"Wybawiciele", których Rosjanie chcą zabijać "dwururką". Jadą na pomoc, chociaż sami są celem

Źródło:
tvn24.pl
Strażacy są celem, Rosjanie chcą zabijać ich "dwururką"
Strażacy są celem, Rosjanie chcą zabijać ich "dwururką"TVN24
wideo 2/2
Strażacy są celem, Rosjanie chcą zabijać ich "dwururką"TVN24

Wyjące alarmy są dla większości mieszkańców obwodu sumskiego w Ukrainie sygnałem, że trzeba natychmiast poszukać schronienia. Dla większości, bo nie dla nich. Ukraińscy strażacy, których pracę z bliska podgląda nasz reporter Tomasz Kanik wiedzą, że po każdym ataku będą musieli ratować tych, którzy mieli pecha znaleźć się najbliżej spadających rakiet najeźdźców. Wiedzą też, że pociski mogą spaść jeszcze raz w to samo miejsce - żeby zabić tych, którzy pospieszyli na pomoc.

Remiza. Pojazd strażacki ustawiony jest odwrotnie, niż jest to standardem na całym świecie - tyłem do wyjazdu. Ukraińscy strażacy tłumaczą, że tak trzeba. W razie ataku w pobliżu, odłamki nie powinny pokiereszować silnika. A silnik jest niezbędny, żeby wykonywać swoją pracę. Śmiertelnie niebezpieczną.

Czytaj też: Stoltenberg: Ukraina bliżej NATO niż kiedykolwiek

Tomasz Kanik, reporter TVN24 podglądający pracę ukraińskich strażaków w graniczącym z Rosją obwodzie sumskim pokazuje dwa opasane kirem portrety młodego chłopaka. To Siergiej, miał 22 lata i ukończył niedawno uniwersytet. - Miał dziewczynę, chciał założyć rodzinę. Mieć dzieci. Nie będzie miał - mówią jego koledzy.

Tomasz Kanik przygląda się pracy strażaków. W tle zdjęcie Siergieja, który zginął podczas jednej z akcjiTVN24

Siergiej nie zginął przez przypadek. Ukraińscy strażacy mówią wprost, że najeźdźcy chcą ich zabijać. Bez straży pożarnej ludność cywilna straci ostatnią możliwość, żeby jakoś funkcjonować na swojej ziemi. Nie będzie komu gasić pożarów i wyciągać rannych spod gruzów. Miejscowi mówią, że funkcjonariusze straży pożarnej są "wybawicielami". Takimi samymi bohaterami, jak żołnierze ścierający się z "orkami" (bo tak nazywa się tu najeźdźców przysłanych przez Kreml).

- W Stanach mówią na to "double tap", czyli podwójne dotknięcie. My na to mówimy "dwururka". Tak chcą nas zabijać - opowiadają naszemu reporterowi ukraińscy strażacy. Tłumaczą, że Rosjanie najpierw uderzają w dane miejsce, a po kilkunastu minutach ponawiają atak w ten sam punkt. Liczą na to, że służby przyjadą na miejsce i zaczną ratować życie tych, którzy ucierpieli przy pierwszym ataku.

Oczy, które już zawsze będą inne

Tatjana Skripka jest lokalną deputowaną, przewodniczy ukraińskiej komisji ds. rodziny i dzieci. Opowiada, że od 24 lutego 2022 roku Rosjanie zabili w obwodzie sumskim trzynaścioro dzieci. - Jedenaście kolejnych straciło rodziców i zostało bez dachu nad głową. 19 zostało rannych - opowiada Skripka.

W drodze na kolejną akcjęTVN24

Podając kolejne, wstrząsające dane bezwiednie kręci głową, jakby sama nie dowierzała:

- 300 dzieci straciło przynajmniej jednego z rodziców. Od rozpoczęcia inwazji obwód sumski był ostrzeliwany 106 razy - mówi. Liczby - jak zaznacza - byłyby jeszcze bardziej tragiczne, gdyby nie ofiarność strażaków.

Czytaj też: Szefowa niemieckiego MSZ o "zimowej tarczy" dla Ukrainy

- To prawdziwi wybawiciele. Pojawiają się po każdym ataku, ruszają na pomoc, chociaż ich życie jest narażone. Są na celowniku - mówi Tatiana Skripka. - Jesteśmy z nich dumni - podkreśla. Zaznacza, że nie może nie wykorzystać szansy, jaką jest rozmowa z przedstawicielami zagranicznej telewizji. Przekazuje kondolencje rodzinom strażaków, których zabili Rosjanie.

- To strażacy dają nam motywację, żebyśmy tu zostali. Gdyby nie oni, ludność cywilna nie mogłaby zostać w swoich domach - zaznacza. Tłumaczy, że miejscowi chcą zostać, żeby pokazać najeźdźcom, że Ukraina jest niezłomna. Że nie odda swojej niepodległości. Płaci za to jednak najwyższą cenę.

Strażacy: jesteśmy celemTVN24

- Patrzę czasem w oczy naszych dzieci. To są już zupełnie inne oczy, niż te przed wojną. Wcześniej dzieci mogły się bawić, cieszyć się swoim dzieciństwem. Teraz, jak my wszyscy, żyją w ciągłym stresie - zaznacza. Podkreśla, że jadąc na spotkanie z naszą ekipą słyszała kolejne syreny alarmowe.

Pod ziemią, w kuloodpornej kamizelce i wojskowym hełmie

Tomasz Kanik przyglądał się, jak ukraińscy strażacy przygotowują się na kolejny wyjazd. Oprócz zwykłego umundurowania muszą nosić kamizelki kuloodporne i wzmacniane hełmy.

- Wszystko, co może ochronić życie jest na wagę złota. Tutejsi strażacy mówią wprost, że wymierzone w nich działania Rosjan bardzo przypominają działanie terrorystów - opowiada nasz dziennikarz.

Jeżeli funkcjonariusze nie jadą akurat na akcję, mogą szukać schronienia w specjalnie przygotowanych bunkrach. - Jest ogrzewanie, jest bieżąca woda, łączność, zapasy. Można nawet połączyć się stąd z internetem - relacjonuje nasz dziennikarz stojąc obok metalowego, piętrowego łóżka ustawionego w niewielkim pomieszczeniu pozbawionym okien. Obok jego nóg widoczne są kanistry z benzyną, niezbędne do zaopatrywania agregatów prądotwórczych.

- Musimy być tak niezależni, jak to tylko możliwe. Tyczy się to przede wszystkim służb - opowiada Jurij Zarko, burmistrz miasta Białopole, znajdującego się niedaleko granicy z Rosją. - Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że Rosjanie będą atakować nasze systemy zaopatrzenia w energię, wodę i systemy infastruktury krytycznej - opowiada. Najeźdźcy chcą, żeby Ukraińcy zostali bez światła, wody i ciepła - mówi burmistrz.

- Robimy wszystko, żeby do tego nie dopuścić - dodaje.

Autorka/Autor:bż//mrz

Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: TVN24

Tagi:
Raporty: