W "Wiktorii 1920" jest taka scena: Rosjanin znęca się nad polskim żołnierzem. Zanurza jego rękę w kotle z wrzątkiem. Słyszymy, jak ofiara krzyczy. Słyszymy, jak oprawca się śmieje. Widzimy, jak zdziera skórę z dłoni ułana, jakby zdejmował rękawiczkę. Jakbyśmy tam byli. Pola, która obejrzała film w szkole, od miesięcy myje się zimną wodą, ostatnio po raz pierwszy zaparzyła wodę na herbatę. Projekcje filmów wojennych w wirtualnej rzeczywistości zafundował 13- i 14-latkom minister Przemysław Czarnek. Sprzęt na "lekcje" dostarczył koncern Meta - właściciel Facebooka.
- Czuję, jak przyspiesza mi tętno i wali serce. Wszystko wokół staje się zbyt intensywne - dźwięki, światła, ludzie. Na początku nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Teraz wiem, że to są ataki paniki - opowiada Pola, uczennica ósmej klasy.
Wracają. W różnej formie, w najmniej spodziewanych momentach.
- Czasem dopada mnie wielki strach, taki lęk i przeczucie, że zaraz ktoś mnie zabije, skrzywdzi. Że zaraz wydarzy się coś bardzo złego. Moje ciało się wtedy całe napina. Wchodzę w stan pełnej gotowości - analizuję wszystko wokół, reaguję na każdy ruch, dźwięk. Kiedy to mija, jestem zupełnie wyczerpana - mówi dziewczynka.
Od psycholożki usłyszała, że to, czego doświadcza, to "derealizacje". Zdarzają się też momenty "dysocjacji".
- Dotykam przedmiotów, ale ich nie czuję. Wszystko wydaje się nierzeczywiste. Moje ciało jakby nie należało do mnie. Wszystko jest jak za szybą. Tak było na przykład wtedy, gdy na wakacjach przechodziłam obok pomnika czołgu i nagle przypomniała mi się scena z Powstania Warszawskiego - opisuje 14-latka.
Skąd nastolatka "pamięta" scenę z powstania? I co sprawiło, że zmaga się z problemami psychicznymi?
W listopadzie 2023 roku Pola, wtedy 13-letnia, wzięła udział w projekcie ministra Przemysława Czarnka "Innowacyjna historia – nowoczesne technologie w służbie edukacji". Ona i dziesiątki tysięcy uczniów, w ramach lekcji, przez ponad 40 minut, oglądali filmy historyczne w wirtualnej rzeczywistości. I nawet, jeśli tylko Pola tak dotkliwie ucierpiała po ich obejrzeniu, to i tak jest to o jedno dziecko za dużo. Ale specjaliści nie mają wątpliwości: dzieci z urazem psychicznym po lekcjach w VR i ich bolesnymi dla zdrowia i życia konsekwencjami może być znacznie więcej.
A właściwie - zostali w nie zanurzeni. Dzięki goglom VR uczniowie stali pośród ruin, słyszeli wybuchy, patrzyli na przemoc z tak bliska, że mogli mieć wrażenie, że śmierć jest w zasięgu ich ręki. Dzięki wysokiej rozdzielczości obrazu byli jakby tam teraz.
Pokazano im dwa tytuły: "Wiktoria 1920" o Bitwie Warszawskiej oraz "Kartkę z Powstania".
Z Polą rozmawialiśmy w kwietniu 2025 roku. Wcześniej kilkakrotnie spotykaliśmy się z jej mamą. To ona jako pierwsza zauważyła, że z córką dzieje się coś niepokojącego. Zgłosiła się po pomoc do specjalistów od zdrowia psychicznego. Gdy usłyszała diagnozę: zespół stresu pourazowego (PTSD), najpierw zadbała o wsparcie psychologiczne i leczenie farmakologiczne dla Poli. Po miesiącach terapii córki zdecydowała się opowiedzieć, z czym musiała się mierzyć jako matka - żeby inni rodzice mogli lepiej zrozumieć, co się stało.
A tak widziała córkę jej mama.
Najpierw pojawia się bodziec. Czasem wyraźny - jak wtedy, gdy we wrześniu poszłyśmy z Polą do sklepu i podałam jej buty w stylu oficerek. Bez słowa skuliła się i zaczęła cała drżeć. To nie był pierwszy atak, ale jeden z tych niespodziewanych. Bo co takiego mogło być w butach, żeby wywołać panikę?
Czasem, przed atakiem, zdąży jeszcze krzyknąć: "Mamo!", ale po chwili już nie reaguje. Nie słyszy, co się do niej mówi. Zalewa się potem, cała się trzęsie. Trwa to długie minuty, po których całkiem opada z sił.
Innym razem - czołg pod muzeum. Przechodziłyśmy obok, nic szczególnego - stary, pomalowany na zgniłozielony kolor czołg. Dla mnie tylko kawał żelastwa, dla niej - trigger. Pola nagle blednie i osuwa się na ziemię. Jakby ciało odcięło zasilanie.
Pani dziecko wróciło z wojny
Jak to się zaczęło?
Przez Librusa - szkolny dziennik elektroniczny - przyszła wiadomość, że w naszej szkole będzie realizowany projekt edukacyjny "Innowacyjna historia". Zajęcia z historii w wirtualnej rzeczywistości dla klas siódmych i ósmych. Poproszono, by rodzice zapoznali się z przeciwwskazaniami i wyrazili zgodę na udział dziecka.
Na liście były między innymi: epilepsja, posiadanie rozrusznika, choroby psychiczne, na przykład depresja. Organizatorzy przestrzegali też, że nie można oglądać filmów w VR, jeśli ktoś cierpi na zespół stresu pourazowego (szczególnie dzieci, które brały udział w wojnie i doświadczyły związanej z tym traumy), ale nigdzie nie pisali, że udział w seansach może taki problem wywołać.
