Piero Fama czekał przed hotelem włoskiej reprezentacji w sumie 6 godzin. Opłaciło się – tuż przed wyjazdem na stadion piłkarze... wręczyli mu bilet na mecz.
Takie historie zdarzają się tylko w filmach lub... albo w Gdańsku. - To niesamowite, co za dzień – nie mógł ochłonąć Włoch. – Stałem w tłumie kibiców obok autokaru, kiedy przez okno zobaczyłem siedzącego już na miejscu Demetrio Albertini (wieloletni reprezentant Włoch w piłce nożnej, obecnie działacz włoskiej federacji piłkarskiej – red.), którego podziwiam za 20 lat gry dla AC Milan. Krzyknąłem do niego po włosku pytanie, czy nie ma jeszcze jakiegoś wolnego biletu, a on się uśmiechnął. I za chwilę podszedł do mnie człowiek z reprezentacji i wręczył mi dwa bilety! Czekał w deszczu Piero Fama swoje szczęście okupił długim oczekiwaniem. Najpierw w sobotę, w dniu przyjazdu Włochów do hotelu Rezydent w Sopocie, czekał 3,5 godziny, by ich choć przez moment obejrzeć. - Lał deszcz, ale trudno, ja musiałem ich zobaczyć – opowiada. W dniu meczu ustawił się pod hotelem na 2,5 godziny przed wyjściem reprezentacji do autokaru. - Dziękuję Demetrio – krzyczał na cały głos szczęśliwy kibic, kiedy Włosi odjeżdżali już w stronę stadionu. - To cudowne! Nigdy nie dostaniesz tego, o czym marzysz, jeśli nie zapytasz! - Piero niemal skakał ze szczęścia. Stadion zamiast restauracji Piero pochodzi z Sycylii. Od pięciu lat mieszka w Polsce, tutaj pracuje i tu ma dziewczynę. Dzisiejszy wieczór miał spędzać z przyjaciółmi, oglądając mecz we włoskiej restauracji. - Teraz muszę ich przeprosić, ale zaraz jadę na stadion – tłumaczył, biorąc telefon do ręki. – Najpierw zadzwonię do kolegi, żeby jechał razem ze mną, a potem do rodziny i znajomych, żeby opowiedzieć, co mi się przytrafiło.
Autor: Magda Zydek / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN | Magda Zydek