|

"Na środku drogi, na oczach innych". Skali okrucieństwa nie da się oszacować

Dziewczynka za bramą obozu dla przesiedleńców w Sudanie
Dziewczynka za bramą obozu dla przesiedleńców w Sudanie
Źródło: Eduardo Soteras/Bloomberg via Getty Images
Przemoc seksualna w Sudanie przybiera formy, które trudno sobie wyobrazić, jej skali nie da się oszacować. W kraju ogarniętym konfliktem niełatwo o jedzenie, opieka zdrowotna czy psychologiczna to luksus. - To musi się skończyć. Przemoc seksualna nie jest naturalnym ani nieuniknionym skutkiem wojny - apeluje Claire San Filippo, koordynatorka do spraw sytuacji kryzysowych Lekarzy bez Granic, organizacji pozarządowej, wspieranej przez darczyńców, która udziela pomocy na całym świecie. To jej ochotnicy udokumentowali wstrząsające świadectwa ofiar i świadków, które publikujemy poniżej.
Kluczowe fakty:
  • Wojna w Sudanie zbiera nie tylko śmiertelne żniwo. Cichymi ofiarami są kobiety i dzieci, które doznały przemocy seksualnej.
  • Skalę krzywdy trudno oszacować. Wiele ofiar o tym nie mówi i prawdopodobnie nie powie nigdy. Kobiety i mężczyźni żyją w ciągłym strachu, boją iść do pracy czy po jedzenie.
  • Lekarze bez granic apelują do stron konfliktu o zakończenie wojny domowej.
  • Więcej na temat wojny w Sudanie przeczytasz w tvn24.pl.

Od ponad dwóch lat w Sudanie między siłami rządowymi, dowodzonymi przez generała Abdela Fattaha al-Burhana i wojskami z RSF (Rapid Support Forces, organizacja paramilitarna - red.), na czele których stoi jego były współpracownik generał Mohamed Hamdan Dagalo, toczy się wojna domowa. W 2021 roku obaj wspólnie dokonali wojskowego zamachu stanu i odsunęli od władzy rząd popierany przez Zachód. Potem doszło do konfliktu między generałami.

Kraj pogrążony jest w pogłębiającym się chaosie, klęska głodu może dotykać nawet 400 tysięcy ludzi. Szacuje się, że wojna domowa pochłonęła już życie co najmniej 20 tysięcy cywilów, a miliony zmusiła do opuszczenia domów. Mieszkańcy Sudanu codziennie doświadczają różnych form przemocy, w tym gwałtu.

W minioną sobotę RSF poinformowała o utworzeniu alternatywnego rządu. Ta decyzja może doprowadzić do jeszcze większego rozłamu w kraju.

Aktualnie czytasz: "Na środku drogi, na oczach innych". Skali okrucieństwa nie da się oszacować
Źródło: PAP/Adam Ziemienowicz

Opublikowane poniżej treści zawierają opisy scen przemocy, które mogą nie być odpowiednie dla każdego czytelnika.

Przemoc seksualna stała się tak powszechna w Darfurze, w zachodniej części Sudanu, że wielu mówi o niej jak o czymś nieuniknionym. - Jacyś ludzie przyszli nocą, aby zgwałcić kobiety i zabrać wszystko, włącznie ze zwierzętami. Słyszałam, jak w nocy gwałcono kobiety. Mężczyźni, jak mój mąż i bracia, chowali się w toaletach lub pomieszczeniach, które mogli zamknąć, bo inaczej zostaliby zabici. Kobiety się nie chowały, bo nas tylko bito i gwałcono, a mężczyzn zabijano - relacjonuje 27-letnia kobieta zespołowi Lekarzy bez Granic w Darfurze Zachodnim.

- Kobiety i dziewczęta nie czują się nigdzie bezpiecznie. Są atakowane we własnych domach, podczas ucieczki, w trakcie pozyskiwania jedzenia, zbierania drewna na opał czy pracy w polu. Mówią nam, że czują się uwięzione - relacjonuje Claire San Filippo, koordynatorka do spraw sytuacji kryzysowych Lekarzy bez Granic.

Krzywda nie do oszacowania

Jak relacjonują Lekarze bez granic, kobiety w regionie Darfur są niemal nieustannie narażone na przemoc seksualną. Prawdziwa skala tego kryzysu pozostaje trudna do oszacowania, ponieważ dostęp do opieki jest ograniczony, a ludzie napotykają bariery w szukaniu pomocy medycznej i opowiedzeniu o krzywdzie, która ich spotkała. Niemniej wszystkie ofiary przemocy, które rozmawiały z zespołami Lekarzy bez Granic w Darfurze i po drugiej stronie granicy w Czadzie, opowiadają przerażające historie o przemocy i gwałtach. Dotyczy to również mężczyzn i chłopców.

- Te ataki są haniebne i okrutne, często dokonywane przez wielu sprawców. To musi się skończyć. Przemoc seksualna nie jest naturalnym ani nieuniknionym skutkiem wojny. Może stanowić zbrodnię wojenną, formę tortur oraz zbrodnię przeciwko ludzkości. Strony konfliktu muszą pociągnąć swoich bojowników do odpowiedzialności i chronić ludność cywilną przed tą odrażającą przemocą. Opieka dla ofiar musi zostać natychmiast rozszerzona, aby zapewnić im leczenie i pomoc psychologiczną, której tak bardzo potrzebują - wskazuje Claire San Filippo.

Do gwałtów i pobić dochodzi nie tylko w czasie ataków na wioski i miasta czy w czasie ucieczki w bezpieczne miejsce. Lekarze bez granic wskazują, że ograniczona pomoc humanitarna zmusza ludzi do podejmowania ryzyka, żeby przetrwać: pokonują pieszo długie dystanse, aby zdobyć podstawowe środki do życia, oraz podejmują pracę w niebezpiecznych miejscach. Inni rezygnują z takiego ryzyka, tracąc dostęp do źródeł dochodu, co jeszcze bardziej ogranicza ich możliwości zdobycia wody, jedzenia i opieki zdrowotnej. Jednak nawet pozostanie w domu nie gwarantuje bezpieczeństwa.

Między styczniem 2024 roku a marcem 2025 Lekarze bez Granic udzielili pomocy 659 ofiarom przemocy seksualnej w Darfurze Południowym:

  • 86 procent zgłosiło, że zostało zgwałconych;
  • 94 procent ofiar stanowiły kobiety i dziewczęta;
  • 56 procent ofiar przekazało, że napaści na nie dokonały osoby niebędące cywilami (żołnierze, policjanci, członkowie innych sił bezpieczeństwa lub pozapaństwowych grup zbrojnych);
  • 55 procent doświadczyło również przemocy fizycznej podczas ataku;
  • 34 procent zostało napadniętych podczas pracy lub w drodze na pola;
  • 31 procent miało mniej niż 18 lat, 29 procent było nastolatkami (10-19 lat), 7 procent miało mniej niż 10 lat, a 2,6 procent - mniej niż pięć lat.

Te dane nie oddają pełnej skali przemocy seksualnej w Darfurze Południowym.

Podobna sytuacja panuje w innych miejscach, gdzie Lekarze bez Granic niosą pomoc, na przykład we wschodnim Czadzie - to tam znajduje się obecnie ponad 800 tysięcy uchodźców z Sudanu. W Adré niemal połowa - z 44 ofiar leczonych przez zespoły Lekarzy bez Granic od stycznia 2025 roku - to dzieci.

W prowincji Wadi Fira w okresie od stycznia do marca 2025 roku organizacja pomogła 94 osobom. 81 z nich miało mniej niż 18 lat.

Wiele osób, które doświadczyły przemocy seksualnej, zgłasza, że zostały zgwałcone przez kilku napastników. W obozie Metché we wschodnim Czadzie 11 z 24 osób leczonych między styczniem a marcem 2025 roku zostało zaatakowanych przez wielu sprawców.

Nie wszyscy otrzymają pomoc

Kluczowym jest, aby ofiary jak najszybciej otrzymały pomoc, ponieważ przemoc seksualna jest nagłym stanem zagrożenia zdrowia lub życia. Jej skutki, fizyczne i psychiczne, mogą być długotrwałe i zagrażające życiu. Mimo to dostęp do pomocy medycznej i ochrony jest bardzo utrudniony z powodu niedostatecznej ilości usług oraz niewiedzy o istnieniu nielicznych punktów pomocy, a także wysokich kosztów transportu do placówek medycznych. Pojawia się też niechęć do mówienia o doświadczonej przemocy seksualnej z powodu wstydu, obawy przed stygmatyzacją lub zemstą.

- Nie mogę rozmawiać o tym w swojej społeczności, bo byłby to wstyd dla mojej rodziny. Dlatego nie zdradzałam, co mi się przydarzyło aż do dzisiaj. Dopiero teraz proszę o pomoc medyczną. Bałam się iść do szpitala. Rodzina powiedziała mi: nikomu nic nie mów - relacjonowała 27-letnia kobieta zespołowi Lekarzy bez Granic we wschodnim Czadzie.

W Darfurze Południowym - regionie o największej liczbie osób przesiedlonych w Sudanie - Lekarze bez Granic pod koniec 2024 roku rozszerzyli opiekę nad osobami dotkniętymi przemocą seksualną, wprowadzając działania angażujące lokalną społeczność. Przeszkolono położne oraz lokalnych pracowników ochrony zdrowia, aby mogli udzielać doraźnej pomocy psychologicznej oraz zapewniać antykoncepcję awaryjną osobom jej potrzebującym. Pomagali oni również kierować ofiary do placówek podstawowej opieki zdrowotnej i szpitali specjalistycznych wspieranych przez Lekarzy bez Granic. Po wprowadzeniu tego modelu pracy zauważono znaczący wzrost liczby kobiet i nastolatek poszukujących pomocy.

Do zespołów Lekarzy bez Granic nieustannie zgłaszają się po pomoc kolejne ofiary przemocy seksualnej. W Tawili - gdzie ludzie przybywają po ucieczce przed atakami na obóz Zamzam i w Al-Faszir w Darfurze Północnym - od stycznia do początku maja do szpitala przyjęto 48 ofiar przemocy seksualnej, większość po rozpoczęciu walk w Zamzam w kwietniu.

- Dostęp do pomocy dla osób po przemocy seksualnej jest niewystarczający i musi zostać pilnie rozszerzony. Osoby, głównie kobiety i dziewczęta, które doświadczyły przemocy seksualnej, potrzebują natychmiastowej opieki medycznej, w tym wsparcia psychologicznego i ochrony. Proces dostępu do tej pomocy powinien być prosty i przejrzysty, aby zminimalizować liczne bariery, które osoby szukające wsparcia napotykają - mówi Ruth Kauffman, kierowniczka Lekarzy bez Granic do spraw pomocy medycznej w sytuacjach kryzysowych.

Zgwałcona przez certyfikat

Lekarze bez Granic przekazali wstrząsające relacje osób, które doświadczyły przemocy seksualnej w wyniku konfliktu. - Straciłam mamę podczas wojny. Pewnego dnia w czerwcu 2024 roku byłam poza domem w Al-Faszir. Kiedy wróciłam, okazało się, że bomba trafiła w nasz budynek. Moja mama była jedyną osobą w środku. Próbowałam zawieźć ją do szpitala, ale zmarła, zanim tam dotarłyśmy. Po tej sytuacji zostałam w Al-Faszir, ale mój ojciec też zmarł. Przeniosłam się do siostry i jej męża. Opuściłam Al-Faszir 33 dni temu, szukając bezpiecznego miejsca - relacjonuje 27-letnia kobieta.

- Wyjechaliśmy samochodem. Po drodze zatrzymała nas jakaś grupa albo RSF (Rapid Support Forces - red.). Próbowali mnie porwać i zgwałcili mnie - opowiada.

Walki w mieście Chartum w Sudanie (2023)
Walki w mieście Chartum w Sudanie (2023)
Źródło: PAP/Abaca

Kobieta powiedziała też, że miała certyfikat pierwszej pomocy pielęgniarskiej. - Gdy nas zatrzymali, żołnierze RSF kazali mi oddać torbę. Gdy zobaczyli certyfikat, powiedzieli: Chcesz leczyć armię Sudanu, chcesz leczyć wroga?! Potem spalili mój certyfikat i zabrali mnie, by mnie zgwałcić. Reszcie kazali leżeć na ziemi. Byłam tam z innymi kobietami, w tym z moją siostrą. Zgwałcili tylko mnie - z powodu certyfikatu. Potem nadjechał samochód, w którym było około 17 uzbrojonych osób, więc członkowie RSF uciekli - powiedziała.

"Pobili ją tak mocno, że musiała jechać do szpitala"

- Wojna w naszej wiosce zaczęła się od strzałów. Potem usłyszeliśmy odgłos potężnej bomby. Próbowaliśmy uciekać. Bomba spadła na trawę i ją podpaliła, przez co część ludzi poparzyła sobie stopy. Przewieziono ich później do przychodni około 10 kilometrów od naszej wioski. Wysłaliśmy tam też dziewczynę i kobietę, które zostały zgwałcone. Jedna miała 13 lat, druga 27 i miała troje dzieci - relacjonuje 27-letnia kobieta.

- Później słyszałam też o trzech dziewczynach, które poszły razem do pracy i zostały złapane na drodze przez grupę dżandżawidów (zbrojna milicja muzułmańska - red). Jedna miała okres, więc pobili ją tak mocno, że musiała jechać do szpitala - dodała.

"Bili i gwałcili". Na środku drogi

- Tu (w obozie w Czadzie - red.) warunki życia są bardzo trudne. Straciliśmy wszystko. Nie mamy jedzenia ani koców. W nocy jest bardzo zimno. Pewnego dnia postanowiłam udać się do Kulbus (Sudan - red.), by odwiedzić członka rodziny. Wyruszyłam z przyjaciółką. To było trzy miesiące temu. Gdy dotarłyśmy do Kulbus, zobaczyłyśmy trzy kobiety pilnowane przez mężczyzn z RSF. Powiedziano nam, że mamy z nimi zostać - przekazała inna Sudanka, siedemnastolatka.

- Bili nas i gwałcili na środku drogi, na oczach innych. Było dziewięciu mężczyzn z RSF, siedmiu z nich mnie zgwałciło - dodaje. - Uprzedziłyśmy rodzinę, dokąd się wybieramy, więc gdy długo nie wracałyśmy, zaczęli nas szukać. Znaleźli nas i sprowadzili z powrotem do Czadu. Przyjechały tylko kobiety, bo dla mężczyzn podróż jest zbyt ryzykowna - relacjonuje.

Dziewczyna powiedziała, że "chciała po tym wszystkim stracić pamięć".

Żołnierz sudańskich sił zbrojnych na moście Shambat, który niegdyś łączył Omdurman z dzielnicą Bahri w Chartumie
Żołnierz sudańskich sił zbrojnych na moście Shambat, który niegdyś łączył Omdurman z dzielnicą Bahri w Chartumie
Źródło: Giles Clarke/Avaaz via Getty Images

"Moja siostra została zgwałcona"

Jedna z kobiet opowiedziała, że zgwałcona została jej siostra. - Wojna zaczęła się w czerwcu 2023 roku. Przez miesiąc nikt nie mógł opuszczać Murnei: jeśli ktoś wyszedł, mógł zostać zgwałcony lub pobity. Słyszałam, że ktoś został zgwałcony, gdy wychodził na zewnątrz - mówi.

- Potem rozpoczął się w mieście konflikt między Arabami a mieszkańcami Murnei. Mój dom został spalony. Wraz z siostrą uciekłyśmy do Sharg Anil. Po drodze zaatakowało nas dwóch mężczyzn, moja siostra została zgwałcona. Trzymałam mojego małego synka na rękach. Ktoś groził: "Zabiję twojego syna nożem". Zaczęłam płakać i błagałam, żeby tego nie robił i mnie puścił - relacjonuje.

Powiedziała także, że gdy dotarli do Sharg Anil, "jacyś ludzie przyszli nocą, by zgwałcić kobiety i zabrać wszystko, łącznie ze zwierzętami". - Słyszałam, jak w nocy gwałcono kobiety - relacjonuje.

- Poza Murnei wciąż jest przemoc, niektóre kobiety są bite i gwałcone. Chodzenie na pola jest niebezpieczne. Nie czuję się tam bezpiecznie, ale i tak chodzę razem z innymi kobietami. Mężczyźni nie chodzą, bo boją się, że zostaną zabici przez Arabów. Zdarzyło się to komuś, kogo znałam - poszedł na pole, został zaatakowany i postrzelony. Ludzie zabrali go do szpitala, ale nie przeżył - opowiada.

"Atakowane w pustych domach"

Jeden z mężczyzn w rozmowie z Lekarzami bez Granic opowiedział, że zgwałcona została jego siostra. - Wraz z dwiema koleżankami poszły do doliny na swoją farmę cebuli. Dwóch dżandżawidów przyszło i je zaatakowało. Dwie z nich uciekły, ale siostrę złapali - powiedział. - Zabraliśmy moją siostrę do szpitala w Murnei, gdzie była leczona. Miała wtedy 16 lat - dodaje.

- Słyszałem o innych przypadkach. Czasami Arabowie przychodzą do Murnei, Sharg Anil i Rungatas, wchodzą do domów i gwałcą kobiety. Czasami kobiety i dziewczęta wracają do Murnei, żeby zabrać rzeczy z pustych domów. Są tam atakowane i gwałcone przez Arabów w pustych domach lub na drodze. Niektórzy mężczyźni są zabijani - dodaje.

13-letnia dziewczynka

- Podczas wojny straciłem bliskich przyjaciół, a nasze domy zostały spalone. Wszystko zaczęło się w lipcu 2023 roku. Tego dnia straciłem brata. Kiedy rozpoczęły się walki, uciekł z pieniędzmi. Dżandżawidowie kazali mu się zatrzymać i oddać pieniądze. Wyrzucił pieniądze i zaczął uciekać, ale został przez nich postrzelony i zginął - mówi Lekarzom bez Granic 32-letni mężczyzna.

Uchodźcy czekają na pomoc w obozie na granicy Czadu z Sudanem
Uchodźcy czekają na pomoc w obozie na granicy Czadu z Sudanem
Źródło: PAP/EPA/STRINGER

- Trzy miesiące temu 13-letnia dziewczynka została zgwałcona przez trzech mężczyzn. Poszła z mamą na jej farmę cebuli. Powiedziała mamie, że chce przynieść trochę drewna na opał z pobliskiej doliny. Kiedy tam dotarła, zobaczyła trzech dżandżawidów. Złapali ją, zgwałcili, a potem porzucili w dolinie. Gdy długo nie wracała, jej siostra poszła sprawdzić, co się stało. Znalazła ją leżącą na ziemi. Wróciła do matki, żeby jej powiedzieć i wspólnie wezwały kilka osób, by pomogły zanieść dziewczynkę do szpitala. Byłem jedną z tych osób. To była mała dziewczynka. Otrzymała pomoc medyczną w szpitalu w Murnei, a potem została skierowana do Al-Dżunajny - relacjonuje.

"Czuję się zniszczona"

- Nie mogę znaleźć pracy. Naprawdę próbowałam pracować, znaleźć jakieś rozwiązanie. W zeszłym tygodniu pojechałam z domu do Nijali. Chciałam tylko zdobyć coś dla dzieci, to wszystko. Byłam na ulicach Nijali, żebrząc o coś dla nich. Rano poszłam pieszo do Nijali. W drodze powrotnej też szłam pieszo. Było ciemno i pojawiło się trzech mężczyzn. Zapytali mnie, dokąd idę, chcieli pieniędzy, ale wyjaśniłam im, że jestem tylko żebraczką. Wtedy mnie zgwałcili. Trzymali mnie mocno, położyli na ziemi i zgwałcili. Nie pamiętam wszystkiego - relacjonowała Lekarzom bez Granic jedna z kobiet.

- Obudziłam się później na ziemi i zauważyłam, że moja thawb (ubranie - red.) była owinięta wokół mojej szyi. Kiedy nadszedł poranek, wyszłam na drogę, aby znaleźć tuk-tuk, który zawiózłby mnie z powrotem do miejsca, w którym mieszkam. To było dla mnie bardzo upokarzające i bolesne. Porozmawiałam z kimś tutaj i skierowano mnie do przychodni dla kobiet. Dostałam lekarstwa, ale jestem bardzo smutna. Czuję się zniszczona - dodała.

"Gwałcili, aż poroniła"

Jedna z kobiet w rozmowie z Lekarzami bez Granic wyznała, że "każdego dnia, kiedy ludzie idą na targ, dochodzi do czterech lub pięciu przypadków gwałtu". - Dzieje się tak też, kiedy idziemy na farmę. Mężczyźni zakrywają głowy i gwałcą kobiety. Podróż do Gandeh Tu, Golo i Nertiti jest dla nas niebezpieczna. Po drodze trzeba gdzieś przenocować, a to jest ryzykowne. Ale jesteśmy do tego zmuszeni - mówi.

