Stany Zjednoczone straciły wpływy nie tylko w Nigrze i Czadzie - wojskowe junty zamykają się na wpływy Zachodu również w Mali i Burkina Faso. W celu znalezienia nowych sojuszy w Afryce do stolicy Botswany przybył najwyższy rangą amerykański wojskowy, przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów gen. Charles Brown.
W stolicy Botswany, Gaborone, najwyższy rangą amerykański wojskowy, przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów gen. Charles Brown rozpoczął w poniedziałek dwudniowe rozmowy z szefami sztabów 40 krajów afrykańskich.
Spotkanie Afrykańskich Szefów Obrony (ACHOD) odbywa się pod auspicjami Dowództwa USA-Afryka (AFRICOM), a jego misją jest zachęcanie do nowej i ściślejszej współpracy w zakresie bezpieczeństwa.
Stany Zjednoczone straciły wpływy nie tylko w Nigrze i Czadzie. Wojskowe junty zamykają się na wpływy Zachodu również w Mali i Burkina Faso. Antyzachodnią retoryką posługuje się prezydent Zimbabwe Emmerson Mnangagwa.
Napięcia towarzyszą relacjom Zachodu z Republiką Południowej Afryki. Korzysta z tego Rosja, oferując rządzącym w tych krajach swoje wsparcie nie tylko w walce z terroryzmem, ale i w utrzymaniu się u władzy.
Amerykanie nie chcą powtórki sytuacji z Nigerią
W Gaborone Amerykanie chcą wspólnie z afrykańskimi partnerami zastanowić się nad walką z terroryzmem, ocenić wojskowe apetyty Rosji i Chin, ale przede wszystkim policzyć swoich sojuszników w Afryce po utracie dotychczasowych baz w Sahelu.
- Widzę pewne możliwości. Są kraje w Afryce Zachodniej, z którymi już współpracujemy - powiedział Brown dzień przed wylotem do Afryki. - Musimy się zastanowić, w jaki sposób możemy nadal budować relacje, które mogą zapewnić nam możliwości wykorzystania niektórych zdolności, które mieliśmy w Nigrze, w niektórych z tych lokalizacji - dodał.
Poszukiwanie nowych miejsc dla baz wojskowych Amerykanie utrzymują w tajemnicy. Nie chcą powtórki sytuacji z Nigerią, z którą na początku roku prowadzili zbyt otwarte rozmowy, zakończone protestami i oficjalnym zapewnieniem Abudży, że amerykańskich baz nie będzie. W tej sytuacji pod uwagę mogą być brane tylko trzy kraje: Benin, Wybrzeże Kości Słoniowej i Ghana.
Spotkanie najwyższej rangi wojskowych w Botswanie ma pokazać afrykańskim przywódcom, że Stany Zjednoczone potrafią słuchać i akceptować lokalne pomysły, że są otwarte na rozwiązania, które zidentyfikowali Afrykanie, bez narzucania zachodnich ideałów.
To lekcja z okazanego przez niektóre kraje afrykańskie niezadowolenia z powodu forsowania przez USA kwestii takich jak demokracja i prawa człowieka. Wielu przywódców uważało to za hipokryzję i zarzucało Waszyngtonowi bliskie związki z niektórymi autokratycznymi przywódcami w innych krajach. Tego błędu nie popełniają Rosjanie.
Spotkanie w Gaborone
Polityka Stanów Zjednoczonych w Afryce stoi obecnie przed dylematem promowania demokracji i zwalczania terroryzmu, a jednocześnie konkurowania z autorytarnymi rywalami – Rosją, Chinami, Iranem - o wpływy.
Spotkanie w Gaborone to pierwsza tego typu konferencja organizowana w Afryce, a Botswana nie jest przypadkową lokalizacją. W 2007 roku, gdy Pentagon szukał miejsca dla swego afrykańskiego dowództwa, zaproszenie przyszło właśnie z Botswany i zawsze proamerykańskiej Liberii.
Na przeszkodzie stanął ówczesny prezydent RPA Thabo Mbeki, który przeprowadził na kontynencie szybką i skuteczną kampanię blokującą te pomysły, przekonując, że stanowiłoby to niedopuszczalne naruszenie suwerenności Afryki. Ostatecznie Amerykanie wybrali Stuttgart, gdzie już znajdowało się dowództwo europejskie.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters Archive