Wpłacili ponad 200 tys. zł kaucji i po niemal dwóch latach tymczasowego aresztu wyszli na wolność. Bracia B. i ich współpracownik Mateusz W. - szefowie tzw. "organizacji" przed gdańskim sądem odpowiadają za kierowanie grupą przestępczą czerpiącą korzyści z prostytucji przynajmniej 70 kobiet. Mężczyźni mieli tatuować kobiety, nadając im nazwy, np. "Niewolnica pana Leszka".
- Dobiegał końca dwuletni okres tymczasowego aresztu, w którym przebywali oskarżeni, i tym razem sąd musiałby się zwrócić o jego przedłużenie do sądu apelacyjnego, o to też wnioskował prokurator - powiedział Mariusz Marciniak z Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.
Jak wyjaśnił, sąd jednak po przeanalizowaniu sprawy zdecydował się nie przedłużać aresztu z zastrzeżeniem, że oskarżeni wpłacą kaucję. - Bracia B. jeszcze tego samego dnia wpłacili każdy po 60 tys. zł, również ich współpracownik Mateusz W. wpłacił 25 tys. zł. Wszyscy mają zakaz opuszczania kraju i dozór policyjny - podkreślił Marciniak.
Prokurator powiedział, że w ocenie sądu wszystkie dowody wskazują na duże prawdopodobieństwo winy oskarżonych, ale dalsze stosowanie tymczasowego aresztu nie byłoby wskazane. - Oskarżeni przebywali w areszcie prawie dwa lata, a przecież tymczasowy areszt nie może być formą odbywania kary, tym bardziej że w sprawie wyrok jeszcze nie zapadł - ocenił.
Następny termin rozprawy w procesie został wyznaczony na 24 sierpnia.
Pedagog szefem "organizacji"
W procesie "organizacji" na ławie oskarżonych zasiadło łącznie 21 osób - członków gangu sutenerów. Gang zasłynął brutalnymi metodami - prostytutki miały m.in. tatuaże podkreślające, czyją są własnością. Mimo to niektóre wciąż wspierają gangsterów.
Według aktu oskarżenia na czele grupy stali bracia B. - trzej mężczyźni w wieku 26, 31 i 24 lat. Działali od czerwca 2009 do września 2013 roku.
Szefem był 31-letni Aleksander, z wykształcenia pedagog, w swoim środowisku nazywany "Złoty", "Mniejszy" lub "Olo". Ściśle współdziałali z nim jego bracia Leszek i Paweł. Grupa działała głównie na terenie Gdyni-Witomina, gdzie mieszkała większość oskarżonych. Ci mieli jednak plany rozszerzenia działalności na całe Pomorze.
Z akt sprawy wyłania się obraz gangu zorganizowanego niczym sekta. Charakteryzowały go bezwzględna dyscyplina i fanatyzm. Obowiązywał ścisły podział ról i kary nie tylko za odmowę świadczenia usług seksualnych, ale też np. za wyjście bez zezwolenia. Kobiety często traciły cały zarobek, zdarzały się też brutalne kary fizyczne. Poza szefami w procederze uczestniczyli ochroniarze, którzy pilnowali biznesu. Zarządzał nimi Mateusz W., ps. Pimpas. Ochroniarze, szczególnie ci na niższych szczeblach organizacji, byli traktowani tak samo jak prostytutki. Ich życie było kontrolowane w każdym aspekcie, a z grupy nie można było odejść.
"Niewolnica pana Leszka"
Gangsterzy szukali młodych kobiet z problemami finansowymi. Poznawali je w klubach i dyskotekach, oferowali pożyczki, a gdy one nie mogły ich spłacić - proponowali świadczenie usług seksualnych. Kobiety były bite i zmuszane do seksu. Zarówno te, które dobrowolnie świadczyły usługi seksualne, jak i te zmuszane były traktowane jak niewolnice. Niektóre na nogach, plecach, ramionach i miejscach intymnych miały tatuaże podkreślające, do kogo należą, np. "Niewolnica Pana Leszka". Tatuowane było też słowo "Organizacja".
Bracia nie tylko układali im "grafik" pracy, ale też decydowali o możliwości wyjścia na zakupy, do fryzjera czy kosmetyczki - o całym życiu kobiet, które były im absolutnie podporządkowane. "Organizacja" zarządzała też czterema agencjami towarzyskimi w Gdyni. Jak wyjaśniał prokurator Marciniak, w każdej jednorazowo pracowało od sześciu do siedmiu kobiet, a w ciągu czterech lat przewinęło się ich w sumie około 70. Bracia wyszukiwali inne agencje towarzyskie i - stosując groźby oraz przemoc - zmuszali pracujące tam kobiety do płacenia haraczu (do 2 tys. zł miesięcznie od każdej z nich).
Prokuratorzy wyliczyli, że grupa zarobiła nie mniej niż 5,8 mln zł. Jak wyjaśnił Marciniak, pieniądze były rozdzielane według uznania braci pomiędzy członków grupy pomagających im w ściąganiu haraczy, pilnowaniu, umawianiu i kontrolowaniu pracy prostytutek.
Grozi im 15 lat więzienia
Na poczet kar grożących oskarżonym zabezpieczono część należącego do nich majątku o łącznej wartości prawie pół miliona złotych. Ustanowiono też hipotekę przymusową na należącym do jednego z oskarżonych mieszkaniu, w którym działała agencja towarzyska.
Za zarzucane przestępstwa oskarżonym grozi kara do 15 lat więzienia, grzywna oraz utrata korzyści osiągniętych z przestępstw.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: materiały prokuratury