Przekonywał, że nie maluje śmierci, a w jego obrazach każdy widzi to, co chce zobaczyć. Kiedy, po jednej ze swoich wystaw, w księdze gości znalazł wpis zwiedzającego, który ocenił, że pokazano "same czaszki i kości", Zdzisław Beksiński zarządził liczenie czaszek na swoich pracach. Twierdził później, że nie znaleziono ani jednej.