Ukrywane pedofilskie skandale i nieślubne dzieci odbierane przez zakonnice. To największe problemy Kościoła katolickiego w Irlandii. W ubiegłym roku było tam tylko pięciu kandydatów na księży, a Irlandczycy, którzy jeszcze niedawno nie uznawali rozwodów, dziś opowiadają się za homoseksualnymi małżeństwami oraz za aborcją. - Jest już za późno, żeby uratować Kościół takim, jakim go znaliśmy. Jest skończony, zanika - podkreśla Noel McCann ze Stowarzyszenia Katolików w Irlandii. Czy tak może wyglądać przyszłość polskiego Kościoła? Materiał magazynu "Czarno na białym".
73-letni ksiądz Gerry Tanham, proboszcz parafii z poddublińskiego Howth, od prawie pół wieku jest duchownym.
- Zaczynałem posługę, kiedy kościoły były pełne ludzi. Gdy ponad 90 proc. katolików przychodziło na mszę w każdą niedzielę. Teraz każdej niedzieli przychodzi 20 proc. parafian. To głównie starsi ludzie. Młodzi przychodzą w święta, na śluby i pogrzeby - podkreśla.
Średnia wieku irlandzkich księży to 70 lat, a chętnych, by ich zastąpić, nie ma. W ciągu 30 lat w kraju zamknięto siedem seminariów duchownych. Pozostało tylko jedno, do którego w zeszłym roku wstąpiło tylko pięciu kandydatów na księży. To najmniejsza odnotowana liczba w historii Irlandii.
- Nie ma żadnej przyszłości, jeśli Kościół ma polegać na księżach. Nie ma młodych mężczyzn, którzy będą chcieli żyć w celibacie przez całe życie. To nie jest naszą przyszłością - ocenia proboszcz parafii z Howth.
Ofiary przerywają milczenie
To efekt wydarzeń, które miały swój początek w latach 90. Irlandczyków najpierw zaskoczyły doniesienia o znanych księżach, którzy, jak się okazało, mieli dzieci. Potem ofiary wykorzystywania seksualnego zaczęły publicznie mówić o swoich oprawcach.
W tej sprawie chodzi między innymi o księdza Micheála Ledwitha, który mimo skarg seminarzystów o nadużyciach seksualnych, jakich miał się dopuszczać, został mianowany dyrektorem jednego z największych seminariów duchownych w Irlandii, oraz księdza Brendana Smytha, który w ciągu 40 lat posługi wykorzystał ponad 100 dzieci. Był przenoszony z parafii do parafii, mimo że przełożeni wiedzieli o nadużyciach.
Księdza Seana Fortune'a oskarżono o gwałt i wykorzystywanie 29 chłopców, między innymi Colma O'Gormana.
- Gdy to się skończyło, miałem 17 lat. Byłem załamany, miałem myśli samobójcze, mogłem albo się zabić, albo uciec z domu. I uciekłem. Spędziłem ponad pół roku życia jako bezdomny na ulicach Dublina - wspomina O'Gorman, autor filmu dokumentalnego "Pozywając papieża".
"Przez prawie trzy lata mnie gwałcił"
Colm O'Gorman miał 14 lat, gdy ksiądz Sean Fortune poprosił go o pomoc w stworzeniu parafialnego chóru. Dla dziecka w katolickiej Irlandii lat 80. taka prośba była wyróżnieniem.
- Jeśli ksiądz prosił cię o pomoc, zgadzałeś się. Tak to wówczas było. Więc przyjechał po mnie do domu i zabrał do swojej parafii. I już pierwszej nocy, gdy do niego przyjechałem, zgwałcił mnie po raz pierwszy - opowiada.
- Gdy odwoził mnie do domu, powiedział, że się o mnie martwi i że mam problem, a on, jako ksiądz, miał obowiązek coś z tym zrobić. Stwierdził, że albo zostanę z nim i on mi pomoże, albo porozmawia z moimi rodzicami. Byłem przerażony, że powie rodzicom, co "zrobiłem", więc zgodziłem się, że wrócimy do niego. Przez prawie trzy lata zabierał mnie z domu i mnie gwałcił - podkreśla.
Dziesięć lat później Colm zgłosił sprawę policji. Szybko okazało się, że był jedną z kilkudziesięciu ofiar księdza.