Nie przyszło mi do głowy, że może chodzić o coś drastycznego, epatującego przemocą. Podpisałam zgodę. Wszyscy z klasy poszli na projekcję, którą urządzono w sali gimnastycznej. Moja 13-letnia córka, Pola - wtedy uczennica siódmej C - też.
Nauczycielka historii powiedziała mi później, że zaufała pieczątce ministerstwa. Wychowawczyni mojej córki, nauczycielka języka polskiego, która również przyszła na tę lekcję, zdjęła gogle po minucie. Powiedziała, że fizycznie nie była w stanie tego wytrzymać - pierwsze zetknięcie z technologią VR było dla niej zbyt intensywne, przytłoczyło ją.
Ale pozostali nauczyciele obejrzeli do końca. Uczniowie też. Nikt nie przerwał pokazu.
Dzieci oglądały dwa wojenne filmy bez żadnego przygotowania przed, żadnej rozmowy po. W ramach lekcji. Później nauczycielki przyznały, że nikt wcześniej tych filmów w szkole nie weryfikował. Nie oceniał. Wystarczyło im, że za projektem stało ministerstwo edukacji.
Pola jakoś wróciła do domu sama. Gdy przyszłam z pracy, zobaczyłam ją leżącą na kanapie. Bez sił, z gorączką. Powiedziała, że bardzo źle się czuje. Że coś jej się przydarzyło w szkole. "Po tym filmie nie wiedziałam, gdzie jestem" - mówiła. I że błąkała się po szkole, dotykała ścian, próbując sobie przypomnieć, gdzie jest. Nikt jej nie pomógł.
Widziałam, że to, co zobaczyła, mocno na nią podziałało. Pola jest bardzo wrażliwa i empatyczna. Ale myślałam: przejdzie jej. Następnego dnia normalnie poszła do szkoły. Kolejnego też.
Mijały dni, tygodnie - a z Polą działo się coraz gorzej. Nie mogła spać. Budziła się w środku nocy, zlana potem. Zaczęły się ataki paniki i lęku bez wyraźnego bodźca. Na przykład córka siedzi przy biurku i nagle ogarnia ją przekonanie, że ktoś za nią stoi i mierzy jej w tył głowy z broni. Kładzie się na podłodze, kurczowo trzyma się krzesła. Cała się trzęsie.
Zatrzymajmy się na chwilę. Skąd u Poli - we własnym, bezpiecznym pokoju - mogło pojawić się tak silne poczucie zagrożenia?
W "Wiktorii 1920" jest scena, w której Tadek staje przed brutalnym wyborem: ma zastrzelić leżącą na ziemi dziewczynę albo samemu zginąć. Wchodzimy, my widzowie, w wirtualne ciało Tadka. "Jesteśmy" Tadkiem. Nasza drżąca ręka - w rękawie munduru z 1920 roku - trzyma broń. Sowiecki żołnierz w tym czasie celuje nam w głowę, każe strzelać. Możemy spojrzeć mu głęboko w oczy. Nie mamy wpływu na przebieg wydarzeń. Nie podejmujemy decyzji - mamy je tylko przeżywać.
W goglach, słuchawkach, odcięci od bodźców ze świata zewnętrznego pociągamy za spust.
Może stąd?
Coś, co zmieniło moje życie
Wróćmy teraz do historii mamy Poli.
Na początku myślałam, że to też przez szkołę. Że chodzi o stres, sprawdziany, presję na oceny. Myślałam, że po prostu dojdzie do siebie. Później były ferie i pojechałyśmy razem na wakacje. Zmiana otoczenia w niczym jednak nie pomagała.
Codzienne, zwyczajne sytuacje stawały się dla Poli trudne. Któregoś dnia znalazłam na jej biurku kartkę, na której napisała: "Już nie dam rady. Nie wiem, co będzie jutro". Po feriach zaczęłam szukać pomocy. Znalazłam psychoterapeutkę specjalizującą się w pracy z młodzieżą. Siedzimy po raz pierwszy w gabinecie i Pola mówi takie zdanie:
- Proszę pani, zdarzyło się coś, co na zawsze zmieniło moje życie.
Psycholożka była zaskoczona, ale nas nie zbagatelizowała. Już po pierwszej wizycie stwierdziła: - Mamy kwiecień, minęło już kilka miesięcy. Pani córka przeżyła traumę wojenną. I rozwinął się u niej zaawansowany zespół stresu pourazowego.
Skontaktowałam się z Polskim Towarzystwem Badań nad Stresem Pourazowym. Potwierdziłam podejrzenia terapeutki u psychiatry. Zaczęłam czytać, zgłębiać temat - chciałam zrozumieć, czym jest PTSD i jak działa wirtualna rzeczywistość. Pamiętam ten moment, kiedy trafiłam na informację, że mózg nie odróżnia rzeczywistości wirtualnej od prawdziwej. Dla mózgu to, co widzimy i przeżywamy w VR, jest realne.
Dla naszego mózgu jesteśmy tam, autentycznie, w tej sytuacji. Dopiero wtedy zrozumiałam, co przydarzyło się Poli. Trudno było usłyszeć, że moje dziecko wróciło z wojny. Z żołnierzami, egzekucjami i ruinami w głowie.
Zaczęłam bardzo uważać, gdzie jesteśmy i w jakim otoczeniu, co robimy. Ale czasem wystarczyło, że leżałam na dywanie i ćwiczyłam, a Pola dostawała ataku paniki i traciła kontakt z rzeczywistością. Pytałam: - Co się dzieje?
- Mamo, bo ty leżałaś… jak ona.
Kim jest "ona"?
"Ja też nie lubię Niemców"
Wyobraźmy sobie... "Kartka z Powstania". Listopad 2023 roku. Jesteśmy w sali gimnastyczna w szkole, uczniowie zakładają gogle VR.