- Niedawno jedna kobieta została zgwałcona w drodze do Nertiti przez dwóch mężczyzn. Była w ciąży, a oni gwałcili ją, aż poroniła. Niosła dziecko na plecach. Żyjemy w niebezpiecznym środowisku. Nie ma sposobu, aby powstrzymać gwałty. Jedynym rozwiązaniem jest pozostanie w domu i ograniczanie wychodzenia na zewnątrz - mówi.

Cywile, którzy uciekli przed RSF, w obozie Goz al-Haj. Chartum, Sudan
Cywile, którzy uciekli przed RSF, w obozie Goz al-Haj. Chartum, Sudan
Źródło: Osman Bakir/Anadolu via Getty Images

"To doświadczenie i jego skutki pozostają z ofiarą na zawsze"

- Nie zawsze możliwe jest otrzymanie wsparcia ze strony specjalistów, lekarzy czy psychologów, często najważniejsze okazuje się wsparcie bliskich, jeśli oczywiście ofiara jest w stanie opowiedzieć im o zbrodni, jaka ją spotkała. Ofiary w bardzo różny sposób dźwigają doświadczenie zgwałcenia. Od wyparcia po samobójstwo - mówi psychoterapuetka i seksuolożka kliniczna Katarzyna Klimko-Damska z Polskiego Towarzystwa Seksuologii Sądowej i Centrum Pomocy Profesjonalnej.

Jak dodaje, niemal wszystkie ofiary gwałtu doświadczają zespołu stresu pourazowego: - Mogą cierpieć na bezsenność, w innym przypadku doświadczać koszmarów sennych. Mogą obawiać się wychodzić z domu, nawiązywać nawet powierzchownych relacji z obcymi ludźmi. Mają wahania nastrojów od bezradności po gniew, natrętne myśli, natrętne odtwarzanie krok po kroku tego, co je spotkało, obwinianie się.

- To co istotne, objawy PTSD (zespołu stresu pourazowego) nie muszą się pojawić od razu, ale po kilku tygodniach, miesiącach od zdarzenia - tłumaczy.

Katarzyna Klimko-Damska wyjaśnia, że otoczenie przez bliskich opieką, ich zrozumienie ułatwia powrót do życia sprzed gwałtu - Ale musimy pamiętać, że to doświadczenie i jego skutki pozostają z ofiarą na zawsze - podkreśla psychoterapuetka. - Ofiara, która nie może liczyć na wsparcie rodziny, wspólnoty, żeby minimalizować skutki, będzie ukrywać swoją krzywdę, ale trudno przewidywać, jak się zachowa osoba, o której społeczność wie, co ją spotkało, bo to w dużej mierze zależy od postawy tej wspólnoty - tłumaczy.

Wskazuje, że niektóre ofiary uciekną, jeśli mają taką możliwość, aby rozpocząć życie od nowa, inne zostaną, żyjąc ze stygmatem, narażając się często na przemoc, a jeszcze inne odbiorą sobie życie.

- Dla ofiar poczucie przynależności, opieka i wsparcie są podstawą, aby myśleć o przyszłości, bez tego, opuszczone, skrzywdzone, pogardzane wybierają różne rozwiązania - wyjaśnia.

Pytana o kobiety w Sudanie, które muszą pracować, zadbać o pożywienie dla swoich rodzin, odpowiada: - Matka, jako jedyna żywicielka rodziny, prawdopodobnie w poczuciu odpowiedzialności za życie dzieci, podejmie inne decyzje niż nastolatka, która doświadczyła gwałtu zbiorowego i żyje w kraju, w którym przemoc jest codziennością.

Dziewczynka przytula brata w centrum pomocy na przedmieściach Omdurmanu w Sudanie
Dziewczynka przytula brata w centrum pomocy na przedmieściach Omdurmanu w Sudanie
Źródło: Carolyn Van Houten/The Washington Post via Getty Images

Przemoc powszednieje

- Mamy już dość dużo publikacji na temat ofiar gwałtów wojennych. Są to spisane świadectwa ofiar z okresu drugiej wojny światowej, zarówno Niemek, Polek, Francuzek czy obecnie Ukrainek - podkreśla. - Dzięki Lekarzom Bez Granic znamy historię dziewczynek, chłopców, kobiet i mężczyzn z Afryki. Na ich podstawie wiemy, że traumę będą nosić przez całe życie, ale będą starać się żyć kolejnym dniem - tłumaczy.

