Korespondent TVN24 na miejscu katastrofy w Turcji. "Ratunek musi być szybszy, jeśli mamy mieć nadzieję"

Miejscowa ludność, sąsiedzi, rodzina, błagają, proszą o pomoc tam, gdzie sami nie są w stanie poradzić sobie z ogromem tragedii - mówił we wtorek po południu korespondent TVN24 Paweł Łukasik, który jest w Turcji, na miejscu poniedziałkowego trzęsienia ziemi. Dodał, że skala zniszczeń i utrudnienia komunikacyjne sprawiają, że służby ratunkowe nie dotarły jeszcze na wszystkie gruzowiska.

W poniedziałek nad ranem południowo-wschodnią Turcję i północną Syrię nawiedziło trzęsienie ziemi o magnitudzie ok. 7,8. W jego wyniku zawalały się całe bloki mieszkalne i szpitale. Tureckie i syryjskie służby przekazały w nocnych komunikatach, że zginęło co najmniej 4000 osób. Wstrząsy wtórne wciąż nawiedzają region. Odnotowano ich ponad 1000.

Korespondent TVN24 na miejscu katastrofy. "Ratunek musi być jeszcze szybszy"

Na jedno z dotkniętych katastrofą miejsc dotarł we wtorek po południu korespondent TVN24 Paweł Łukasik. Stamtąd telefonicznie połączył się ze studiem TVN24. Przyznał, że "nie ma takiej pewności", że służby działają już na wszystkich gruzowiskach.

- Nie jest to absolutnie żadna wina po stronie służb czy tureckich, czy przybywających z różnych części świata. Po prostu skala tego trzęsienia ziemi, skala zniszczeń jest tak duża - wyjaśniał. Wskazywał też, że są problemy z dojazdem i przemieszczaniem się w pobliżu miejsc katastrofy, "bo to teren w dużej części górzysty".

- Miejscowa ludność, mieszkańcy, sąsiedzi, rodzina, błagają, proszą o pomoc w tych miejscach, gdzie sami nie są w stanie poradzić sobie z ogromem tej tragedii - relacjonował. Zauważył, że od czasu do czasu napływają informacje o kolejnych odnalezionych osobach. Przekazał, że według ekspertów człowiek może wytrzymać w tego typu warunkach kilka dni, ale "ten ratunek musi być jeszcze szybszy, jeśli mamy mieć nadzieję na ratowanie żywych ludzi".

"Ludzie są poruszeni, to jest narodowa tragedia"

Wcześniej na antenie TVN24 relacjonował swoją podróż do miejsca katastrofy. - Jesteśmy w drodze, mijaliśmy spontanicznie organizowane grupy - nie tylko przez państwo, ale też oddolne. Przez Budapeszt do Stambułu lecieliśmy z grupą kilkunastu ratowników z psami. Później w samolocie spotkaliśmy kolejnych, byli witani brawami, chwaleni przez kapitana. To wzruszające momenty - powiedział.

Około godziny 8 rano przekazał, że razem z ekipą jest "w środkowej Turcji". - Od czasu do czasu widać jadące konwoje z pomocą. Dużym problemem jest też pogoda. W Turcji, przynajmniej środkowej, sypie gęsty śnieg, leży już kilkanaście centymetrów. To oczywiście nie sprzyja temu, co będą robić ratownicy, utrudnia dotarcie do najtrudniej dostępnych miejsc - relacjonował Łukasik.

Jak mówił, "ludzie są poruszeni, to jest narodowa tragedia, ale z drugiej strony moment zjednoczenia, solidarności". - Pozostaje trzymać kciuki za ratowników i wspierać ich w kolejnych dniach. Teraz pomoc, ratowanie życia, jest najważniejsze. Później przyjdzie jeszcze wiele tygodni i miesięcy potrzebnych do tego, by tysiące osób w Turcji mogło wrócić do domów, odbudowywać swoje życie - dodał korespondent.

TVN24 HD
Dowiedz się więcej:

TVN24 HD

Czytaj także: