W karambolu na drodze ekspresowej S7 w Borkowie koło Gdańska zginęło rodzeństwo: 12-letni Tomek i 9-letnia Eliza - przekazała we wtorek prokuratura. Do ich identyfikacji potrzebne były badania DNA. Wcześniej już służby informowały, że wśród ofiar byli także chłopcy: 7-letni Nikodem i 10-letni Mikołaj. W poniedziałek odbyła się sekcja zwłok ofiar.
O ustaleniach śledczych poinformował Wojciech Dunst z Prokuratury Rejonowej w Pruszczu Gdańskim. - Było to niestety rodzeństwo: Eliza w wieku 9 lat i Tomek w wieku 12 lat, którzy samochodem podróżowali z meczu Lechii Gdańsk z Legią Warszawa ze swoim ojcem, który też jest ranny w wyniku tej katastrofy i przebywa obecnie w szpitalu w Gdańsku - przekazał.
Dodał, że mężczyzna jest w ciężkim stanie. Dzieci pochodziły z powiatu malborskiego. Do ich identyfikacji konieczne były badania DNA. Sekcja zwłok ofiar odbyła się w poniedziałek.
Wcześniej potwierdzono tożsamość dwóch osób. Jak przekazał Dunst, to koledzy z powiatu gdańskiego: 7-leni Nikodem i 10-letni Mikołaj.
Czytaj także: Rano był pasowany na ucznia, w nocy zginął w karambolu
Do karambolu doszło 18 października wieczorem na S7 koło Gdańska, między wjazdem Lipca a Gdańsk Południe, na remontowanym odcinku trasy w Borkowie. W katastrofie uczestniczyło 21 pojazdów - 18 osobowych i trzy ciężarówki, którymi łącznie podróżowało 56 osób. Cztery osoby zginęły, a 15 zostało rannych.
Prokurator Dunst przekazał, że dwie osoby nadal przebywają w szpitalu.
Prokurator: musimy ustalić, czy kierowca zasnął albo były jakieś przyczyny zdrowotne
Jak dodał później prokurator, 37-latek podejrzany o spowodowanie wypadku to zawodowy kierowca, posiadał wszystkie uprawnienia.
- (Przed nami - red.) ustalenia stanu zdrowia kierowcy, który mówi, że nie pamięta przebiegu zdarzenia. Musimy ustalić, czy kierowca mógł zasnąć, czy może były to jakieś przyczyny zdrowotne - tłumaczył Dunst. - Będzie ustalany czas pracy tego kierowcy w dniu zdarzenia, jak i w dniu poprzedzającym zdarzenie, czy nie przekroczył w poprzednim dniu normy swojego czasu pracy. W tym dniu (w dniu wypadku - red.), według zapisów tachografu, nie przekroczył czasu pracy - dodał.
Na czwartek zaplanowano badanie trzech pojazdów – tego, który spowodował wypadek wraz z naczepą oraz dwóch pojazdów, w których podróżowały ofiary. W poniedziałek samochód ciężarowy był ważony - jak ustalili śledczy, nie był przeładowany.
W kabinie znaleziono drugi telefon
Podczas przeszukania kabiny ciężarówki, znaleziono drugi telefon. - Z drugiego telefonu nie korzystał, a ten pierwszy telefon będziemy badali, bo wstępnie wynika, że w momencie zdarzenia nie korzystał, ale są okoliczności, które musimy ustalić, o których nie chcę w tej chwili mówić - powiedział prokurator.
Śledczy mają również sprawdzić oznakowanie trasy, na której doszło do wypadku. Te czynności zaplanowane są na wieczór we wtorek lub środę. - Jesteśmy na początku postępowania przygotowawczego - powiedział Dunst.
Prokuratura przesłuchała już około 20 osób, między innymi matkę jednego z chłopców, którzy zginęli.
- Potwierdza, że kierowca nie hamował. Mimo że widziała jego światła w lusterku, to nie dało się tego (zderzenia) uniknąć - przekazał prokurator.
Kierowca był trzeźwy
37-letni kierowca ciężarówki usłyszał zarzuty spowodowania katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu wielkich rozmiarów, w wyniku której śmierć poniosły cztery osoby, a piętnaście zostało rannych. Mężczyzna w prokuraturze nie przyznał się do zarzutów i odmówił składania wyjaśnień. Odpowiadał jedynie na pytania swoich obrońców.
W niedzielę prokuratura ujawniła, że badania toksykologiczne nie wykazały obecności substancji psychoaktywnych. - Oznacza to, że kierowca w chwili zdarzenia był trzeźwy i nie znajdował się pod wpływem środków psychoaktywnych – powiedział Duszyński.
Dodał, że z zapisu tachografu wynika, że w chwili zderzenia z innymi pojazdami tir poruszał się z prędkością 89 km/h, a na tym odcinku drogi dopuszczalna prędkość wynosi 80 km/h.
Prokuratura wnioskowała o zastosowanie tymczasowego aresztu na trzy miesiące argumentując to między innymi zagrożeniem wysoką karą wobec Mateusza M. Za spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym grozi mu do 15 lat więzienia.
Mariusz Duszyński poinformował w niedzielę wieczorem, że sąd zdecydował jednak o dozorze policyjnym wobec podejrzanego.
Czytaj także: Szukają kierowców, którzy byli świadkami karambolu na S7
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24