Policja w Hongkongu zatrzymała w środę ponad 300 osób demonstrujących przeciwko nowemu prawu o bezpieczeństwie państwowym. Władze nie wyraziły zgody na prodemokratyczną demonstrację, jaka zwykle odbywała się z okazji rocznicy przyłączenia Hongkongu do ChRL 1 lipca 1997 roku. Opracowane w Pekinie kontrowersyjne przepisy, podważające autonomię regionu, weszły w życie we wtorek.
W środę na ulice miasta wyszły tysiące osób. Część z nich wznosiła hasła: "Wyzwolić Hongkong, rewolucja naszych czasów" i "Niepodległość Hongkongu, jedyna droga wyjścia". Protestujący zgromadzili się na corocznej demonstracji w 23. rocznicę przekazania Hongkongu - byłej brytyjskiej kolonii - w ręce Chin. Policja, która wcześniej zakazała organizacji protestu, powołała się na nowe prawo o bezpieczeństwie państwowym.
Największe demonstracje odbywają się w okolicy Causeway Bay, gdzie protestujący zablokowali ruch na ulicach. Policja usiłowała rozgonić manifestacje przy użyciu gazu łzawiącego, armatki wodnej, gumowych kul, amunicji pieprzowej i gazu pieprzowego.
Poseł wśród zatrzymanych
Publiczna stacja RTHK informowała, że wśród zatrzymaniach jest poseł Partii Demokratycznej Andrew Wan. Na nagraniach pokazano, że policjanci potraktowali go gazem pieprzowym z bliskiej odległości – podała RTHK.
Nagrania, publikowane w mediach społecznościowych, ukazują również policjantów strzelających z armatki wodnej do dziennikarzy w żółtych kamizelkach odblaskowych, oznaczających prasę. Pojawiły się także opisy używania wobec dziennikarzy gazu pieprzowego.
Do godziny 20. czasu miejscowego (godz. 14 w Polsce) zatrzymano ponad 300 osób, w większości za udział w nielegalnym lub nieautoryzowanym zgromadzeniu – ogłosiła hongkońska policja. Dziewięć osób podejrzanych jest o złamanie nowych przepisów o bezpieczeństwie. Jest wśród nich 15-letnia dziewczyna, która machała flagą z hasłem proniepodległościowym, i dwie inne osoby, przy których znaleziono materiały nawołujące do secesji – przekazał hongkoński dziennik "South China Morning Post".
Odpowiedź na prodemokratyczne protesty
Opracowane w Pekinie i narzucone Hongkongowi prawo o bezpieczeństwie państwowym zostało we wtorek opublikowane w dzienniku urzędowym i weszło w życie. W jego świetle, za nawoływanie do secesji, działalność wywrotową, terroryzm oraz współpracę z obcymi siłami będzie grozić kara nawet dożywotniego pozbawienia wolności. Chiński parlament przyjął je w odpowiedzi na prodemokratyczne protesty, które ogarnęły Hongkong w zeszłym roku.
"Stany Zjednoczone nie będą się bezczynnie przyglądać"
- To smutny dzień dla Hongkongu i dla każdego w Chinach, kto kocha wolność - powiedział sekretarz stanu USA Mike Pompeo. Jego zdaniem "paranoja i strach" doprowadziły władze w Pekinie do odebrania Hongkongowi wolności.
- Stany Zjednoczone nie będą się bezczynnie przyglądać, jak autorytarne Chiny dokonują aneksji Hongkongu - ostrzegł szef amerykańskiej dyplomacji. Już w poniedziałek władze USA ogłosiły wstrzymanie eksportu do Hongkongu sprzętu wojskowego i ograniczenie dostępu tego terytorium do amerykańskich technologii.
Chiny zapowiadają środki odwetowe
Państwo Środka zapowiedziało, że "podejmie kroki w odpowiedzi na pozbawienie Hongkongu specjalnych przywilejów handlowych przez USA". Pekin nie sprecyzował, po jakie środki odwetowe może sięgnąć. Według chińskich władz nowe przepisy służą zwalczaniu działalności terrorystycznej, separatystycznej i wywrotowej oraz zmów z zagranicznymi siłami. Urzędnicy twierdzą, że będą one dotyczyły tylko niewielkiej liczby osób zagrażającej bezpieczeństwu państwowemu.
Krytycy oceniają jednak, że nowe przepisy położą kres wolności i praworządności, które odróżniają Hongkong od Chin kontynentalnych i uznawane są za kluczowe dla jego pozycji jako centrum finansowego. Narzucenie tych praw Hongkongowi, z pominięciem jego lokalnej legislatywy, uznawane jest za podważenie autonomii regionu, przewidzianej zasadą "jednego kraju, dwóch systemów".
Źródło: PAP, Reuters