Chwilę później piksele układają się w ciemny tunel kanału. Jesteśmy w roku 1944. Pod walczącą stolicą, wśród grupy powstańców. Leżymy na ziemi - ranni, bezbronni. Nad nami pochyla się Zosia, młoda sanitariuszka. Patrzy nam prosto w oczy, opatruje rany - jesteśmy zdani na jej pomoc. Inni podchodzą bliżej, spoglądają na nas, twarz przy twarzy, niemal na wyciągnięcie ręki. Pestka, jeden z ukrywających się w kanałach, rzuca: podoba ci się Zosia?
Wtedy dowiadujemy się, że jesteśmy Alkiem, młodym i dzielnym mężczyzną ze Śląska, który dołączył do Powstania. W anglojęzycznej wersji "Kartki z Powstania" jesteśmy bohaterem pochodzącym z Teksasu.
W obu wersjach jesteśmy kimś spoza - osobą z zewnątrz, która jednocześnie jest silnie związana z powstańcami przez wspólną walkę przeciwko nazistom.
"To prawda, że jesteś z daleka?" - pyta w kanałach Zosia.
"Nie słyszysz po akcencie?" - odpowiada jeden z polskich powstańców.
I wtedy nasz - a właściwie użytkownika, widza zanurzonego w tej opowieści - głos mówi: "Ja też nie lubię Niemców".
Ruszamy dalej kanałami. Słyszymy echo kapiącej wody (dźwięk rozchodzi się przestrzennie). Widzimy ciało młodej sanitariuszki – leży nieruchomo, z otwartymi oczami. Na ścianie obok ostrzeżenie: "Uwaga Niemcy".
Zosia sięga po pistolet, a jeden z mężczyzn pochyla się nad ciałem. To moment, w którym akcja "Kartki z Powstania" na chwilę zwalnia - możemy przyjrzeć się otoczeniu, zatrzymać na tym obrazie.
To właśnie tę postać miała na myśli Pola, mówiąc o "niej" - o sanitariuszce, która "leży tak samo". Wtedy na dywanie, jak mama.
Mama Poli, która stara się zrozumieć, co przeżyła jej córka, zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz.
85 rodzajów tortur
Pola od miesięcy myje się zimną wodą. Nie jest w stanie sobie zaparzyć herbaty. Długo nie potrafiła wyjaśnić dlaczego. Zaczęłam rozumieć dopiero, gdy sama obejrzałam "Wiktorię 1920".
Jest tam scena, w której Rosjanin znęca się nad polskim żołnierzem. Za białą płachtą widać jedynie zarys dwóch postaci. Jedna z nich zanurza rękę ułana w kotle z wrzątkiem. Słyszymy, jak mężczyzna krzyczy. Rosjanin śmieje się i zdziera skórę z jego dłoni, jakby zdejmował rękawiczkę.
Choć mama Poli obejrzała film tylko w internecie, bez gogli VR, przyznaje, że zrobił na niej duże wrażenie. Szczególnie ten wrzątek. Przyznaje, że potem nie mogła zasnąć.
Reżyser "Wiktorii 1920" Tomasz Dobosz, zapytany o tę scenę w 2020 roku w podcaście "Rzeczpospolitej", stwierdził, że była ona "dramaturgicznie konieczna".
- Zapoznałem się ze wszystkimi 85 torturami [stosowanymi przez bolszewików wobec Polaków - red.] i ta była najdelikatniejsza - przekonywał.
Film Dobosza nie oszczędza widzów. Już w drugiej scenie "Wiktorii 1920" sowieccy żołnierze próbują zgwałcić jedną z polskich bohaterek - dzielną agentkę wywiadu działającą pod przykrywką fotografki.
To nie był zwykły film
Technologia wirtualnej rzeczywistości "potrafi oszukać mózg ludzki" - jak pisali we wniosku grantowym do Ministerstwa Edukacji i Nauki przedstawiciele Fundacji Ante et Marte w 2022 roku. VR angażuje zmysły i emocje w taki sposób, że organizm - na poziomie neurobiologicznym - reaguje, jakby to, co wyświetlało się w goglach, działo się naprawdę. Gogle przejmują przede wszystkim zmysł wzroku i częściowo słuchu. Mogą też wpływać na poczucie równowagi, a przy użyciu dodatkowych kontrolerów, przypominających pilota trzymanego w dłoni - VR angażuje również zmysł dotyku.
Tego typu sprzęt znajduje zastosowanie w rozrywce, na przykład w grach sprawnościowych czy tanecznych, które zachęcają użytkowników do fizycznego zaangażowania. VR wykorzystywany jest również w szkoleniach, umożliwiając bezpieczne ćwiczenie niebezpiecznych zadań, takich jak praca na wysokościach. Podobnie zajęcia z pierwszej pomocy czy ochrony przeciwpożarowej w wirtualnej rzeczywistości pozwalają na realistyczne symulacje, które pomagają lepiej reagować w sytuacjach zagrożenia.
Pola i jej rówieśnicy oglądali w VR dwie wojny, jedną po drugiej, bez żadnej przerwy czy komentarza.
- Niezależnie od tego, jaka to była scena, czułam ogromny strach i poczucie zagrożenia - opowiada Pola w rozmowie z nami. - Niby można było zdjąć te okulary i słuchawki w każdym momencie, ale… ja tam naprawdę byłam! Nie mogłam tego zrobić, bo kompletnie odcięłam się od rzeczywistości. Zapomniałam, że siedzę w szkole. Liczyło się tylko to, co działo się w tamtym świecie - przeżywałam te momenty razem z tymi bohaterami. To trudne wytłumaczyć komuś, kto nigdy nie miał tych gogli na sobie. A chciałabym, żeby ludzie zrozumieli, że to nie był "zwykły film".
Specjaliści od VR nie mają tu wątpliwości - technologia ta potrafi realnie wpływać na emocje, przekonania i zachowania.
- Wykorzystanie w szkołach tak intensywnych emocjonalnie filmów VR jest głęboko niepokojące, szczególnie gdy pokazuje się je dzieciom bez odpowiedniego wsparcia psychologicznego - komentuje politolożka, badaczka pamięci i psychologii politycznej Rūta Kazlauskaitė z Uniwersytetu w Helsinkach.
- To nieuregulowane zastosowanie bardzo silnego narzędzia wobec wyjątkowo wrażliwych odbiorców - dodaje.
Badaczka widziała wcześniej "Kartkę z Powstania" i "Wiktorię 1920”. W 2023 roku tematowi wykorzystaniu VR do kształtowania narodowej narracji historycznej w Polsce przyjrzała się przy okazji pracy nad artykułem "Virtual reality as a technology of memory: Immersive presence in Polish politics of memory" ("Wirtualna rzeczywistość jako technologia pamięci: immersyjna obecność w polskiej polityce pamięci" - red.), opublikowanym przez Cambridge University Press.
Według Kazlauskaitė ciągle nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak potężnym narzędziem jest wirtualna rzeczywistość. Technologia ta może silnie wpływać na pamięć i tożsamość użytkowników, ponieważ angażuje ciało i umysł zupełnie inaczej niż tradycyjny, płaski ekran. Użytkownicy mogą w VR wchodzić w interakcję z wirtualnym światem - obracać głowę, wychylać się, poruszać kończynami czy dotykać obiektów. Poruszają się w trójwymiarowej przestrzeni, w wysokiej rozdzielczości i z przestrzennym dźwiękiem.
- W wirtualnej rzeczywistości użytkownik nie patrzy po prostu na ekran, ale znajduje się w konkretnym miejscu. I zapamiętuje, że tam był. Wspomnienia te są bardziej wyraziste i nacechowane silniejszymi emocjami niż z tradycyjnych mediów. Są częściej przywoływane z pierwszoosobowej, autobiograficznej perspektywy. Dlatego doświadczenia VR mogą stać się częścią naszej pamięci autobiograficznej - wyjaśnia Kazlauskaitė w rozmowie z tvn24.pl. (Cała rozmowa wkrótce na tvn+).
Pamięć autobiograficzna to nasz wewnętrzny "film z życia" - zbiór wspomnień, które budują poczucie tego, kim jesteśmy. To tam zapisują się nasze doświadczenia: konkretne zdarzenia, emocje, twarze, miejsca i sytuacje.
Pamięć autobiograficzna dostarcza nam "materiału", z którego konstruujemy swoją tożsamość - naszą wewnętrzną narrację o tym, kim jesteśmy, jakie wartości wyznajemy, jakie role pełnimy oraz do jakiej grupy przynależymy.
Nasze "ja".
To tam - w pamięci autobiograficznej - u Poli zapisał się paraliżujący lęk po filmach VR. Mama Poli mówi o tym tak.
Trauma w wysokiej rozdzielczości
To wszystko od miesięcy śni się mojej córce.
Koszmary pełne dźwięków, zapachów, szczegółów - okopy, stacje kolejowe, perony. Mówi, że nie jest w stanie opowiedzieć wszystkiego. Coś ją blokuje. Raz śniło jej się, że stoi na peronie, a w jej stronę nadjeżdża pociąg, z którego buchają wielkie kłęby pary. Paznokciami drapała drewniane deski wagonu, próbując zajrzeć, co jest w środku. Kiedy się obudziła, miała poranione palce.
Raz powiedziała mi: - Mamo, nie wiem, czy się jutro obudzę.
Innym razem pytała: - Mamo, czy moja terapeutka miała kiedyś dziecko z wojennym PTSD? Bo opowiedziałam jej jeden ze swoich snów i widziałam, że była przerażona.
Pola zaczęła liczyć swoje koszmary. Do tej pory naliczyła czternaście - wszystkie związane z wojną.
- Są tylko trzy sposoby, w które kończą się te sny - mówi nam Pola. - Albo dostaję w nich takiego mocnego ataku paniki, że mdleję. Albo mnie ktoś zabija. Albo popełniam samobójstwo. Dopiero wtedy się budzę.
Jak przyznaje mama Poli, niedługo minie rok, od kiedy córka jest w terapii.
Bierze też leki. Jest trochę lepiej. W marcu miała tylko dwa ataki. Potrafi w porę reagować, rozpoznawać wcześniej sygnały. Nie dopuszcza do całkowitej utraty kontaktu z rzeczywistością.
Na przykład siedzimy przy śniadaniu, w telewizji w wiadomościach pokazują jakieś ruiny i widzę, jak Pola ucieka wzrokiem od tego, zaczyna bardzo intensywnie przeżuwać chleb, skupiając całą uwagę na tej czynności. Terapeutka powiedziała, że w takich momentach musi koncentrować się na czymś fizycznym. Coraz częściej się to udaje.
Jeździmy Wisłostradą na korepetycje, a po drodze musimy przejechać przez tunel. Dla niej to była spora trudność. Niedawno się spieszyłyśmy, więc zapytałam: - Dasz radę przez tunel, czy pojedziemy naokoło?
- Dam radę, mamo - odpowiedziała. I muzyka na uszy, zamknięte oczy na dwa kilometry przed, i jakoś udało nam się przejechać.
Ale to bardzo utrudnia jej codzienne funkcjonowanie. Pola, kiedy idzie na łyżwy, do sklepu czy gdziekolwiek, boi się, że coś wydarzy się na ulicy - ktoś krzyknie, wystrzeli petarda, coś się stanie - i straci panowanie nad sobą. Że to ją znowu pochłonie.
Nie ma jednak wpływu na koszmary.
Ostatnio znalazłam u niej karteczkę w kieszeni. Taką na wypadek, gdyby nie mogła mówić - którą można pokazać na ulicy, tuż przed utratą kontroli.
- Siedziałam któregoś dnia w domu po lekcjach i myślałam, co by się stało, gdybym doświadczyła ataku, a wokół mnie nie byłoby osoby, która by wiedziała, z czym się zmagam - opowiada Pola. - Nie byłoby mamy. Ktoś by coś do mnie mówił, ale ja wtedy nikogo nie słyszę. Zamiast tego słyszę dźwięki z tamtych filmów, z moich koszmarów. Rzeczywistość znika. Pomyślałam, że gdybym dostała ataku, może w ostatniej chwili udałoby mi się komuś tę kartkę podać.
Flashbacki z Powstania
Trauma jest "skutkiem zdarzenia, które wywołuje intensywny strach, bezradność lub grozę, przekraczającą zwykłe ludzkie doświadczenie" - pisała psychiatra Judith L. Herman w książce "Trauma. Od przemocy domowej do terroru politycznego". Doświadczenie takie zostaje "zamrożone" w układzie limbicznym - czyli emocjonalnym centrum mózgu - z pominięciem racjonalnego, logicznego przetwarzania w korze przedczołowej.
Aby zdiagnozować PTSD, objawy muszą utrzymywać się co najmniej miesiąc i znacząco wpływać na codzienne funkcjonowanie. W leczeniu zespołu stresu pourazowego, m.in. wśród weteranów wojennych, coraz bardziej obiecującą metodą jest terapia właśnie w wirtualnej rzeczywistości. VR pozwala pacjentom w kontrolowany sposób konfrontować się z traumatycznymi wspomnieniami, uruchamiając proces ich oswajania i przekształcania.
Pacjent zanurza się w realistycznie odwzorowaną, trójwymiarową scenę przypominającą traumatyczne przeżycie. Ekspozycja odbywa się stopniowo - od mniej stresujących elementów po coraz bardziej intensywne. Terapeuta przez cały czas monitoruje reakcje pacjenta. W trakcie sesji rozmawia z nim, pomaga zrozumieć i przetworzyć emocje, które się pojawiają. Celem terapii jest "przeprogramowanie" reakcji emocjonalnej mózgu.
Czyli coś, co może zaszkodzić naszej psychice, właściwie użyte, może ją też leczyć.
W 2022 roku ministerstwo edukacji Przemysława Czarnka poszło pod ramię z twórcami filmów w zupełnie innym kierunku, jeśli chodzi o zastosowanie technologii VR.
Czarnek, Meta, VR Heroes
- Chcemy autentycznie przenieść uczniów w tamten świat i spowodować, by stali się uczestnikami tamtych wydarzeń. Oni teraz, rozglądając się dokoła, są w czasie bitew, w czasie akcji, w czasie niestety również ogromnych prześladowań ich przodków, dziadków, pradziadków w czasie Powstania Warszawskiego - mówił jesienią 2022 roku minister Przemysław Czarnek, za sobą mając uczniów i uczennice w goglach VR.
- Kiedy obejrzy się ten film w goglach VR, ta historia zostaje w nas. To nie są tylko kartki z książki, to jest uczestnictwo w powstaniu. To zostaje, ale to buduje też patriotyzm, dumę i ogromny szacunek do przeszłości i przodków - podkreślał minister.
Jego podejście do edukacji wpisywało się doskonale w szerszą politykę historyczną ówczesnego rządu.
Już w 2021 roku, podczas prezentacji programu "Polski ład", Jarosław Kaczyński zapowiedział zwiększenie roli historii w szkołach średnich. W kolejnym roku minister Czarnek ochoczo realizował tę obietnicę, przygotowując nowe lekcje - HiT, czyli historia i teraźniejszość.
W programie nowego przedmiotu znalazły się m.in.: "neomarksizm", "skutki polityki klimatycznej", "ateizująca UE", "ideologia gender". Szkoła miała utrwalać w młodych przekonanie, że Polacy to naród nieskazitelnych bohaterów - zawsze szlachetnych, zawsze bezinteresownie pomagających słabszym.
Choć Przemysław Czarnek dużo mówił o historii, chciał też uchodzić za ministra nowoczesnego. Zdawał sobie sprawę, że młodzież trudno zainteresować przeszłością bez wsparcia nowych technologii. Równolegle ze zmianami w podstawie programowej historii, wdrażał w szkołach program "Laboratoria przyszłości", dzięki któremu placówki otrzymywały nowoczesny sprzęt, w tym drukarki 3D i gogle VR.
Wirtualna rzeczywistość miała wkrótce stać się idealnym narzędziem do "wzmacniania postawy patriotycznej".
Projekt "Innowacyjna historia" został uruchomiony decyzją ministra Czarnka w maju 2022 roku. Jak poinformowało Ministerstwo Edukacji Narodowej w kwietniu 2025, "nie było otwartego naboru wniosku". To oznacza, że nie było konkursu czy wcześniejszego ogłoszenia, że poszukiwani będą specjaliści od VR.
Minister samodzielnie wskazał do realizacji tego zadania Fundację Arte et Marte. Wiosną 2025 roku w rozmowie z tvn24.pl powie, że ktoś ich polecił, ale już nie pamięta kto. Według naszych ustaleń, gdy przedstawiciele fundacji trafili do gabinetu Czarnka, mieli już na koncie produkcję filmów dofinansowanych przez instytucje podległe wicepremierowi Piotrowi Glińskiemu. Tym samym mieli już w CV współpracę z instytucjami nadzorowanymi przez rząd PiS.
O szczegółach dotyczących finansowania działalności filmowców oraz związanych z tym kontrowersjach opowiemy w osobnym tekście.
W 2022 Czarnek wypłacił 5 milionów złotych dotacji na zorganizowanie pokazów "Kartki z Powstania" oraz "Wiktorii 1920" w szkołach. Rok później, w 2023, na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi, przekazał fundacji kolejne 7 milionów.
Fundację Arte et Marte prowadzi wspomniany Tomasz Dobosz, reżyser "Kartki z Powstania" oraz "Wiktorii 1920". Obie produkcje powstały w studiu VR Heroes, które formalnie jest jednoosobową działalnością gospodarczą prowadzoną przez Mariusza Laszuka - producenta i współautora scenariuszy.
Część sprzętu do pokazów w ramach "Innowacyjnej historii" udostępnił koncern Meta - właściciel Facebooka i Instagrama. - Zakładając hełm VR i włączając film, człowiek po prostu jest w tej Warszawie w 1944 roku - opowiadał Jakub Turowski, dyrektor ds. polityki publicznej Meta w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, w rozmowie z telewizją wPolsce24 w październiku 2022 r.
- Ten projekt, naszym zdaniem, bardzo ładnie pokazuje, jak (...) VR może zupełnie zmienić podejście do edukacji. Chcemy pokazać ten film w ponad 150 szkołach na terenie całego kraju - dodał.
1 kwietnia zwróciliśmy się do Mety z listą pytań. Chcieliśmy wiedzieć międz innymi., dlaczego w 2022 r. Meta wybrała do partnerstwa firmę VR Heroes? Jakie doświadczenie w projektach edukacyjnych i technologicznych miał ten podmiot i kto go zaproponował? Ile dzieci w Polsce obejrzało filmy "Kartka z Powstania" i "Wiktoria 1920" na sprzęcie Meta? Kto z polskiego rządu zaproponował całą akcję i był obecny przy pokazach?
Katarzyna Pürschel z agencji public relations Burson, obsługującej Metę, poinformowała tvn24.pl 11 kwietnia, że koncern "był partnerem technologicznym projektu" i przekazał "gogle Meta Quest na potrzeby edukacyjne".
"Za treść filmu oraz organizację pokazów w szkołach było odpowiedzialne VRHeroes. Meta współpracowała w tym projekcie z VRHeroes, a nie z żadnym innym podmiotem" - czytamy w przesłanej informacji.
Podkreślono również, że w trakcie realizacji projektu Meta "nie pozyskała ani nie otrzymała żadnych danych uczniów".
Odpowiedzi były zdawkowe i nie odnosiły się szczegółowo do wszystkich naszych pytań.
W kolejnej wiadomości do przedstawicieli Meta zapytaliśmy więc między innymi:
- Ile gogli VR Meta przekazała do pokazów?
- Czy zdaniem przedstawicieli Mety takie treści, jak "Kartka z Powstania" i "Wiktoria 1920", są odpowiednie dla uczniów klas siódmych i ósmych szkoły podstawowej?
- Czy Meta nadal podtrzymuje stanowisko, że tego rodzaju doświadczenia VR mogą - jak deklarowano przy ogłaszaniu partnerstwa - "inspirować zarówno nauczycieli, jak i młodzież do nauki w wirtualnej rzeczywistości"?
Na te pytania nie dostaliśmy odpowiedzi. W kolejnej wiadomości, otrzymanej 17 kwietnia, przedstawiciele firmy poinformowali, że wszystkie szczegóły dotyczące projektu zostały zawarte w informacji prasowej, którą udostępniono mediom (w 2022 roku - red.). "Poza odpowiedzią na poprzednie (...) pytania nie mamy już nic do dodania" - czytamy.
Z ustaleń tvn24.pl wynika, że fundacja w pierwszej edycji projektu była gotowa prowadzić kilka pokazów jednocześnie - największy na sto osób i trzy mniejsze dla około 70 widzów. Musiała więc zaopatrzyć się w kilkaset par gogli. Sprzęt działał w połączeniu ze specjalną scenografią, w tym obrotowymi fotelami. Był rozstawiony w szkołach, a następnie składany i transportowany do kolejnych placówek. Nawet jeśli szkoły miały swoje gogle VR, to w tym projekcie nie były wykorzystywane. Wszystko pochodziło z zewnątrz.
Ze sprawozdań złożonych w MEN wynika, że w pierwszej edycji projektu wzięło udział około 24 tysięcy uczniów klas siódmych i ósmych, a w drugiej edycji kolejne około 62 tysięcy, ale wśród widzów były też nastolatki ze szkół ponadpodstawowych. Projekt został zakończony jesienią 2023 roku.
Jak czytamy na stronie ministerstwa, celem przedsięwzięcia "Innowacyjna historia" była między innymi "prezentacja możliwości wykorzystania nowych technologii, w szczególności VR, w prowadzeniu zajęć lekcyjnych", "wprowadzenie nauczycieli w technologię wirtualnej rzeczywistości" oraz "wzrost zainteresowania uczniów zagadnieniami związanymi z historią Polski - dzięki atrakcyjnej i innowacyjnej formie prezentacji treści".
Szkoły zgłaszały się same. Fundacja Arte et Marte prowadziła rekrutację - wysyłała maile, dzwoniła do placówek i proponowała ich dyrektorom pokazy. Ale te były też szeroko reklamowane na stronach ministerstwa oraz podległych Czarnkowi kuratoriów oświaty. W dyrektorach budowano przekonanie, że zupełnie za darmo ich uczniowie będą mogli wziąć udział w czymś całkowicie innowacyjnym, a dodatkowo nauczyciele przeszkolą się z tego, jak mogliby sami wykorzystywać nowoczesny sprzęt.
Chętnych nie brakowało.
MEiN nie ingerowało w treść filmów ani samo nie kierowało do szkół żadnych wytycznych w kwestii lekcji. Za wszystkimi kwestiami organizacyjnymi stała Fundacja Arte et Marte, ta dbała jednak o to, by zaangażowanie MEiN było wyraźnie widoczne w materiałach promocyjnych akcji. To ona przekazywała też szkołom listę przeciwwskazań do udziału w zajęciach. A nauczyciele i dyrektorzy kierowali ją do rodziców i pytali o wyrażenie zgody na udział w projekcjach. Posługiwali się materiałami od fundacji.
MEN w kwietniu 2025 r. poinformowało tvn24.pl, że prezentowane w ramach "Innowacyjnej historii" treści "miały być zgodne z podstawą programową realizowaną w klasach VII-VIII szkoły podstawowej dla przedmiotu historia". "W celu przeprowadzenia pokazów VR opracowana miała zostać mobilna wystawa złożona ze specjalistycznych stanowisk do oglądania treści VR oraz scenografii tematycznej. (...) Do pokazów dla uczniów wytypowane zostały następujące treści opracowane w wirtualnej rzeczywistości: "Kartka z Powstania" (zakres tematyczny - Powstanie Warszawskie) oraz "Wiktoria 1920" (zakres tematyczny - wojna polsko-bolszewicka)" - czytamy.
Zapytaliśmy resort, czy filmy były wcześniej oglądane przez psychologów. "Ministerstwo Edukacji Narodowej nie posiada informacji, czy weryfikowano treści przekazywane młodzieży w ramach tego projektu" - poinformował wydział informacyjno-prasowy MEN.
W rozmowie telefonicznej opowiedzieliśmy Przemysławowi Czarnkowi pokrótce historię Poli i zaznaczyliśmy, że staramy się ustalić między innymi., czy takich dzieci mogło być więcej.
- Ale pani mówi prawdziwe rzeczy czy pani sobie żartuje? - przerwał były minister.
- Myślę, że trzeba by ustalić, ile ludzi dostało nerwicy z powodu oglądania TVN24. A bez żartów - "Kartka z Powstania" i "Wiktoria 1920" są filmami niezwykle edukacyjnymi. Oglądało je dziesiątki tysięcy ludzi w Polsce i w Ameryce. Spotkało się to z wielkim zainteresowaniem. Był to znakomity sposób edukacji o historii - szybko dodał.
Minister też je oglądał i był zachwycony.
A Pola?
- Nie bagatelizuję sytuacji tej dziewczynki, nie znam jej diagnozy, nie znam tego psychiatry. Natomiast twierdzę, że jak pójdziemy tym tropem, to myślę, że znajdziemy tysiące ludzi z nerwicą po oglądaniu "Faktów" TVN - odparł Przemysław Czarnek.
Zapytaliśmy Tomasza Dobosza, czy dziś, znając historię Poli, wprowadziłby dla swoich filmów ograniczenia wiekowe na przykład 13 lub 16 plus. Odpowiedział na to pytanie drogą mailową: "Nigdy nie dotarły do mnie jakiekolwiek sygnały, że sceny w moich filmach były zbyt brutalne. Dziś po dowiedzeniu się od Was, że ktoś mógł poczuć się źle po obejrzeniu filmu, uważam, że decyzję w tej sprawie powinien podjąć zespół psychologów i określić te ramy z uwzględnieniem nowego medium jakim jest VR. Podejrzewam, że dziś wiedząc to, co wiem od Was, dałbym oznaczenie wiekowe 16 plus".
Chcieliśmy dowiedzieć się też, jakie sceny wypadły z wersji filmu "Wiktoria 1920", który prezentowano w szkołach (fundacja zapowiadała okrojenie w dokumentach przesłanych MEiN), ale Dobosz przekazał nam, że "nie dysponuje obecnie tą wersją filmu".
Przyjrzeć się ryzykom i zagrożeniom
W poradniku dla nauczycieli pt. "Bezpiecznie w wirtualnej rzeczywistości", przygotowanym w 2024 r. przez Państwowy Instytut Badawczy NASK (Naukową i Akademicką Sieć Komputerową), a więc już po obejrzeniu przez tysiące dzieci wojny w VR, czytamy: "Aby w pełni wykorzystać potencjał tej technologii, nie wystarczy jedynie "oswojenie" narzędzia i poznanie jego możliwości. Równie ważne jest przyjrzenie się potencjalnym ryzykom i zagrożeniom, jakie mogą wiązać się z używaniem tej technologii przez dzieci i nastolatki".
Wspomniany poradnik nie jest lekturą obowiązkową dla nauczycieli, ale znajduje się wśród materiałów, które są im polecane przez NASK. To nie papierowa książka, a dokument cyfrowy. Był szeroko dystrybuowany przez część samorządów i serwisy edukacyjne, które go promowały. Ale czy nauczyciele go czytali i czy choć część z nich pomyślała - po fakcie - że oglądanie wojny w VR mogło być błędem? Tego nikt nie badał.
Przemocowe projektowanie treści
Pedagog i psychotraumatolog Tomasz Bilicki: - W przypadku traumy jednym z podstawowych objawów jest jej wypieranie i unikanie. Unikam rozmowy na ten temat, unikam ujawnienia faktu, że w ogóle mam jakiś uraz. W przypadku traumy ludzie intuicyjnie przypuszczają, że jak zaczną o tym rozmawiać, przyglądać się temu, co czują, to będzie związane z jeszcze większym cierpieniem. W rzeczywistości jest odwrotnie - to tłamszenie sprzyja procesom traumatyzacji. Urazy psychiczne warto przegadać i przepłakać.
Pola jest więc w bardzo trudnej sytuacji, ale w tragicznej są też ci młodzi ludzie, którzy po obejrzeniu tych filmów cierpią w samotności, maskując i kompensując swój uraz. A można to robić naprawdę genialnie.
- Tak genialnie, że nawet kochający rodzice nie zauważą? - dopytujemy. A Bilicki odpowiada bez wahania: - Oczywiście. Czasem potrzeba długich miesięcy, żeby się zorientować, że stało się coś złego.
Bilicki przypuszcza, że dzieci z urazem psychicznym po lekcjach w VR i ich bolesnymi dla zdrowia i życia konsekwencjami może być znacznie więcej. Podobnego zdania są specjaliści z innych dziedzin, którzy zajmują się wpływem wirtualnej rzeczywistości na odbiorców.
- "Wiktoria 1920" to film 360° projektowany dla dorosłych, który wprowadza odbiorcę w świat narracji o charakterze przemocowym - komentuje dr Weronika Lewandowska, kulturoznawczyni i badaczka doświadczeń VR z Uniwersytetu SWPS. - Młodsze osoby są szczególnie podatne na tego typu przekaz. Nie mają jeszcze wykształconego myślenia krytycznego, a wśród uczniów, do których skierowano ten materiał, wiele osób mogło nigdy wcześniej nie zetknąć się z technologią VR. Taki odbiorca nie wie, czego się spodziewać, dlatego powinien być wprowadzany w to medium stopniowo i w bezpiecznych warunkach. W tym przypadku po prostu dzieci bezrefleksyjnie wrzucono na głęboką wodę.
"Złowieszcza forma indoktrynacji"
W pierwszej edycji „Innowacyjnej historii” Fundacja Ante et Arte przebadała 1,6 tysiąca uczniów, tuż po pokazach VR. 41 proc. z nich nie miało wcześniej kontaktu z technologią VR.
Sprawdzano, czy pokazy zwiększyły ich zainteresowanie historią Polski, poszerzyły wiedzę o powstaniu i wojnie polsko-bolszewickiej oraz przyczyniły się do "wzmocnienia postaw patriotycznych". Uczniowie odpowiadali na pytania w rodzaju: "Czy wiesz z kim walczyli powstańcy warszawscy?" albo "Czy Twoim zdaniem powstanie warszawskie jest interesującym wydarzeniem historycznym? Oceń za pomocą skali od 1 do 5".
"Wzmacnianie postaw patriotycznych" badano pytaniem: "Jak oceniasz postawę powstańców warszawskich w walce z niemieckim agresorem?" (w skali od 1 do 5). Jak czytamy w raporcie z ewaluacji projektu "Innowacyjna historia" za 2022 rok, "przed pokazem zaledwie co czwarty uczeń oceniał postawę powstańców zdecydowanie pozytywnie, zaś po pokazie już niemal co drugi".
- Wprowadzanie dzieci w realia wojny za pomocą wirtualnej rzeczywistości, z symulowaniem przemocy i cierpienia, nie przypomina edukacji, tylko jakąś złowieszczą formę indoktrynacji – komentuje prof. Michał Bilewicz, psycholog społeczny i autor książki "Traumaland. Polacy w cieniu przeszłości". - Indoktrynacji immersyjnej, groźnej, bo opartej nie na wiedzy, argumentach, czy refleksji, ale na symulowanym doświadczeniu emocjonalnym - ocenia.
W 2018 roku Bilewicz, razem z dr Adrianem Wójcikiem, opublikowali artykuł "Visiting Auschwitz: Evidence of Secondary Traumatization Among High School Students" (pol. "Wizyta w Auschwitz: dowody wtórnej traumatyzacji wśród uczniów szkół średnich"). Przebadali kilkuset licealistów z Małopolski odwiedzających Muzeum Auschwitz-Birkenau, analizując ich reakcje przed wizytą, bezpośrednio po niej i po miesiącu.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
- Około 15 procent uczniów miesiąc po wizycie wykazywało objawy typowe dla PTSD - mówi Bilewicz w rozmowie z tvn24.pl. - Najczęściej dotyczyło to osób bardziej empatycznych, które autentycznie przeżywały doświadczenie obozu. To właśnie młodzież, która potrafiła głębiej zidentyfikować się z ofiarami, najczęściej zmagała się później z nasilonym lękiem, natrętnymi myślami, pobudzeniem, trudnościami z koncentracją i nauką - dodaje.
W drugiej edycji programu "Innowacyjna historia" obok "Kartki z Powstania" i "Wiktorii 1920" pojawił się także trzeci film - "Kolbe VR". Jak wynika z raportu końcowego za 2023 rok, złożonego przez fundację w MEiN, produkcja została dołączona "w trakcie projektu" i wyświetlana w ograniczonej liczbie szkół.
W Ilu? - "W kilku szkołach średnich" - poinformował tvn24.pl reżyser i prezes fundacji.
Film ten, jak czytamy na stronie franciszkanie.pl, przenosi widza do obozu Auschwitz i pozwala “niemal namacalnie doświadczyć życia i męczeństwa franciszkanina". Nie udało nam się go zobaczyć. W sprawozdaniu z realizacji projektu za 2023 r. czytamy, że fabuła "Kolbe VR" umożliwia widzowi "towarzyszenie Ojcu Kolbe do samego końca", "ze szczególnym uwzględnieniem jego ostatnich dni w Auschwitz-Birkenau".
- Tego typu eksperymenty, w których młodych ludzi z XXI wieku zanurza się w traumatyczną przeszłość, mogą prowadzić do trwałych zmian światopoglądowych - ostrzega profesor Bilewicz. - Mogą utrwalać lękowe nastawienie do świata: przekonanie, że obcy są dla nas zagrożeniem, że zawsze mogą nas zdradzić czy wykorzystać. A tego nie wykrywają standardowe testy diagnostyczne. I skutki tego mogą dotyczyć znacznie większej grupy uczniów - dodaje.
Jak tłumaczy profesor, celem edukacji historycznej nie powinno być przyjęcie perspektywy bohaterów historii. Edukacja nie polega na "wczuwaniu się" w rolę ofiar wojny czy ludobójstwa, lecz na przekazywaniu wiedzy i uwrażliwianiu na ludzkie losy. - W edukacji o Holokauście od lat podkreśla się, że nie chodzi o emocjonalne zanurzenie się w traumę, lecz o zrozumienie i refleksję - podkreśla Bilewicz.
Imię bohaterki tekstu zostało zmienione. Relację mamy potwierdziliśmy między innymi w rozmowie z wychowawczynią Poli. A jej doświadczenie i diagnozę, którą widzieliśmy, konsultowaliśmy ze specjalistami.
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: MEiN