Cztery osoby nie żyją, a dziewięć zostało rannych w San Diego, gdy wprost na ludzi z wiaduktu spadło auto.
Do wydarzenia doszło w sobotę na wiadukcie w San Diego w Kalifornii. Samochód typu pick-up prowadzony przez 24-letniego żołnierza marynarki wojennej spadł z wysokości około 20 metrów wprost na park, w którym odbywał się festiwal motocyklowy, dokładnie na namiot, w którym sprzedawano koszulki - zaledwie kilka metrów od sceny.
Policja już poinformowała, że mężczyzna usłyszał zarzuty kierowania pod wpływem alkoholu i spowodowania śmierci. Cztery osoby zginęły, dziewięć zostało rannych, w tym dwie ciężko.
Uczestnicy festiwalu natychmiast po wypadku próbowali ratować rannych. - To wyglądało jakby Superman rzucił samochodem tuż przy moście - wyznał jeden ze świadków zajścia. - Części samochodowe latały wszędzie. Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że ludzie siedzą w środku - i tak właśnie było - dodał drugi.
24-letni kierowca też trafił do szpitala.
Autor: lukl\mtom / Źródło: Washington Post