Rosyjski pułkownik Wadim Bojko miał zajmować się naprawą sprzętu wojskowego, który jednak nie nadawał się już do wykorzystania bojowego. Wówczas próbowano uczynić go kozłem ofiarnym i obciążyć olbrzymią karą za utratę mienia państwowego - twierdzi wdowa po oficerze, który według doniesień medialnych w połowie listopada popełnił samobójstwo. Kobieta w liście otwartym do Władimira Putina apeluje o nadzorowanie śledztwa w sprawie śmierci jej męża.
Julia Bojko jest wdową po Wadimie Bojko, pułkowniku rosyjskiej armii i zastępcy dyrektora Pacyficznego Instytutu Marynarki Wojennej im. S.Makarowa we Władywostoku. W swoim liście otwartym do Władimira Putina prosi prezydenta Rosji o nadzorowanie śledztwa w sprawie śmierci jej męża, który według doniesień mediów popełnił samobójstwo w miejscu pracy 16 listopada. O śmierci pułkownika i liście jego żony w poniedziałek, 28 listopada, poinformował niezależny portal Meduza.
ZOBACZ TEŻ: Jeden z "najbardziej utalentowanych menedżerów" branży naftowej. Wątpliwości wokół śmierci Rawila Maganowa
Wdowa pisze do Putina
Julia Bojko napisała w liście datowanym na 20 listopada, że w instytucie, w którym pracował jej mąż, od 16 września działał punkt mobilizacyjny. Wadim Bojko odpowiadał w nim za przyjmowanie, zakwaterowanie i kontrolę zmobilizowanych. Od tego czasu, twierdzi wdowa, pułkownik "prawie nie spędzał nocy w domu". Miał próbować rozwiązywać kolejne pojawiające się problemy, ale nie otrzymywał wsparcia ze strony kierownictwa i "w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że próbowano go uczynić kozłem ofiarnym i obciążyć odpowiedzialnością za wszystkie niepowodzenia i niedobory".
Wdowa odnotowała w liście, że jej mąż został następnie wysłany na poligon we wsi Siergiejewka, ok. 180 kilometrów od Władywostoku. Miał tam zajmować się naprawą sprzętu wojskowego, który planowano wysłać do "strefy działań wojennych" oraz wykorzystywać go do szkolenia personelu wojskowego. Jednak zdaniem kobiety jej mąż miał kolejne problemy, ponieważ posiadany "sprzęt nie nadawał się do wykorzystania bojowego", a jego przełożony admirał Oleg Żurawlew nie udzielił żadnego wsparcia. Pułkownik na miesiąc przed śmiercią zaczął cierpieć na bezsenność, w tym czasie schudł 15 kilogramów.
Jak wynika z listu, 14 listopada na poligon miała przyjechać komisja z Chabarowska w celu weryfikacji skarg zmobilizowanych żołnierzy. Admirał Żurawlew poszedł wtedy na zwolnienie lekarskie, tymczasem Wadimowi Bojko powiedziano, że grozi mu odpowiedzialność karna. Inspektorzy otwarcie poinformowali pułkownika, że za utratę i uszkodzenie mienia państwowego zostanie obciążony długiem w wysokości 100 milionów rubli oraz konfiskatą mienia - przekonuje wdowa.
Według Julii Bojko jej mąż po tym dniu pojechał z poligonu do siedziby instytutu we Władywostoku, którego wciąż był wicedyrektorem. Tam wszedł do gabinetu swojego szefa, w którym oddał w swoim kierunku pięć strzałów z broni służbowej. Miał nie celować w głowę, "nie chcąc tego zakończyć najszybciej, jak to możliwe". Jego ciało zostało znalezione 16 listopada nad ranem.
Portal Meduza podał, że śledztwo jeszcze nie ustaliło oficjalnie przyczyny śmierci mężczyzny. Zauważono jednak, że jeśli Bojko rzeczywiście popełnił samobójstwo, "byłby to prawdopodobnie pierwszy taki przypadek samobójstwa w Rosji, w rzeczywistości przeprowadzenie egzekucji na samym sobie" - stwierdzono, nawiązując do faktu, że mężczyzna oddał aż pięć strzałów. Rosyjskie organy ścigania nie skomentowały tej sprawy.
Źródło: meduza.io