"Raport MAK pomija milczeniem kwestię stanu smoleńskiego lotniska, rolę kontrolerów w wieży i ich rozmowy z przełożonymi" - wylicza w czwartkowym "Guardianie" oksfordzki historyk, profesor Timothy Garton Ash. Zaznacza jednak, że przede wszystkim samolot nie powinien był lądować we mgle.
Ash zaznacza jednak, że braki w raporcie MAK nie dziwią, jeśli wziąć pod uwagę, że "Komitet, który przygotował raport, jest również odpowiedzialny za nadzór nad stanem lotnisk".
Według niego, mimo tych braków raport potwierdza wnioski, do których "już wcześniej doszli wszyscy rozsądni obserwatorzy".
"Początkowa, zdumiewająco wielkoduszna reakcja Rosji"
"Samolot nigdy nie powinien był lądować we mgle i pilot zapewne lądował z powodu presji wywieranej na niego ze strony dowódcy sił powietrznych, przez pewien czas przebywającego w kabinie, a ostatecznie z powodu wyrażonych lub domniemanych życzeń samego prezydenta" - zaznaczył historyk.
Ash wskazuje, że spór o okoliczności, w których nastąpiła katastrofa, głęboko podzielił polską opinię i polityków, a do tragedii doszło, gdy wyglądało na to, że stosunki polsko-rosyjskie zaczynają się poprawiać.
O początkowej reakcji Moskwy na wiadomość o rozbiciu samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie pisze, że była "niemal zdumiewająco wielkoduszna, pełna zrozumienia i szacunku". Jako przykład przytacza emisję filmu Andrzeja Wajdy "Katyń" w czasie największej oglądalności w rosyjskiej telewizji państwowej, mimo że film ten "godzi w samo sedno centralnego patriotycznego mitu współczesnej Rosji, demaskując sowiecko-hitlerowską kolaborację".
"Polski raport może wyjawić dalsze szokujące szczegóły"
Zauważa zarazem, że "stare nawyki tak łatwo się nie kończą", czego wyrazem było "boleśnie powolne zbiurokratyzowane dochodzenie (rosyjskich władz) w sprawie katastrofy".
Długo oczekiwany raport polskiej komisji, spodziewany za kilka tygodni, może - w ocenie Asha - wydobyć na jaw "dalsze szokujące szczegóły" katastrofy. Jego zdaniem nie zanosi się, by miał zakończyć kontrowersje, co jest tragedią dla rodzin ofiar, które nie mogą opłakiwać bliskich w spokoju.
Źródło: PAP