Decyzję prezydenta Rosji Władimira Putina o ogłoszeniu częściowej mobilizacji wojskowej i jej możliwe konsekwencje ocenił w TVN24 Wacław Radziwinowicz z "Gazety Wyborczej", wieloletni korespondent w Moskwie. - Każda mobilizacja w Rosji, jak znamy z polskiego doświadczenia historycznego, zamienia się w brankę - powiedział. Dodał, że w tej kwestii kluczowy może okazać się "bunt matek" rosyjskich żołnierzy.
Władimir Putin ogłosił w Rosji częściową mobilizację, która rozpoczęła się już w środę. Ma objąć rezerwistów, czyli osoby, które już odbyły służbę wojskową, ale przed wysłaniem na front mają przejść dodatkowe szkolenie. Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu poinformował, że mobilizacja obejmie 300 tysięcy osób. W środę wieczorem w kilkudziesięciu miastach Rosji odbyły się protesty. Policja w całym kraju zatrzymała ponad 1300 osób.
Decyzję Putina i ostatnie wydarzenia w Rosji komentował w rozmowie z TVN24 Wacław Radziwinowicz z "Gazety Wyborczej", wieloletni korespondent w Moskwie.
Radziwinowicz: z mobilizacją jest jak z ciążą, nie może być częściowa
Zapytany został o potencjalne możliwości uniknięcia powołania do wojska. - Ci, którym kończy się teraz służba zasadnicza, nie mają nic do gadania. Ci, którzy skończyli służbę, mają obowiązek (mobilizacyjny - przyp. red.) pod karą 10 lat. Mają prosty wybór, na 10 lat do łagru albo w okopy - ocenił. - Nie spodziewam się wielkiego protestu - dodał.
- Z mobilizacją jest jak z ciążą, ona nie może być częściowa, a każda mobilizacja w Rosji, jak znamy z polskiego doświadczenia historycznego, zamienia się w brankę - powiedział Radziwinowicz.
Siła matek rosyjskich żołnierzy. "Będzie siała ferment w kraju"
Publicysta dodał, że jeśli każdy protestujący w Rosji będzie od razu otrzymywał powołanie do wojska, to jego zdaniem skala protestów powiększy się. - Ale ja nie sądzę, by protesty tego typu, które teraz widzimy, były szerokie - ocenił. Jako przyczynę takiego stanu rzeczy moskiewski korespondent "Gazety Wyborczej" wskazał terror w społeczeństwie zbudowany przez reżim Putina oraz doświadczenie rosyjskich służb w tłumieniu demonstracji.
Odwołując się do rosyjskich doświadczeń z wojen czeczeńskich, Radziwinowicz wskazał na możliwy "bunt matek", czyli potencjał, jaki w oporze społecznym mogą wykazać matki żołnierzy wysłanych do walki w Ukrainie.
- Rosyjskie matki są zafascynowane swoimi synami, one są nadopiekuńcze i to one mogą tworzyć taką siłę, która będzie siała ferment w kraju. Bo ich opór, rozpaczliwy opór, rzeczywiście może być wielki. Nie tak się pałuje matki, jak młodych chłopców, którzy nie chcą iść do armii - ocenił.
"Nie do przeżycia, wielki wstrząs"
Gość TVN24 mówił także, jak wygląda procedura przekazania rodzinie ciała poległego żołnierza. - Byłem na pogrzebach żołnierzy - powiedział. Dodał, że rodzina dostaje drewnianą skrzynię, w której znajduje się ocynkowana trumna. Przez "maleńkie okienko" można zidentyfikować ciało swojego bliskiego. - Chyba że jest w takim stanie, taka masakra, że okienko jest zamalowane czarną farbą i już nic nie można zobaczyć - opisał.
- To jest nie do przeżycia, to wielki wstrząs - dodał, zawieszając głos.
Pytany o motywacje kierujące Putinem, jego decyzjami oraz powtarzającymi się groźbami użycia broni atomowej, Radziwinowicz stwierdził, że prezydent Rosji może znaleźć się w sytuacji, w której dojdzie do wniosku, że nie ma już żadnego wyjścia. Stwierdził, że położenie, w którym Putin byłby "przyparty jak szczur do ściany", mogłoby grozić spełnieniem tych gróźb.
W tym kontekście publicysta "Gazety Wyborczej" został zapytany o ewentualne "bezpieczniki" na Kremlu, które mogłyby powstrzymać Putina. - Mam nadzieję, że jacyś rozsądni ludzie jednak tam się zachowali. (...) Natomiast nie wierzę w to, że Putin sam się powstrzyma, jeśli będzie w sytuacji, którą uzna za sytuację bez wyjścia - podsumował Radziwinowicz.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Sergei Chuzavkov/SOPA Images/LightRocket via Getty Images