"Niemalże ostatnia szansa". Na ulicach "walka egzystencjalna" 

Protesty w Turcji
Protesty w Stambule. Policja użyła armatek wodnych
Źródło: Reuters

Obie strony sporu toczą nie tylko walkę polityczną, ale przede wszystkim walkę egzystencjalną - mówi o protestach w Turcji antropolożka społeczno-kulturowa Anna Zadrożna z Uniwersytetu Gdańskiego. Demonstracje oburzonych uwięzieniem uważanego za najgroźniejszego politycznego rywala prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana burmistrza Stambułu Ekrema Imamoglu nie ustają. Według Zadrożnej dla obecnej opozycji to "niem­alże ostatnia szansa na uratowanie demokracji".

Ekrem Imamoglu, polityczny przeciwnik prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana, został zatrzymany 19 marca. Wraz z nim aresztowano ponad sto osób, w tym dziennikarzy, urzędników i współpracowników burmistrza. W jego obronie rozpoczęły się masowe protesty.

CZYTAJ TEŻ: Kim jest człowiek, którego boi się Erdogan 

- Obie strony sporu toczą nie tylko walkę polityczną, ale przede wszystkim walkę egzystencjalną - oceniła antropolożka społeczno-kulturowa dr Anna Zadrożna z Uniwersytetu Gdańskiego, która pracowała w Istanbul Policy Center na Uniwersytecie Sabanci w Turcji.

Podkreśliła, że dla obecnej opozycji jest to "niem­alże ostatnia szansa na uratowanie demokracji". Jej zdaniem powoduje to, że ludzie tak chętnie wychodzą na ulice, a protesty odbywają się w różnych miastach, także w tych, których większym poparciem cieszyła się partia prezydenta Erdogana.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Wybuch paniki w czasie protestu

Z kolei dla partii rządzącej jest to walka "nie tylko o utrzymanie władzy, ale także o to, by usunąć i uciszyć opozycję i zmienić reżim na bardziej autorytarny" - oceniła eksperta.

Jak zauważyła, prezydent Erdogan może się obawiać, że po ewentualnej przegranej zostałby pociągnięty do odpowiedzialności za różne "nieprawidłowości", dlatego za wszelką cenę chce pozostać przy władzy.

Protesty w Turcji
Protesty w Turcji
Źródło: PAP/EPA/ERDEM SAHIN

Tureckie władze tłumią protesty

Zwróciła uwagę, że na ulicach Turcji w trakcie protestów widać wzrastającą przemoc ze strony policji. - Używają nie tylko gazu łzawiącego, armatek wodnych czy gumowych kul. Jest to przemoc fizyczna - powiedziała. Jej zdaniem ma to na celu zastraszenie protestujących i spowodowanie, żeby nie wychodzili na ulicę.

Z kolei zatrzymania dziennikarzy relacjonujących protesty mają na celu ich uciszenie i spowodowanie, żeby informacje o demonstracjach się nie rozprzestrzeniały. - Kilka dni temu był zakaz transmisji na żywo, co miało na celu uciszenie stacji telewizyjnych, które należą do opozycji. Natomiast żadna stacja publiczna, prorządowa do tej pory nie transmitowała tych protestów - powiedziała Zadrożna.

Dodała, że na żądanie tureckiego rządu platforma X blokuje konta publikujące informacje o protestach. Dzieje się tak mimo niedawnego oświadczenia, w którym stwierdzono, że X sprzeciwia się cenzurze w Turcji. - W poniedziałek zablokowano jedną z najstarszych niezależnych organizacji informacyjnych w kraju, agencję Bianet - przekazała.

Demonstracja w Turcji
Demonstracja w Turcji
Źródło: ERDEM SAHIN/PAP/EPA

Przypomniała, że protesty są organizowane nie tylko przeciwko uwięzieniu burmistrza Stambułu, lecz także "przeciwko autorytarnemu reżimowi, w obronie demokracji i w obronie prawa do wyboru".

Jej zdaniem, jeżeli prezydent Turcji "uciszy opozycję, to Turcja stanie się bliższa Rosji". Problematyczna stanie się nie tylko kwestia tureckiej demokracji, ale też kwestia współpracy z Europą i udziału Turcji w Unii Europejskiej.

- Co ważne, w protestach aktywny udział bierze główna partia opozycyjna, CHP, której przewodniczący, Ozgur Ozel otwarcie nawołuje do udziału w protestach, a także do powszechnego bojkotu ekonomicznego - mówiła.

Zadrożna zwróciła też uwagę, że protestujący wychodzą na ulicę, by zamanifestować, że w ich kraju panuje zła sytuacja ekonomiczna. - W Turcji praktycznie zanika klasa średnia. Raporty między innymi ze Stambułu wskazują na duży wzrost ubóstwa - powiedziała.

Podkreśliła, że wśród aresztowanych jest m.in. szefowa Agencji Planowania Stambułu (IPA), Bugra Gokce, którą oskarżono o to, że upowszechniała dane ujawniające głębokie ubóstwo. - Rząd zinterpretował to jako akt terroryzmu - zaznaczyła antropolożka.

Jak powiedziała, wśród jej znajomych z Turcji, z którymi jest w stałym kontakcie, panuje chęć i gotowość do wytrwania w protestach. - Oczywiste jest, że oni się boją, ale w tym momencie rozumieją, że to jest kwestia egzystencjalna. Nie mają nic do stracenia, bo jednocześnie mogą stracić wszystko - wyjaśniła dr Zdrożna.

Zaznaczyła, że "nie należy nie doceniać narodu tureckiego, który wiele razy wykazał się gotowością do stanięcia w obronie demokracji".

W poniedziałek szef tureckiego MSW Ali Yerlikaya poinformował, że od 19 do 23 marca podczas demonstracji zatrzymano 1133 osoby.

Oglądaj TVN24 na żywo
Dowiedz się więcej:

Oglądaj TVN24 na żywo

Czytaj także: