Grecki premier Jeorjos Papandreu zapowiedział reorganizację swojego rządu. Dodał, że zwróci się o wotum zaufania. Socjalistyczny szef rządu poinformował, że prowadzone wcześniej rozmowy koalicyjne z opozycją nie przyniosły rezultatów. W kraju trwa 24-godzinny strajk. Grecy protestują przeciwko planowanym cięciom. Koktajle Mołotowa i kamienie poleciały w stronę greckiego parlamentu, a policja musiała gazem łzawiącym odpierać ataki demonstrantów. Według samych protestujących rannych zostało 10 z nich.
Wcześniej Papandreu zaproponował utworzenie rządu jedności narodowej, żeby umożliwić przyjęcie programu oszczędnościowego. Poinformował, że jest gotowy ustąpić, żeby ułatwić utworzenie takiego rządu - podała państwowa telewizja.
W odpowiedzi na oświadczenie premiera opozycyjna grecka Nowa Demokracja poinformowała, że wejdzie do ewentualnego rządu jedności narodowej tylko wtedy, jeśli będzie on renegocjował warunki, na jakich Atenom przyznano pakiet ratunkowy.
Protestują przeciw cięciom
Demonstranci zebrali się na ateńskim Placu Syntagma w proteście przeciw planowanym cięciom. Według policji było ich około 30 tys. (wcześniej mówiono, że jest ich 10 tys. mniej), ale jak podkreślają agencje greckie służby często zaniżają liczebność demonstracji.
Grecy okupujący plac Syntagma (Konstytucji) w Atenach całą ostatnią noc grali na bębnach, rano dołączyli do nich kolejni protestujący, którzy wykrzykiwali pod parlamentem antyrządowe hasła. Zaczęło się od okrzyków "Złodzieje! Zdrajcy!", "Gdzie podziały się pieniądze?" "Dymisja, dymisja", ale sytuacja najwyraźniej wymknęła się spod kontroli. Część demonstrantów zaatakowała metalowe barykady odgradzające ich od siedziby parlamentu.
Zablokować parlamentarzystów
W ruch poszły kamienie i koktajle Mołotowa, w odpowiedzi specjalne oddziały policji utworzyły korytarz i użyły gazu łzawiącego przeciwko protestującym, by umożliwić deputowanym dojazd do parlamentu. Kilku demonstrujących obrzuciło samochód premiera Papandreu pomarańczami, wielu krzyczało i buczało, gdy przejeżdżał. W centrum Aten na ulicach zapłonął ogień.
Demonstranci poinformowali, że w starciach rannych zostało 10 osób. Liderzy protestów zaapelowali do tłumu o spokój i umożliwienie karetkom dojazdu do poszkodowanych. Z kolei według policji lekko rannych zostało siedmiu demonstrantów i dwóch funkcjonariuszy. Zatrzymano 40 protestujących.
"Oburzeni" Grecy
Demonstranci mówią o sobie "oburzeni", nawiązując do hiszpańskich protestów przeciwko tamtejszym pakietom oszczędnościowym. W tłumie oprócz greckich, pojawiają się także hiszpańskie flagi. Są też transparenty z hasłem "No pasaran" znanym z czasów hiszpańskiej wojny domowej. Według Reutersa najbardziej bojowi są młodzi ludzie z zasłoniętymi twarzami.
Naprzeciw protestujących stanęło ok. 5 tys. policjantów, w tym kilkuset z oddziałów specjalnie przygotowanych do tłumienia demonstracji. Do zatrzymania tłumów użyto nie tylko metalowych barierek, ale też pustych autobusów, które miały zagradzać drogę protestującym. Większa część centrum stolicy jest zamknięta dla ruchu.
W Salonikach, drugim co do wielkości mieście Grecji, na ulice wyszło 20 tys. demonstrantów. Tam jednak protesty przebiegają spokojniej.
"Chcą więcej i więcej"
Obejmujący całą Grecję 24-godzinny strajk zorganizowały dwie największe centrale związkowe. Państwowe szpitale obsługuje minimalna liczba personelu, zakłócony jest transport publiczny i ruch w portach. Radio i telewizja nie nadają programów informacyjnych. Normalnie funkcjonują jednak lotniska, a kontrolerzy ruchu lotniczego odwołali udział w strajku.
- Wciąż chcą, byśmy dali więcej. Teraz znów chcą zredukować nasze pensje i dodatki, z tego co nam jeszcze zostało - tłumaczył dziennikarzom sekretarz generalny związku zawodowego urzędników ADEDY Ilias Iliopulos.
Protestujący Grecy sprzeciwiają się uzgodnionemu już przez rząd z przedstawicielami UE i MFW 5-letniemu planowi oszczędności fiskalnych i sprzedaży państwowego majątku. Nowe cięcia i zapewnienie przychodów do budżetu to warunek czerwcowej transzy pomocy dla Aten i otwarcia drogi do nowego programu ratunkowego.
Złamane obietnice premiera
Żeby spełnić swoje zobowiązania premier Jeorjos Papandreu złamał obietnicę, że nie będzie nakładał nowych podatków i wprowadził czteroletni program prywatyzacyjny wart 50 mld euro, który wywołał kolejną falę niezadowolenia. Te zobowiązania miałyby obowiązywać także po zakończeniu kadencji jego rządu.
Oprócz tego rząd informował, że planuje oszczędności rzędu 28 mld euro. Wpływy z prywatyzacji i oszczędności mają dać w sumie 78 miliardów euro. Zapobiec temu chcą protestujący na głównym placu Aten Grecy, którzy od 25 maja otaczają parlament, by nie dopuścić do debaty nad oszczędnościami.
Pod wpływem protestów rząd Papandreu traci przewagę w parlamencie. We wtorek jeden z deputowanych rządzącego PASOK (Panhelleński Ruch Socjalistyczny) odszedł z partii. Oznacza to, że partia ma już tylko 155 posłów w 300 osobowym parlamencie.
Nowy pakiet pomocy wciąż pod znakiem zapytania
Tymczasem obradujący w Brukseli członkowie eurogrupy - czyli ministrowie finansów państw strefy euro - nie doszli we wtorek do porozumienia w sprawie drugiego planu ratunkowego dla Grecji. Według ministra finansów Luksemburga może to oznaczać, że nowej pomocy nie uda się zatwierdzić zgodnie z planem w przyszłym tygodniu, a rozmowy w tej sprawie zostaną przełożone na lipiec.
O ile ministrowie byli zgodni co do samego finansowego wsparcia, ale nie potrafili zgodzić się ile ono powinno wynieść i w jaki sposób w ratowanie greckiej gospodarki zaangażować powinien się sektor prywatny. Do udziału sektora prywatnego z rezerwą podchodzą agencje ratingowe.
Źródło: Reuters, PAP, TVN CNBC