Syryjscy rebelianci wkroczyli do Aleppo, drugiego największego miasta w kraju, które od 2016 roku pozostawało pod kontrolą sił rządowych. W piątek w sieci pojawiły się nagrania przedstawiające bojowników przemieszczających się po ulicach miasta. To efekt niespodziewanej ofensywy dżihadystów, która ruszyła w środę i odniosła zaskakujące sukcesy.
"Nasze siły rozpoczęły wkraczanie do miasta Aleppo" - napisano w piątek na powiązanym z syryjskimi rebeliantami kanale w mediach społecznościowych. W sieci zaczęły też krążyć nagrania rzekomo dowodzące obecności bojowników w mieście. Przeprowadzona przez BBC weryfikacja materiałów potwierdza, że najpewniej powstały na przedmieściach zachodniego Aleppo. Także agencja AFP potwierdziła, że rebelianci wkroczyli do miasta.
Rebelianci wkroczyli do Aleppo
Według SOHR dżihadyści wkroczyli do miasta, przeprowadzając najpierw dwa samobójcze zamachy bombowe, w których wysadzono samochody z materiałami wybuchowymi. Doszło też do starć z oddziałami rządowymi. Korespondent AFP, relacjonujący konflikt od strony rebeliantów, przekazał, że wokół miasta toczą się intensywne walki z użyciem broni pancernej.
Mieszkańcy Aleppo powiedzieli agencji AFP, że widzieli bojowników na ulicach, a w mieście narasta panika. Armia rządowa zaprzeczyła, by rebelianci weszli do Aleppo.
Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka (SOHR) przekazało, że syryjskie i rosyjskie samoloty dokonały w piątek w regionie 23 nalotów. Zgodnie z szacunkami tej organizacji w ostatnich dniach w regionie Aleppo zginęło co najmniej 255 osób.
Wojna wróciła do Syrii
To najkrwawsze starcia między syryjskimi rebeliantami a siłami rządowymi od lat. Walki rozpoczęły się w środę, gdy oddziały rebeliantów miały przejąć kontrolę nad blisko 50 miejscowościami i wsiami w regionie Aleppo. Dżihadyści odcięli też kluczową drogę z Damaszku do Aleppo. Przez lata nie stanowili oni w Syrii istotnej siły militarnej, a pod ich kontrolą znajdowało się tylko miasto Idlib na północnym zachodzie kraju. Dlatego rozpoczęta w środę ofensywa była niespodziewana.
Starcia opisywane są jako najpoważniejsze w tej części kraju od 2020 roku. Koalicji prowadzących ofensywę bojówek przewodzi ugrupowanie Hajat Tahrir asz-Szam (Organizacja na rzecz Wyzwolenia Lewantu - HTS), które na początku swojego funkcjonowania było częścią Al-Kaidy, a następnie wyodrębniło się jako oddzielna formacja z własnymi strukturami. Rebelianci przekonują, że ich działania stanowią odpowiedź na nasilone w ostatnich tygodniach ataki rosyjskich i syryjskich sił powietrznych na cywilów zamieszkujących kontrolowane przez nich tereny.
W ocenie ekspertów stacji CNN ofensywa ta jest skutkiem ubocznym osłabienia Iranu. Zdaniem Nanara Hawacha, starszego analityka ds. Syrii w think tanku International Crisis Group, "ofensywa to efekt osłabionego (libańskiego) Hezbollahu, (znajdującego się) pod presją Iranu i (położenia) Rosji, zajętej (inwazją) na Ukrainę". Dodał, że sami bojownicy byli zdziwieni, z jaką łatwością przełamali linie obrony syryjskiej armii, dlatego postanowili pójść za ciosem. Hezbollah, który wspierał i po części dowodził operacją przeciw dżihadystom, musiał tymczasem wycofać swoje siły z powrotem do Libanu ze względu na wojnę z Izraelem, przekazał Hawach.
Ataki zburzyły obowiązujące na północy Syrii od 2020 roku zawieszenie broni. Te nastąpiło po latach toczącej Syrią wojny domowej. Konflikt miał pochłonąć nawet 1,5 miliona ofiar.
Źródło: BBC, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA - STR