W niedzielę doszło do nieudanego zamachu na afgańskiego ministra energetyki. Również w niedzielę trzej francuscy żołnierze zginęli w Afganistanie podczas operacji przeciwko talibom - podali w niedzielę Francuzi. Później sprecyzowali, że nie zabili ich talibowie, ale śmiertelnie groźna okazała się burza.
Francuzi podali, że służący w wojskach spadochronowych żołnierze "zginęli przypadkowo" w nocy w prowincji Kapisa. Wysoki rangą przedstawiciel francuskiej armii, na którego powołuje się BBC powiedział, że do tragedii doszło, gdy oddział został zaskoczony przez potężną burzę.
To kolejne francuskie ofiary w ostatnim czasie - w sierpniu 10 żołnierzy tego kraju zostało zabitych w zasadzce na wschód od Kabulu.
Francuzi mają jeden z pięciu największych kontyngentów w Afganistanie, liczący prawie 3 tys. żołnierzy. Stacjonują oni głównie na wschodzie kraju.
Zamach na ministra
Wcześniej w niedzielę doszło do zamachu na afgańskiego ministra ds. wodnych i energetyki Ismaila Khana. Khan przeżył wybuch przydrożnej bomby w mieście Herat na zachodzie kraju. Cztery inne osoby nie miały tyle szczęścia. 17 zostało rannych.
Konwój wiozący ministra zmierzał na lotnisko w Heracie, kiedy bomba eksplodowała przed szkołą - poinformował rzecznik lokalnej policji. Wśród rannych było czterech ochroniarzy Khana. Ministrowi nic się nie stało - bezpiecznie przybył na lotnisko, żeby następnie udać się do Kabulu.
Podczas rozmowy telefonicznej rzecznik talibów Zabiullah Mudżahid wziął odpowiedzialność za próbę zabicia ministra. Pomylił się jednak, bo powiedział, że minister zginął w zamachu.
Źródło: BBC, PAP