Brytyjski minister spraw zagranicznych Jeremy Hunt ostrzegł we wtorek przed "poważnymi konsekwencjami", jeśli Chiny nie uszanują podstawowych praw i wolności mieszkańców Hongkongu. Zapisane one zostały w chińsko-brytyjskiej deklaracji z 1984 roku. Pekin tego samego dnia potępił natomiast słowa Donalda Trumpa. Amerykański prezydent zasugerował, że demonstranci, którzy wdarli się w poniedziałek do siedziby parlamentu w Hongkongu, szukali demokracji.
W poniedziałek wieczorem hongkońska policja przy użyciu gazu łzawiącego oczyściła okolice siedziby lokalnego parlamentu z demonstrantów i weszła do budynku, który wcześniej w poniedziałek przez kilka godzin okupowała grupa protestujących.
"Potępiamy użycie przemocy"
Szef brytyjskiej dyplomacji Jeremy Hunt podkreślił, że rząd "jednoznacznie będzie bronił" zawartego przez Wielką Brytanię i Chiny traktatu gwarantującego zasadę "jednego kraju, ale dwóch systemów" polityczno-prawnych. Ostrzegł też przed "poważnymi konsekwencjami" w razie naruszenia tej zasady. - W Wielkiej Brytanii potępiamy użycie przemocy (...). Wiele osób, które stanowczo popierają prodemokratycznych demonstrantów w Hongkongu, było rozczarowanych wydarzeniami, jakie widzieliśmy wczoraj w telewizji. Wzywamy jednak władze, aby nie używały tego jako pretekstu do dalszych represji, ale wykorzystały to do zrozumienia przyczyn, które doprowadziły do głęboko zakorzenionych obaw mieszkańców Hongkongu o to, że ich podstawowe wolności są zagrożone - tłumaczył Hunt w rozmowie z telewizją BBC.
Chiny "sprzeciwiają się" słowom Trumpa
Rzecznik chińskiego MSZ Geng Shuang wyraził we wtorek "stanowczy sprzeciw” wobec słów prezydenta USA na temat protestów w Hongkongu. - Potępiamy tę rażącą ingerencję w sprawy Hongkongu i wewnętrzne sprawy Chin oraz stanowczo się jej sprzeciwiamy - powiedział Geng na briefingu w Pekinie. Dodał, że Chiny wzywają Stany Zjednoczone, aby "wypowiadały się i działały rozważnie". Była to reakcja na słowa prezydenta Trumpa, który powiedział w poniedziałek dziennikarzom w Białym Domu, że Hongkończycy "szukają demokracji". - Niestety, niektóre rządy nie chcą demokracji - dodał.
Zamieszki w Hongkongu
Trwa kolejny tydzień protestów przeciwko popieranemu przez Pekin projektowi nowelizacji prawa ekstradycyjnego, która umożliwiłaby m.in. przekazywanie osób podejrzanych Chinom kontynentalnym. Wiele osób odbiera projekt jako kolejny przejaw zmniejszania autonomii Hongkongu oraz nasilenia ingerencji rządu centralnego w wewnętrzne sprawy tego specjalnego regionu administracyjnego ChRL.
Władze zawiesiły prace nad projektem w efekcie największych demonstracji w Hongkongu od jego przyłączenia do Chin w 1997 roku. Według organizatorów w marszu przeciw ekstradycji do Chin kontynentalnych 16 czerwca wzięło udział prawie 2 mln osób, czyli mniej więcej co czwarty Hongkończyk.
Autor: momo//rzw//kwoj / Źródło: PAP