Wielu ludzi ucieka z Ukrainy, jednak część zostaje. Julia Janczar opowiada, jak wygląda codzienne życie jej i córeczki po tym, gdy zdecydowały się opuścić dom pod Kijowem i wyjechać pod Lwów, gdzie nie toczą się regularne walki. To kolejna z cyklu rozmów Arlety Zalewskiej "Ukraina walczy - cywile".
Część osób, mimo wojny, decyduje się pozostać w Ukrainie. W cyklu rozmów Arlety Zalewskiej "Ukraina walczy - cywile" zwykli ludzie, którzy mimo strachu postanowili zostać w objętej wojną Ukrainie, opowiadają, jak wygląda ich codzienne życie i sytuacja w ich miastach. Przesyłają nagrania. Robią to, by świat poznał historię zwykłych Ukraińców. Ofiar Putina.
Jedna z bohaterek tych rozmów to Julia Janczar, PR Manager w fundacji pomagającej osobom zakażonym HIV. Arleta Zalewska spotkała się z nią dwukrotnie. Po raz pierwszy 27 lutego, czwartego dnia wojny. Wówczas z 6-letnią córeczką Ewą przebywały w Hotianiwce pod Kijowem. To osiedle prywatnych domów na przedmieściach stolicy Ukrainy.
Sąsiedzi stali się rodziną
- Jesteśmy u naszych sąsiadów, bo nie mamy w domu piwnicy, mamy tylko taki garaż na dworze. Przeszliśmy do naszych sąsiadów którzy byli dla nas obcymi ludźmi, a teraz stali się jak rodzina - mówi Julia.
Jak twierdzi, mają tam zapasy i dzielą się wszystkim. - Nie mamy innego wyjścia, nie możemy wyjechać. Mamy odcięte wszystkie drogi z Ukrainy przez ukraińskie wojsko po to, żeby się nie dostały tutaj kolumny rosyjskich czołgów z białoruskiej i rosyjskiej granicy - tłumaczy.
Wyjaśnia, że noce spędzają tylko w piwnicy. - Nie mogę już spać trzecią dobę - kontynuuje, W tym momencie rozmowę przerywa huk. - Był wybuch - mówi Zalewska. - To nie był wybuch. My już rozróżniamy odgłosy - odpowiada Ukrainka. Jak wyjaśnia, słyszalny chwilę wcześniej dźwięk to ukraiński system obrony przeciwrakietowej.
Jak dodaje, jako matka chce dać córeczce chociaż namiastkę normalnego dzieciństwa. Chciałaby, żeby nie pamiętała tych wydarzeń. - Obiecałam jej, że kiedy to wszystko się zakończy, kupimy jej najładniejszą lalkę, jakiej jeszcze w życiu nie widziała. Ona ciągle marzy o tym i to daje jej siłę - twierdzi Julia.
Rozmowę z Arletą Zalewską musiała przerwać, bo w okolicy znów słychać było odgłosy spadających pocisków.
"Mamo jest mi strasznie, nie chcę umrzeć"
Dziennikarka skontaktowała się z nią ponownie 21. dnia wojny. Wówczas Julia wraz z córką były już w Nowojaworowsku pod Lwowem. Jak mówi rozmówczyni naszej reporterki, podróż była bardzo ciężka. - Mieliśmy tylko jedną drogę, która była zaminowana. Zdecydowałyśmy się spróbować ewakuacji, bo było już bardzo ciężko z produktami, miałyśmy jedzenia tylko na tydzień, a wszystkie sklepy były puste, nie było benzyny, wszystko puste. Sąsiedzi zdecydowali się ewakuować tą drogą. Zadzwonili potem i powiedzieli że przejechali tą drogą. Powiedzieli: "próbujcie, bo jak nie będzie tej drogi, to już nie będzie żadnych szans uciec stąd" - relacjonowała.
Pod Lwowem czują się bezpieczniej, bo tu nie toczą się regularne walki.
Ewa dostała od niej obiecaną lalkę. - Ona wszystko rozumie. Wie, że jest wojna, że jest niebezpiecznie - mówi o swej córce. Jak dodaje, kiedy we Lwowie musiały się ukrywać, powiedziała do niej: "Mamo jest mi strasznie, nie chcę umrzeć" . - Cały czas mówię jej że jestem z nią, że wszystko będzie dobrze, że wojna się skończy, że musimy to przeżyć - opowiada.
Dziewczynka w Kijowie chodziła do przedszkola, od września miała iść do pierwszej klasy. Teraz uczy się zdalnie. Pisze i umie czytać. Jej mama stara się, by miała trochę z dzieciństwa. - Nasze dzieci to teraz dzieci wojny. To bardzo straszne. Mimo to na razie nie myślą o powrocie do domu, ale nie chcą też wyjeżdżać z Ukrainy, mimo, że Polskę dobrze zna, bo studiowała na Uniwersyteckie Warszawskim. - Polska jest dla mnie bardzo dobrą opcją, że mogę pojechać i coś tam spróbować. Ale ja bardzo chcę zostać tutaj i robić wszystko co tylko mogę, bo bardzo lubię swoją Ukrainę i nie mogę jej teraz zostawić w tym ciężkim czasie. Muszę być tutaj i robić to, co mogę - kończy.
Atak Rosji na Ukrainę - oglądaj w TVN24:
Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: Julia Janczar