Ojciec Fortune usłyszał w sumie 66 zarzutów wykorzystywania seksualnego nieletnich. Popełnił samobójstwo, nim proces ruszył. Colm zaczął sprawdzać, co o jego sprawie wiedział Kościół.
- Odkryłem, że skargi na księdza trafiały nawet do Watykanu. Były składane do przedstawiciela Watykanu w Irlandii, który potwierdził, że Stolica Apostolska, a więc wówczas papież Jan Paweł II, miała świadomość skarg parafian na niewłaściwe zachowanie tego właśnie księdza - podkreśla.
Za to, że mimo skarg ksiądz pedofil był przenoszony z parafii do parafii bez informowania policji, Colm pozwał nie tylko biskupa swojej diecezji, ale także samego papieża Jana Pawła II.
Papież zasłonił się immunitetem dyplomatycznym. Diecezja wypłaciła odszkodowanie. W przeliczeniu ponad 1,2 miliona złotych.
"Największym błędem Kościoła było to, że kłamał"
Powolne odwracanie się irlandzkich katolików od Kościoła w latach 90. zamieniło się w ich masowy odpływ w latach dwutysięcznych. To wtedy opublikowano kolejne raporty państwowych i kościelnych komisji.
Najbardziej szokujący był Raport Ryana z 2009 roku. Dokument szczegółowo opisuje, jak przez ponad pół wieku, do roku 1990, w instytucjach prowadzonych przez Kościół co najmniej dwa tysiące osób padło ofiarą - jak czytamy w raporcie - "plagi" przemocy fizycznej i psychicznej, molestowania seksualnego i gwałtów. Te miały być codziennością w szkołach i sierocińcach prowadzonych przez kler. Dokładna liczba wszystkich ofiar nie jest znana. Wiadomo, że przynajmniej 15 tysięcy osób otrzymało odszkodowania za doznane krzywdy.
Jak mówi dziennikarz "The Irish Times" Patsy McGarry, od lat zajmujący się sprawami Kościoła, szacuje się, że jeden na dwudziestu irlandzkich księży mógł być pedofilem.
- Największym błędem Kościoła, przez który stracił swój moralny autorytet w Irlandii, było to, że kłamał. Jeden z raportów kończył się konkluzją, że priorytetem biskupów w tamtym czasie była ochrona instytucji przed skandalem i ochrona najważniejszych dla nich ludzi - księży. Raport stwierdzał, że dobro dzieci nie było nawet brane pod uwagę - podkreśla.
W czasie śledztw okazało się, że już w latach 80. irlandzkie diecezje wykupiły specjalną polisę ubezpieczeniową na wypadek odszkodowań dla ofiar księży pedofilów. Najprawdopodobniej już wtedy Kościół znał skalę problemu.
"Kościół wiedział tak dużo, ale mi nie pomógł"
Irlandzcy biskupi jednak milczeli. Pokazała to także historia Marie Collins, która będąc w szpitalu w wieku 13 lat, została wykorzystana przez księdza.
- Arcybiskup Dublina powiedział, że ten ksiądz nigdy nikogo nie dotykał, że to był dobry człowiek. Niczego z tym nie zrobił, nie współpracował z policją, mimo że miał dokumentację, z której wynikało, że było dużo więcej skarg na księdza, który mnie wykorzystywał. Diecezja nie przekazała tego policji - wspomina Marie Collins, były członek Papieskiej Komisji do spraw Ochrony Nieletnich.
- Kościół wiedział tak dużo, co mogło być dla mnie wsparciem przed sądem, ale mi nie pomógł - twierdzi Marie Collins. - Zapytałam arcybiskupa: co to ma wspólnego z moralnością? Na co on odparł, że to nie jest kwestia moralności, bo on musiał postępować zgodnie z poradą, jaką otrzymał od prawnika - czyli bronić księdza, a nie mnie - dodaje.
- Byłam załamana, bo byłam praktykującą katoliczką i wierzyłam, że arcybiskup mi pomoże. W tym samym czasie ten sam arcybiskup mówił społeczeństwu, że troszczył się o ofiary, że robił wszystko, co w jego mocy, że współpracował z policją, ale prawda była inna - mówi.
Arcybiskup Dublina kardynał Desmond Connell, który nie pomógł Marie, krytykowany za brak działań wobec księży pedofilów, w 2004 roku przeszedł na emeryturę.
- To olbrzymi problem, a w jego centrum musi być dobro ofiar - takie deklaracje w 2010 roku składał były już prymas Irlandii Sean Brady. Sam już w latach 70. dysponował danymi i adresami ofiar księdza Brendana Smytha skazanego 20 lat później za gwałty na dzieciach. Hierarcha nie podjął jednak działań, by chronić ofiary.
"Tak" dla aborcji i małżeństw homoseksualnych
Przez dziesięciolecia Kościół katolicki uważany był za symbol walki Irlandczyków o niezależność od Wielkiej Brytanii. Państwo ogłosiło swoją niepodległość w 1916 roku. Kościół miał olbrzymie wpływy. Aborcja w kraju była praktycznie zakazana. Nawet rozwody były tu nielegalne do 1996 roku. Kościół katolicki wciąż zarządza 90 procentami szkół podstawowych w Irlandii. Dopiero od września tego roku o pierwszeństwie przyjęcia dziecka do irlandzkiej szkoły nie będzie, tak jak do tej pory, decydował akt chrztu.
W kraju, w którym 78 procent ludzi deklaruje, że jest katolikami - o 13 procent mniej niż 30 lat temu - w maju 2018 roku dwie trzecie społeczeństwa powiedziało "tak" dla legalnej aborcji. Trzy lata wcześniej, niewiele mniej, bo 62 procent głosujących w referendum opowiedziało się za wprowadzeniem małżeństw homoseksualnych. To wszystko w jednym z najbardziej katolickich krajów świata.
- W czasie kampanii referendalnej, gdy rozmawialiśmy z ludźmi, słyszeliśmy stwierdzenia: "jestem katolikiem, ale popieram prawa kobiet do dokonywania własnych wyborów, bo ufam, że kobiety wiedzą, co jest dla nich dobre". Bardzo często za tą deklaracją kryło się przesłanie nieufności wobec Kościoła katolickiego - wspomina Albhe Smyth, uniwersytecka wykładowca i działaczka na rzecz praw kobiet, która była jedną z twarzy dwóch rewolucyjnych kampanii referendalnych w Irlandii.
"Taki model Kościoła nie ma przyszłości"
- To nie wydarzyłoby się 10, 15 lat temu. Niewielu słucha tego, co mówią biskupi - ocenia z kolei Noel McCann ze Stowarzyszenia Katolików w Irlandii. - I biskupi nie angażowali się znacząco w debatę aborcyjną, bo wiedzieli, że im głośniej by protestowali, tym bardziej skłanialiby ludzi do popierania aborcji - podkreśla.
- Jest już za późno, żeby uratować Kościół takim, jakim go znaliśmy. Jest skończony, zanika. To będzie zupełnie inny Kościół, dużo mniejszy w swojej skali, nie będzie miał wpływu na to, co dzieje się poza społecznościami, wokół których będzie działał - uważa.
- Jest potrzeba ukazania się na nowo Kościoła. Jeśli to się nie stanie, Kościół może po prostu zaniknąć - ocenia proboszcz parafii w Howth Gerry Tanham.
- Myślę, że to możliwe, że stanie się swoim cieniem. Bo nie mamy przywództwa wprowadzającego coś nowego. Kościół bardzo ucierpiał i oczywiście skandale z wykorzystywaniem dzieci przez księży zniszczyły kapłaństwo w Irlandii. To było przerażające dla większości księży, którzy nigdy nie mieli skłonności pedofilskich. To sprawiło, że Kościół został potępiony - dodaje duchowny.
Pytany, czy czuje się czasami jak kapitan tonącego statku, odpowiada: - Trochę tak. Wiem, że taki model Kościoła nie ma przyszłości.
"Wierzyły, że są grzesznicami, że musiały oddać dzieci"
Pedofilia i wykorzystywanie nie były jedynym grzechem irlandzkiego Kościoła. Matka Anny Corrigan Bridget Dolan urodziła nieślubnych synów w Domu Matki i Dziecka prowadzonym przez zakonnice. O swoich braciach Anna dowiedziała się przez przypadek siedem lat temu, dopiero po śmierci matki.
- Kobiety żyły w śmiertelnym wstydzie. Gdy kobieta zaszła w ciążę poza małżeństwem, wszyscy na nią krzywo patrzyli - opowiada. - To był poważny grzech. Grzech śmiertelny, jakbyś kogoś zamordował. (...) Więc zbudowano instytucje otoczone wysokim murem prowadzone przez siostry. Kobiety, które zaszły w ciążę, trafiały do nich. Tam rodziły swoje dzieci i zostawały jeszcze przez rok, żeby odpracować swój pobyt - tłumaczy.
