z północy, albo z południa. Jednak kwiecień, ekstremalnie suchy i spokojny tego roku, był zupełnie inny niż powinien być, czyli zmienny i deszczowy. Dopiero czerwiec stanął na wysokości zadania, nadrobił wiosenne zaległości i rozkręcił letnią pogodę, miejscami przynosząc w jednej burzy tyle deszczu, ile zwykle pada w ciągu miesiąca (jak w Warszawie) albo i całego lata (tak jak w Małopolsce i na Podkarpaciu).
Co będzie dalej? Czy tego lata wrócimy na znane nam tory, czy porwie nas fala powodziowa? Najnowsze prognozy cyrkulacji powietrza nad Europą pozwalają sądzić, że mamy szanse na "normalne" lato. To wiąże się z bardziej zrównoważoną temperaturą, ale i zwykłym rytmem występujących na południu i południowym wschodzie intensywnych opadów deszczu, podtopień oraz powodzi.
Typowe polskie lato cechuje na ogół powrót po wiośnie do cyrkulacji strefowej powietrza z wtrąceniami gorących mas z południa. W tym okresie zwykle napływały polarne masy powietrza, raz ciepłe, raz chłodne, znad Atlantyku oraz południowo-zachodniej Europy. Od czasu do czasu wiry niżowe lub pogodne wyże zaciągały gorące masy powietrza znad Morza Śródziemnego, Afryki lub Bliskiego Wschodu. Zderzenie nad Europą Środkową tak różnych temperamentów mas powietrza z południa i zachodu zwykle przynosiło niebezpieczną aurę.
Zapowiada się gwałtowna pogoda w lipcu
Prognozy amerykańskiego modelu globalnego GFS zakładają na pierwszą połowę lipca zdecydowaną przewagę Atlantyku w kształtowaniu pogody. Znad jego wód przesuną się w naszą stronę masy powietrza i deszczowe fronty, co oznacza lato z łagodną temperaturą, ale i brak większej stabilności. Następować będą po sobie rozpogodzenia i przelotne opady oraz burze. To łagodna zatoka chłodu rozciągająca się od Grenlandii, po Alpy i Karpaty będzie rozdawać karty w pogodzie, choć gorące masy znad południowo-wschodniej Europy, Azji Mniejszej i Bliskiego Wschodu mają wcinać się na krótko w tę grę.
Przy takiej cyrkulacji niebezpieczeństwo stanowić będą wiry niżowe, które znad Atlantyku zapuszczają się na południe i nad ciepłym Morzem Śródziemnym nabierają wigoru, by ruszyć z powrotem na północ, tym razem w kierunku Polski. Te niże, zwane genueńskimi, przynoszą ulewy nad Sudety i Karpaty oraz fale powodziowe na rzekach górskich i nizinnych. W świetle najnowszych wyliczeń modelu Europejskiego Centrum Prognoz Średnioterminowych (ECMWF), sytuacja meteorologiczna w drugiej dekadzie lipca rozwija się niebezpiecznie w tym właśnie kierunku.
Co "widzą" modele?
Niepokoi prognoza mocnego odchylenia od normy opadów między 13 a 19 lipca 2020 na południu Polski oraz na Bałkanach. Wygląda to tak jakby niż, twór zbudowany z potężnych chmur deszczowych, miał sunąć na północ znad śródziemnomorskiej krainy winorośli i win, i zrzucić masy wody nad południową i wschodnią Polską w ciągu kilku dni.
Model długoterminowy amerykańskiej Narodowej Agencji Oceanu i Atmosfery (NOAA) "widzi" w lipcu przewagę cyrkulacji zachodniej i południowo-zachodniej, co oznacza niejednokrotnie stalowoszare niebo nad Bałtykiem oraz ulewy szczególnie na południu. Termicznie lipiec ma być przeciętny, a gorące masy powietrza pchane przez wiry niżowe znad Morza Czarnego, odpychane będą przez masy polarne znad Atlantyku.
Sporo kontrowersji budzą prognozy opadów na lipiec. Ostatnie wyliczenia amerykańskich superkomputerów wieszczą miesiąc na ogół suchy. Jednak wcześniejsze prognozy kilkukrotnie dawały szanse na opady w normie, tylko na południu i wschodzie - powyżej normy. Te na ogół są zasługą niżów bądź czarnomorskich, bądź wędrujących z południa Europy w kierunku Rosji. Sytuacja wygląda niepokojąco, więc oczy wszelkich służb muszą być zwrócone na górzyste południe, bowiem opady deszczu rzędu 100-200 l/mkw. przez kilka dni, mogą ponownie niszczyć życie i dobytek na Śląsku, w Małopolsce oraz na Podkarpaciu i Lubelszczyźnie.
Zagrożenie wyższymi niż zwykle opadami deszczu w regionach Polski wschodniej i południo-wschodniej "widzi" cytowany wcześniej europejski sezonowy model ECMWF. Natomiast mniej deszczu prognozuje na zachodzie kraju, już mocno doświadczonym suszą w roku ubiegłym i obecnym.
Spokojny sierpień
Prognoza na sierpień według wyliczeń superkomputerów zarówno amerykańskich, jak i europejskich, tchnie spokojem. Temperatura ma być na ogół w normie, a opady w normie i poniżej. Jest więc spora szansa na wyżową słoneczną pogodę oraz udany urlop nad Bałtykiem, na Mazurach i w górach.
W pierwszej dekadzie sierpnia często występuje kolejny, tak zwany letni monsun z deszczem niesionym przez fronty z zachodu, po którym rozbudowuje się późnoletni wyż nad środkową bądź wschodnią Europą, zaciągający suche i ciepłe powietrze znad słonecznej Turcji, krain Lewantu oraz Iranu.
Przy nieumiarkowanych zmianach pogody w naszym klimacie umiarkowanym trudno jest przedstawiać prognozy z wielką pewnością. Pewne jednak jest, że jeśli cyrkulacja powietrza utrzyma się w znanych nam ramach, to przynajmniej ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem przyjdzie na czas. Bo torów deszczonośnych niżów jak nurtu rzeki nie zmienimy.
Autor: Arleta Unton-Pyziołek / Źródło: tvnmeteo.pl