Rosyjska żandarmeria patroluje tereny między syryjskimi i tureckimi wojskami w północnej Syrii - podało we wtorek ministerstwo obrony Rosji. Jak ocenia "New York Times", Moskwa zamierza wypełnić "próżnię", jaka powstała po wycofaniu się amerykańskich wojsk.
W mediach społecznościowych pojawiły się nagrania wideo, na których mówiący po rosyjsku mężczyzna krąży po miejscu przypominającym opuszczoną niedawno amerykańską bazę w północnej Syrii. We wtorek ministerstwo obrony Rosji wydało oświadczenie, w którym twierdzi, że rosyjska żandarmeria, obecna już wcześniej w innych częściach Syrii, patroluje teraz "północno-zachodnią granicę dystryktu Manbidż, wzdłuż linii kontaktowej między wojskami Syryjskiej Republiki Arabskiej i armią turecką".
Według resortu rosyjskie wojsko koordynuje swoje działania "ze stroną turecką". Ministerstwo dodało, że "syryjski rząd przejął pełną kontrolę nad miastem Manbidż i pobliskimi obszarami".
Jak zauważa "NYT", fakt, iż rosyjskie siły patrolują obecnie obszar, na którym jeszcze niedawno działały dwie amerykańskie bazy wojskowe to sygnał, że Moskwa zamierza wypełnić "próżnię bezpieczeństwa", jaka powstała po wycofaniu wojsk USA i ich partnerów z międzynarodowej misji przeciwko terrorystom.
"Opuściliśmy Manbidż"
We wtorek rzecznik kierowanej przez Stany Zjednoczone koalicji przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu poinformował na Twitterze, że jej siły, w skład których wchodzą także brytyjscy i francuscy żołnierze, opuściły Manbidż. Wcześniej miasto znajdowało się pod kontrolą Kurdów. "Siły koalicji wycofują się z północno-wschodniej Syrii. Opuściliśmy Manbidż" - napisał na swoim profilu Myles B. Caggins.
Jak zauważa "New York Times", wkrótce Moskwa i Ankara będą jedynymi zagranicznymi graczami, obecnymi militarnie w tej części Syrii. "Syryjskie i tureckie wojska ścigają się, by przejąć jak największą część północnej Syrii" - pisze amerykański dziennik. Obszar do czasu rozpoczęcia w środę tureckiej ofensywy znajdował się pod kontrolą syryjskich Kurdów.
Coalition forces are executing a deliberate withdrawal from northeast Syria. We are out of Manbij. // تقوم قوات التحالف بتنفيذ إنسحاب مدروس من شمال شرق سوريا. لقد غادرنا منبج
— OIR Spokesman Col. Myles B. Caggins III (@OIRSpox) 15 października 2019
We wtorek regularna armia syryjska weszła do Manbidżu po raz pierwszy od 2012 roku na mocy porozumienia, jakie w niedzielę zawarli Kurdowie z reżimem prezydenta Baszara Asada. Według źródeł AFP na zachodnich obrzeżach miasta w poniedziałek zgromadziły się oddziały byłej syryjskiej opozycji, które teraz wspierają turecką ofensywę.
Jak komentuje agencja Reutera, syryjska armia szybko wykorzystała fakt, że z północnej Syrii wycofują się Amerykanie i w ciągu niespełna 24 godzin zdołała wysłać oddziały w głąb kurdyjskich terytoriów.
Kurdyjskie władze w północno-wschodniej Syrii były zmuszone szukać porozumienia z reżimem Asada, gdy USA dały de facto zielone światło dla ofensywy tureckiej i nie odpowiedziały w ostatnich dniach na apele Kurdów o pomoc i zamknięcie przestrzeni powietrznej nad północną Syrią dla tureckiego lotnictwa. Według agencji Reutera negocjacje rządu Syrii z dowództwem sił kurdyjskich toczyły się w rosyjskiej bazie lotniczej Hmejmim w Latakii, co wskazuje także na zbliżenie się Kurdów do Moskwy.
USA się wycofują
Na początku października prezydent USA Donald Trump ogłosił decyzję o wycofaniu amerykańskich wojsk z północnej Syrii. Tłumaczył, że USA spełniły swoją misję na Bliskim Wschodzie, ponieważ pokonały tak zwane Państwo Islamskie (IS). Kurdowie, sojusznicy Waszyngtonu, uznali to za "cios w plecy".
W środę, po ogłoszeniu decyzji Trumpa, rozpoczęła się turecka inwazja na północno-wschodnie tereny Syrii. Atak jest wymierzony w siły kurdyjskich Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG), które Ankara uważa za terrorystów. W niedzielę Trump nakazał wycofanie na południe niewielkich sił USA, stacjonujących jeszcze w Syrii, by znalazły się dalej od miejsc, gdzie Turcja prowadzi ofensywę przeciw syryjskim Kurdom.
Reuters twierdzi, że decyzja o wycofaniu amerykańskiego kontyngentu i zarzuceniu polityki, jaką USA prowadziły wobec tego regionu od pięciu lat dała Erdoganowi i rosyjskiemu przywódcy Władimirowi Putinowi "wolną rękę do kształtowania pola bitwy w najbardziej krwawej spośród toczących się wojen".
Eksperci od początku ostrzegali, że kontrowersyjna decyzja Waszyngtonu sprzyja interesom Rosji, Iranu oraz tak zwanemu Państwu Islamskiemu.
Trump poinformował we wtorek, że w Syrii pozostanie około 1000 amerykańskich żołnierzy, którzy zgodnie z decyzją administracji USA mieli wkrótce powrócić do kraju. Celem wojskowych ma być monitorowanie sytuacji w związku z turecką inwazją i reakcja na ewentualne odradzanie się kalifatu. Amerykański przywódca wyjaśnił, że chce "zapobiec powtórzeniu się sytuacji z 2014 roku, kiedy zaniedbano groźby ze strony tak zwanego Państwa Islamskiego, które następnie zajęło wiele terenów w Syrii i Iraku".
Autor: momo//kg / Źródło: New York Times, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Reuters