13 osób z załogi statku badawczego Oceania otrzymało wypowiedzenia umów o pracę. W gronie zwolnionych są oficerowie, marynarze, personel hotelowy, mechanicy czy specjaliści aparatury badawczej. Wypowiedzenia wręczono im niespodziewanie, po kilku miesiącach od otrzymania 24 milionów złotych dotacji na działalność statku. Oceania to jedyna polska jednostka zdolna do prowadzenia badań naukowych poza Bałtykiem, od 35 lat dociera do Arktyki.
To kolejne problemy Oceanii należącej do Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk. W październiku 2024 roku naukowców zaskoczyła informacja, że Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego wstrzymało finansowanie statku. Brak dotacji oznaczałby koniec polskich badań w rejonach Arktyki i na Bałtyku, a także wielu międzynarodowych projektów naukowych.
- Trudno nam pojąć decyzję polskiego Rządu, który po 35 latach dobrej roboty odcina kluczowe źródło finansowania dla tej jednostki - informował wówczas Instytut Oceanologii Polskiej Akademii Nauk.
Apel naukowców zyskał ogólnopolski zasięg i statkowi po kilku dniach przyznano łączne dofinansowanie w wysokości 24 milionów złotych. Jesienią ubiegłego roku ówczesny minister nauki i szkolnictwa wyższego Dariusz Wieczorek tłumaczył, że resort nie wstrzymał finansowania, a problemy z przyznaniem Oceanii dotacji wynikały z procedur konkursowych i konieczności dosłania dodatkowych dokumentów.
Otrzymana dotacja i wręczanie zwolnień
Ze zwolnionymi pracownikami spotykamy się przy Oceanii, która jest zacumowana w gdańskim Nowym Porcie. O likwidacji stanowisk pracy dowiedzieli się pod koniec stycznia. - Jest taki stan zawieszenia. Niektórzy mieli miesiąc wypowiedzenia, czyli już są bezrobotni – mówi nam Łukasz Hoppe, specjalista aparatury badawczej.
Załoganci dodają, że w zwolnionej grupie znajdują się specjaliści z wieloletnim doświadczeniem. Wszyscy są zawodowymi marynarzami, którzy – jak słyszymy – doskonale znają specyfikę dalekomorskich wypraw naukowych, nawet za koło podbiegunowe.
- Jeżeli nie będzie załogi, która potrafi ten statek obsłużyć, Oceania nie wypłynie - uważa Sebastian Szymanek, elektryk, który pokazuje nam otrzymane wypowiedzenie. - Pięć stron skomplikowanego pisma językiem prawniczym, w którym jest napisane, że likwidują nasze stanowiska pracy - opisuje.
Wypadek i kontrola
- Nikt nie stracił pracy, zmieniliśmy system zatrudniania – oświadcza prof. Jan Węsławski, dyrektor Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk i dodaje, że poprzedni, oparty na zatrudnianiu załogi na podstawie umów o pracę, "nie odpowiada systemowi kodeksowemu prawa pracy w Polsce".
Stanowisko, że marynarze nie mogą pracować na zwykłych etatach, to wnioski kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, która weszła na statek po wypadku jednego z załogantów w 2023 roku. Doszło do niego podczas corocznej wyprawy na Spitsbergen.
– Inspekcja pracy stwierdziła, że mamy przekroczone w zupełnie niedopuszczalny sposób, zgodnie ze współczesną literą prawa, liczbę nadgodzin – mówi nam prof. Jan Węsławski. Wielomiesięczną kontrolę pamiętają także załoganci. – Stwierdzono wiele nieprawidłowości, głównie jeśli chodzi o czas pracy i sposób zatrudnienia załogi – mówi nam Sebastian Szymanek.
Bezprawne warunki zatrudnienia
Dotychczas załoganci Oceanii pracowali na umowach o pracę w układzie zbiorowym. Taki układ to porozumienie, które ustalono ze związkami zawodowymi i Instytutem Oceanologii PAN jeszcze w latach 90. - Wszystko działało dobrze, po czym inspektorzy stwierdzili, że nasze porozumienie jest kompletnie nieprawne i musimy je zmienić i przejść na system tak zwanego zatrudnienia morskiego – wskazuje prof. Węsławski.
Wnioski Państwowej Inspekcji Pracy są jasne – marynarze mają być zatrudnieni na marynarskich umowach o pracę, a Instytut Oceanologii PAN musi zatrudnić dwie załogi. Według wyliczeń, które przekazał nam dyrektor Węsławski, szacunkowy koszt tej zmiany to niemal trzy czwarte całej rocznej dotacji na utrzymanie statku.
Oceania otrzymała od Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego łącznie 24 miliony złotych do 2026 roku.
- Z tych 8 milionów złotych rocznie, 3,14 miliona to są pieniądze na pensje dla załogi i to jest zapisane w oficjalnych dokumentach rządowych. My je wszystkie musimy wydać na załogę, ale z tych pieniędzy musimy mieć co najmniej 200 dni w morzu i tych pieniędzy by nam kompletnie nie wystarczyło, żeby utrzymać z tego 3,14 miliona nawet dwie załogi – wylicza prof. Węsławski.
Załoganci nie rozumieją kalkulacji wynagrodzeń Instytutu. - To, w jaki sposób w poprzednich latach potrafiliśmy przepływać 210 dni przy budżecie 6-milionowym. Teraz jest 8 milionów i teraz nie możemy? – zastanawia się marynarz Sylwester Hałoń.
JDG zamiast marynarskich umów
Aby dopiąć budżet, załogantom wręczono wypowiedzenia dotychczasowych umów o pracę i zaproponowano przejście na kontrakty B2B - jednoosobowe działalności gospodarcze. Ci jednak nie zgadzają się na takie rozwiązanie i dodają, że większość z nich fizycznie nie widziała tych kontraktów.
- Generalnie jest to nie do zaakceptowania. Mamy informacje z dwóch niezależnych instytucji, że polskie prawo i przepisy, które Urząd Morski też tutaj musi respektować, że po prostu jest to niezgodne z prawem – wskazuje Sebastian Szymanek.
- Czy Państwowa Inspekcja Pracy popiera umowy B2B na Oceanii? – pytamy dyrektora Węsławskiego. - Absolutnie nie, PIP opowiada się zdecydowanie przeciwko kontraktom. Natomiast my się posługujemy wyrokiem sądu i wyrokiem (pismem – red.) Urzędu Morskiego, który te kontrakty sprawdził w przypadku polskiego statku i stwierdził, że jest to wszystko legalne – wspomina dyrektor.
Brak sygnatury sprawy i pismo bez adresata
Zapytaliśmy prof. Węsławskiego o dokładną sygnaturę sprawy i szczegóły wspomnianego wyrok sądu. Do chwili publikacji artykułu, nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Sprawdziliśmy także pismo z Urzędu Morskiego przesłane nam przez dyrektora Instytutu Oceanologii PAN. To, które miało świadczyć o legalności zatrudnienia załogantów na podstawie umów B2B. Dokument nie miał wpisanego adresata, ani razu nie padała w nim nazwa statku Oceania, a jego treść nie odnosiła się wprost do konkretnych warunków zatrudnienia na Oceanii, co potwierdził nam Ogólnopolski Związek Zawodowy Oficerów i Marynarzy w Gdyni.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Budują zrobotyzowane statki. "Uważamy, że pomoże to w ewolucji i cyfryzacji żeglugi"
Ponadto Urząd Morski w Gdyni zaprzecza, jakoby Instytut Oceanologii PAN kontaktował się z nim w sprawie zatrudnienia na Oceanii.