Pytana, czy w takich państwa jak Sudan istnieje społeczne przyzwolenie na tę formę przemocy, odpowiada: - Z relacji świadków doświadczających konfliktu zbrojnego w Sudanie, wyraźnie płynie przekaz, że gwałt to nie śmierć. Mężczyźni ukrywają się, bo mogą zostać zabici, a kobiety "tylko" zgwałcone. Nie wiem, czy ktoś w Sudanie zadał ofiarom gwałtu pytanie, czy łatwiej znosić im jest ten ból, wiedząc, że tak wiele kobiet w ich społeczności zostało w ten sposób skrzywdzonych. Przemoc powszednieje w kraju od lat objętym konfliktem, dlatego tym bardziej trzeba temu zapobiegać, aby nic nie usprawiedliwiało tej zbrodni - wskazuje Katarzyna Klimko-Damska.

I dodaje: - Paradoksalnie, jeśli jest tak wiele ofiar gwałtu, to czy konserwatywna społeczność łagodzi swoje stanowisko wobec zgwałconych kobiet? Nie wiem. To pytanie do osób udzielających wsparcia na miejscu. Być może łatwiej jest tym ofiarom przetrwać we wspólnocie, jeśli jest ich wiele, ale to niczego nie zmienia w osobistym dźwiganiu tej krzywdy.

- "Gwałt zabija duszę, wrażliwości i niewinności", jak kilka lat temu opisała to, co ją spotkało, moja pacjentka - wspomina psychoteraupeutka.

Mówiąc o reakcjach ofiar na doświadczenie gwałtu - wyjaśnia - "nie jesteśmy w stanie stworzyć schematu".

- Każda zbrodnia zgwałcenia jest inna. Inne jest miejsce, okoliczności, działanie sprawcy lub sprawców, inna jest społeczność, w której do gwałtu doszło i w której żyje ofiara. To, co jest kluczowe, to nasza postawa wobec ich krzywdy. Wsparcie, cierpliwość, zrozumienie. Nie podawanie w wątpliwość, nie ocenianie, nie radzenie - podkreśla.

- Powrót do równowagi zajmuje ofiarom kilka lat - podsumowuje.

Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.

Kim są Lekarze bez Granic i jak niosą pomoc

Lekarze bez Granic to międzynarodowa, niezależna medyczna organizacja humanitarna prowadząca działania w ponad 70 krajach na świecie. Znana jest także pod nazwami Médecins sans frontières i Doctors without Borders. Skupia głównie lekarzy i pracowników ochrony zdrowia. Jest także otwarta na przedstawicieli innych zawodów, którzy mogą pomóc w realizacji jej celów. 

Organizacja zajmuje się pomocą humanitarną ofiarom konfliktów zbrojnych, epidemii i klęsk żywiołowych oraz społecznościom wykluczonym z dostępu do opieki zdrowotnej. Znaczna część funduszy Lekarzy bez Granic (97 procent) pochodzi od indywidualnych darczyńców, prywatnych firm i instytucji. Wszyscy pracownicy i członkowie organizacji zobowiązują się do przestrzegania następujących zasad:  

"Lekarze bez Granic niosą pomoc ludziom znajdującym się w niebezpieczeństwie, ofiarom klęsk żywiołowych i katastrof wywołanych przez człowieka oraz ofiarom konfliktów zbrojnych. Pomagają wszystkim bez względu na rasę, religię, wyznanie czy poglądy polityczne.  

Lekarze bez Granic zachowują neutralność i bezstronność zgodnie z powszechną etyką lekarską i z prawem do pomocy humanitarnej oraz domagają się pełnej i nieograniczonej wolności w wykonywaniu swoich działań. 

Lekarze bez Granic zobowiązują się do przestrzegania kodeksu etyki zawodowej oraz do zachowania niezależności od wszelkiej władzy politycznej, ekonomicznej i religijnej.  

Jako wolontariusze są świadomi ryzyka i niebezpieczeństwa związanego z wykonywanymi zadaniami i nie zgłaszają w imieniu swoim ani  swoich następców roszczeń o jakąkolwiek rekompensatę poza tą, którą może im zapewnić organizacja".

Na polskiej stronie Lekarzy bez Granic można znaleźć wszystkie informacje dotyczące możliwości przekazania wsparcia dla ich działań.

Treść tylko dla pełnoletnich

Artykuł może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. By przejść dalej, wybierz odpowiedni przycisk.

Czytaj także: