Rosyjska policja wyrzuciła Ruch Praw Człowieka na ulicę


Siły specjalne policji OMON w nocy z piątku na sobotę wzięły szturmem biuro niezależnego Ruchu Praw Człowieka w Moskwie. Wszystkich pracowników wyrzucono na ulicę. Co najmniej siedem osób doznało obrażeń.

Poturbowany został m.in. lider tej jednej z najbardziej zasłużonych organizacji pozarządowych w Rosji 72-letni Lew Ponomariow, którego zepchnięto ze schodów. Wśród poszkodowanych jest też przywódca demokratycznej partii Jabłoko Siergiej Mitrochin. Świadkowie relacjonowali, że w operacji specjalnej przeciwko Ruchowi Praw Człowieka uczestniczyli też funkcjonariusze Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB). Całą akcję filmowała prokremlowska telewizja NTV.

Bo bezprawnie zajmowali pomieszczenie

Operacja rozpoczęła się w piątek po południu, kiedy to do biura organizacji wkroczyli prokuratorzy pod osłoną policjantów. Zażądali od jego pracowników, by ci natychmiast je opuścili. Następnie wymienili zamki w drzwiach wejściowych, a także odcięli prąd i wodę. Według prokuratorów aktywiści Ruchu Praw Człowieka zajmują lokal w Małym Kisłowskim Zaułku, w centrum rosyjskiej stolicy, bezprawnie. Przedstawiciele organizacji temu zaprzeczają, twierdząc, że umowa najmu wygasa 30 czerwca. Utrzymują też, że prowadzą negocjacje w sprawie jej przedłużenia. Pomieszczenia zajmowane przez organizację należą do moskiewskiego departamentu ds. majątku miejskiego. Struktura ta twierdzi, że w połowie lutego wypowiedziała umowę, o czym przez pocztę zawiadomiła Ruch Praw Człowieka. Ten ripostuje, że żadnego listu w tej sprawie nie otrzymał.

"Przestępcze przejęcie lokalu"

Lider Ruchu Praw Człowieka Lew Ponomariow określił postępowanie urzędników mianem "przestępczego przejęcia lokalu". Podkreślił przy tym, że jego organizacja wynajmuje te pomieszczenia od 13 lat. Wieczorem na miejsce przyjechał rzecznik praw obywatelskich Władimir Łukin, jednak policjanci nie wpuścili go do budynku, w którym mieści się biuro Ruchu Praw Człowieka. Wkrótce po jego odjeździe OMON przystąpił do szturmu. W sobotę Główny Urząd Spraw Wewnętrznych w Moskwie zaprzeczył, jakoby to policja szturmowała lokal organizacji. Urząd oświadczył, że biuro zajęli pracownicy prywatnej firmy ochroniarskiej, a policja jedynie pilnowała porządku.

Nie chcieli być "zagranicznym agentem"

Na początku roku niezidentyfikowani sprawcy czerwoną farbą namalowali na drzwiach biura napis "Zagraniczny agent". Wcześniej Ruch Praw Człowieka odmówił zarejestrowania się w Ministerstwie Sprawiedliwości w charakterze "zagranicznego agenta". Rejestracji jako "zagraniczny agent" od organizacji pozarządowych wymaga uchwalona w ubiegłym roku przez parlament Rosji z inicjatywy Kremla ustawa o organizacjach otrzymujących środki finansowe z zagranicy, a uczestniczących w życiu politycznym Rosji. Zgodnie z tym aktem prawnym organizacje takie otrzymują status "pełniących funkcje zagranicznych agentów" oraz zostają objęte restrykcyjną kontrolą ze strony państwa. Za niepodporządkowanie się nowym przepisom takim organizacjom i ich szefom grożą wysokie kary pieniężne, a nawet więzienie. Ruch Praw Człowieka - podobnie jak inne niezależne od Kremla organizacje pozarządowe - odmawia zarejestrowania się w takim charakterze, argumentując, że nie prowadzi działalności politycznej. W Rosji słowo "agent" jednoznacznie kojarzy się ze zdradą państwa.

Autor: ktom/tr / Źródło: PAP