Pensje "lepsze niż na innych statkach"
- Prowadziliśmy długą dyskusję z użyciem związków zawodowych (...) przekonując marynarzy, że bardzo nam przykro, ale inaczej się nie da. Nie możemy, nie miałbym sumienia prosić o więcej, bo mamy tyle pieniędzy, ile trzeba. To są pieniądze godne i wystarczające do utrzymania tych uczciwych płac – mówi prof. Węsławski.
- Gdybyśmy chcieli więcej na pensje, to uważałbym, że to jest przepalanie pieniędzy. To są prawdziwe pensje, które są lepsze niż na innych naszych statkach w Polsce – dodaje dyrektor, zaznaczając, że system samozatrudnienia funkcjonuje na większości innych jednostek.
- Chodzi o to, że jeżeli nas zatrudnią na jednoosobowe działalności gospodarcze, to nasz czas pracy pozostanie poza jakąkolwiek kontrolą. Żaden organ nie będzie mógł tego sprawdzić, a spowoduje to po prostu fizyczne i psychiczne wyniszczenie załogi – przekonuje Sebastian Szymanek.
Rejsy zagrożone? Dyrektor zaprzecza
Najbliższy planowy rejs Oceanii po Bałtyku ma się odbyć 1 kwietnia. W maju (po wygaśnięciu okresy wypowiedzeń zwolnionej załogi) Oceania zgodnie z planem ma wyruszyć na Azory, a później na Spitsbergen. Zdaniem załogantów te rejsy są zagrożone. Zaprzecza temu dyrektor Instytutu.
- Mamy już nadmiar potencjalnych kapitanów i pierwszych oficerów, zgłosiło się kilku kucharzy, więc mamy zapas. Nie ma tego niebezpieczeństwa – oznajmia prof. Jan Węsławski. Załoga nie wierzy jednak w te zapewnienia.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Badali broń chemiczną na dnie Bałtyku. Znaleźli torpedę
- Dyrektorowi może się wydawać, że do obsługi całego statku może być tu każdy. Po prostu obojętnie kto obsłuży wszystkie te urządzenia, a to niestety tak nie jest. Trzeba mieć lata doświadczeń. Trzeba oczywiście też mieć odpowiednie dokumenty. Nie każdy (...) kto przyjdzie z ulicy, nadaje się, żeby tutaj pracował. Bo to są warunki często bardzo ciężkie, sztormowe. W grę wchodzi Arktyka – przekonuje marynarz Sylwester Hałoń.
"Tylko marynarskie umowy o pracę"
Załoga stawia sprawę jasno. - Musiałyby się pojawić nowe umowy na stole prawdopodobnie, żeby ludzie dalej się nie rozjeżdżali i nie szukali innej pracy – przekonuje Łukasz Hoppe, który na Oceanii zajmuje się obsługą urządzeń pomiarowych. - Umowy marynarskie o pracę na czas nieokreślony. Nie kontrakty – dodaje Hałoń.
Dyrektor, pytany przez nas, jaki procent szans daje na wyjście z impasu i nawiązania porozumienia z pracownikami, odpowiada, że sto. - Bo właściwie nie ma nikogo, kto trzasnął papierami i poszedł – mówi prof. Węsławski.
Na facebookowym profilu Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk 19 marca opublikowano ogłoszenie o naborze oficera-mechanika i motorzysty. Z kolei w Biuletynie Zamówień Publicznych Instytutu Oceanologii PAN zauważyliśmy interesujący wpis.
W zakładce Plan postępowań o udzielenie zamówień na rok 2025 (ostatnia aktualizacja w marcu), odnaleźliśmy pozycję: Usługi marynarskie na jednostce pływającej s/y Oceania, które wyceniono na 5 563 524,00 zł. To niemal pokrywa się z kosztem marynarskich umów o pracę. – Wygląda to tak, jakby chcieli nas zatrudnić przez przetarg – twierdzi załoga.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Anita Walczewska/EastNews