Ścięty pień przygniótł grupę przedszkolaków podczas wycieczki do nadleśnictwa Klęskowo w Szczecinie. Do szpitala trafiło czworo dzieci, są na obserwacji. - Drzewo zostało ścięte rok temu. Pień był odsunięty od szlaku turystycznego. Prawdopodobnie dzieci na niego weszły i wtedy się osunął - wyjaśnia nadleśniczy.
Do zdarzenia doszło 29 marca. Służby otrzymały zgłoszenie o godzinie 9:36. Kłoda drewna przygniotła dzieci w wieku przedszkolnym. Starszy kapitan Franciszek Goliński, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Szczecinie, powiedział, że dwoje dzieci zostało wyjętych spod drzewa przez uczestników zdarzenia. Trzecie dziecko miało przygniecioną nogę i w wydostaniu go pomagali strażacy. - Nasze działania polegały na zabezpieczeniu miejsca zdarzenia oraz podniesieniu pnia przy użyciu sprzętu hydraulicznego - dodał.
Na miejscu było 30 dzieci pod opieką przedszkolanek. Pień, który przygniótł dzieci, miał trzy metry długości.
Policja będzie wyjaśniać przyczyny zdarzenia
Nadkomisarz Anna Gembala z Komendy Miejskiej Policji w Szczecinie powiedziała, że dzieci były na wycieczce w nadleśnictwie Klęskowo. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że w pewnym momencie pięcioro dzieci usiadło na ściętym pniu, który się przeturlał razem z dziećmi z górki, na której leżał. - Jedno z przygniecionych dzieci nie wymagało hospitalizacji, pozostała czwórka trafiła do szpitali - dodała.
- Dzieci mają ogólne potłuczenia ciała bez zagrożenia życia i zdrowia - uzupełniła później policjantka.
Do wypadku doszło przy ul. Chłopskiej (osiedle Bukowa) w Szczecinie. Na miejscu pracowały dwie jednostki PSP i zespoły ratownictwa medycznego.
Reporterka TVN24 Alicja Rucińska powiedziała na antenie, że obrażenia dzieci nie są poważne. - Z relacji świadka, którego tu spotkaliśmy, wynika, że jeden z fragmentów drzewa miał się sturlać na dzieci - zrelacjonowała.
Poszkodowanych jest sześć osób, w tym pięcioro dzieci
Rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego Natalia Dorochowicz powiedziała, że poszkodowanych było łącznie sześć osób, w tym pięcioro dzieci. - Czterolatek z urazem głowy, kończyny dolnej i miednicy, troje czterolatków z urazem kończyn dolnych i kobieta z urazem pleców - wymieniła. Jedno z dzieci oraz przedszkolanka nie wymagali hospitalizacji.
Magdalena Knop, rzeczniczka Samodzielnego Publicznego Specjalistycznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Szczecinie, powiedziała, że dwójka dzieci trafiła do nich w stanie stabilnym. - Trzyletni chłopiec ma ogólne potłuczenia m.in. klatki piersiowej, jamy brzusznej i dolnej kończyny, ale badania wstępnie nie wykazały żadnych poważnych obrażeń - dodała. Drugi chłopiec jest poddawany badaniom i konsultacjom. Jego stan określany jest przez specjalistów jako stabilny i dobry.
Pozostała dwójka dzieci trafiła do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego nr 1 im. prof. Tadeusza Sokołowskiego Pomorskiego Uniwersytetu Morskiego w Szczecinie. Rzeczniczka placówki Joanna Woźnicka przekazała, że dzieci są w trakcie diagnostyki, ale są w stanie ogólnym dobrym.
Nadleśnictwo: drzewo było wycięte rok temu
Nadleśniczy Nadleśnictwa Gryfino Arkadiusz Paleń powiedział, że drzewo było wycięte rok temu ze względu na stwarzające zagrożenie. - Pień był odsunięty od szlaku turystycznego. Prawdopodobnie dzieci na niego weszły i wtedy się osunął. - wyjaśnił.
Paleń zaznaczył, że pień był dobrze zabezpieczony. - Został w lesie, by naturalnie się rozłożył - dodał.
Lidia Kmiecińska, rzeczniczka Nadleśnictwa Gryfino, powiedziała, że leśnicy "są zdruzgotani wydarzeniem, w wyniku którego ucierpiały dzieci". - Będziemy oczywiście współpracować ze służbami, z policją, która ustala okoliczności wypadku. Najważniejsze, że dzieciom - jak wynika z przekazywanych na gorąco informacji - nic poważnego się nie stało - powiedziała Kmiecińska.
Wyjaśniła, że ścięte chore drzewo, pozostawione w lesie, nie jest w żaden specjalny sposób zabezpieczane. Ale układa się je tak, by nie stwarzało zagrożenia. - Nie znajdowało się na szczycie wzniesienia, gdzieś wysoko na skarpie. Dementuję też informacje, że drzewo się złamało, spadło. Zostało po prostu pozostawione w odpowiedniej odległości od szlaku - podkreśliła Kmiecińska.
Prokurator Piotr Wieczorkiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Szczecinie, powiedział, że sprawa jest prowadzona pod nadzorem prokuratury.
Źródło: TVN24, tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24