To jest bezwględna wojna. Dopóki w okopach będzie chociaż jeden ukraiński żołnierz, któremu będziemy mogli pomóc, będziemy tam jeździć nawet z narażeniem własnego życia - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 Damian Duda, szef ochotniczego zespołu medyków pola walki "W międzyczasie".
Damian Duda, który kilka dni temu wrócił z Sołedaru na wschodzie Ukrainy opowiadał w "Faktach po Faktach" o sytuacji na froncie i o tym, jak wygląda praca zespołu medyków.
Jak mówił, wciąż są tam jego przyjaciele. - Jesteśmy cały czas w kontakcie. Wiem, że sytuacja jest trudna. Pomimo ciężkiej sytuacji, pomimo kontrolowania większości Sołedaru przez wojska Federacji Rosyjskiej, oddziały 46. i 77. brygady trzymają się, a razem z nimi nasi medycy, nasi ludzie - powiedział.
- Dla nas sytuacja jest zerojedynkowa. Albo my tam będziemy i będzie miał kto ratować ukraińskich żołnierzy i odciążymy personel ukraiński, albo nie będziemy i będzie to kosztowało kolejne życia tych żołnierzy, którzy tam są - podkreślał.
Duda opowiadał, że "był taki moment, że straty były na tyle duże w sprzęcie do ewakuacji medycznej, że nasz samochód tak naprawdę odpowiadał w całości za ewakuację żołnierzy z Sołedaru". - Było tak, że wywoziliśmy w samochodzie po dwie, trzy osoby, nie zamykając bagażnika - mówił.
- Ja trzymałem się bagażnika, a drugą ręką trzymałem poszkodowanych, żeby nie wypadli z samochodu. Nie można było zamknąć bagażnika ze względu na liczbę poszkodowanych - dodał.
- Jeżeli nawet za cenę swojego życia możemy uratować kolejne 50 czy 100 osób, bo o takich liczbach dziennie mówimy, to dla nas rachunek był prosty - powiedział szef ochotniczego zespołu medyków.
Duda: czasami są takie obrazki, na które nawet my nie jesteśmy przygotowani
Duda został zapytany, czy jakiekolwiek szkolenie jest w stanie przygotować człowieka na zderzenie z tak brutalną wojną.
- Nigdy do samego końca człowiek nie wie, gdzie są jego granice, jeżeli na nie nie wpadnie, dlatego przy formowaniu kolejnych zespołów ochotniczych medyków pola walki będziemy korzystali z osób, które mają doświadczenie bojowe i medyczne, z byłych weteranów - powiedział Duda. Jak mówił, "czasami są takie obrazki, na które nawet my nie jesteśmy przygotowani, choć niektórzy znają front od 2014 roku".
- Teraz, kiedy byliśmy w Sołedarze, ukraińscy medycy przynieśli żołnierza, który został zabity przez Rosjan i wycięto mu serce. Najprawdopodobniej Rosjanie zabrali je w formie trofeów - powiedział.
Duda: będziemy tam jeździć nawet z narażeniem własnego życia
Duda ocenił, że "to jest bezwględna wojna". - To jest wojna, która przesuwa wszelkie granice jakiegokolwiek prawa humanitarnego. Tam już nie ma żadnych reguł gry na chwilę obecną - dodał.
- Dopóki w okopach tej wojny będzie chociaż jeden ukraiński żołnierz, któremu będziemy mogli pomóc, będziemy tam jeździć nawet z narażeniem własnego życia - podkreślił.
Mówił, że wielu polskich medyków pracuje na Ukrainie, ale, dodał, "z tego co wiem, jesteśmy jedyną grupą, która pracuje w samej strefie zero".
- Cały czas potrzebujemy sprzętu ochrony balistycznej, nowych pojazdów, opancerzonych. Przeżywalność samochodu na froncie to jest miesiąc - powiedział. Dodał, że "mówimy o bardzo ciężkim terenie, o błocie, które pożera wszystko, nawet ciężki sprzęt".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24