Historia Anny Bridget Dolan była wstrząsem dla całej Irlandii. Kobieta, szukając braci, odkryła koszmar, jaki rozgrywał się w Tuam, ośmiotysięcznym mieście na zachodnim wybrzeżu Irlandii. Do 1961 roku funkcjonował tam Dom Matki i Dziecka, jeden z dziewięciu prowadzonych w całej Irlandii przez zakonnice. Przez takie instytucje przeszło około 35 tysięcy niezamężnych dziewczyn, które zaszły w ciążę. Tam rodziły i zostawiały swoje dzieci.
Dom Matki i Dziecka w Tuam, na miejscu którego stoi dziś plac zabaw, przez lata skrywał tajemnicę. W 2014 roku cały świat obiegła informacja o masowym grobie dzieci w różnym wieku: od 35-tygodniowych płodów do 3-latków.
O istnieniu przez dziesięciolecia nieoznaczonego grobu świadczy figura Marii, postawiona przez mieszkańców osiedla. Okazało się, że pod ziemią spoczywa 796 dzieci. Choć kilkadziesiąt metrów dalej był lokalny cmentarz, zakonnice chowały zmarłe nieślubne dzieci w szambie domu, który prowadziły. Z dokumentów, jakie zebrała Anna, wynika, że spoczywają tutaj także jej dwaj bracia.
- Tuam to tylko wierzchołek góry lodowej. Będzie jeszcze z dziesięć takich historii. Od siedmiu do ośmiu tysięcy dzieci zmarło we wszystkich Domach Matki i Dziecka razem wziętych - przekonuje Paul Redmond, który też urodził się w Domu Matki i Dziecka.
- Domy Matki i Dziecka były szpitalami położniczymi prowadzonymi przez zakonnice, bez lekarzy i pielęgniarek. To było podobne do więzienia. Kobiety wstawały o świcie, ich dzień był z góry zaplanowany, opieka medyczna była żadna. I musiały pracować cały dzień, większość z nich na farmach, niektóre w pralniach, inne jako sprzątaczki. Warunki były tak ciężkie i okrutne, że to przypominało odsiadkę za wyrok w więzieniu - podkreśla.
- Kobiety, które trafiały do Domów Matki i Dziecka, były praktykującymi katoliczkami. Wierzyły w to, co im mówiono, że są grzesznicami i zasłużyły na karę, i że musiały oddać swoje dzieci - zauważa.
Dziś ten budynek jest zamknięty. Redmond napisał książkę, w której stwierdził, że śmiertelność nieślubnych dzieci rodzonych w takich miejscach, ze względu na warunki i brak odpowiedniej opieki medycznej, była czasami kilkukrotnie wyższa niż w całym kraju.
Uważa, że warunki poprawiły się dopiero, gdy w latach 50. Irlandia zalegalizowała adopcję. Nieślubne dzieci, takie jak Paul, tysiącami często wywożone do Ameryki, trafiały do nowych rodzin. Te z kolei datkami wspierały zakony prowadzące Domy Matki i Dziecka.
Ostatni taki ośrodek w Irlandii zamknięto w 1996 roku. To, co działo się w instytucjach prowadzonych przez zakonnice, bada obecnie specjalna państwowa komisja.
"Wciąż są wysoko postawieni hierarchowie, którzy nie chcą żadnej zmiany"
W sierpniu 2018 roku z pielgrzymką do Irlandii przyjechał papież Franciszek. Mówił o porażce biskupów w walce z "odrażającymi przestępstwami". Jego słów na mszy w Dublinie słuchało około 300 tysięcy ludzi. Dla porównania, na mszę Jana Pawła II w tym samym miejscu, w 1979 roku, przyszło o milion wiernych więcej. Wówczas ten tłum stanowił jedną trzecią populacji całej Irlandii.
Chcąc pokazać nowe oblicze Kościoła, papież Franciszek w czasie swojej pielgrzymki spotkał się z ofiarami księży pedofilów oraz dziećmi z Domów Matki i Dziecka.
Jedną z osób, która miała pomagać papieżowi Franciszkowi w zwalczaniu pedofilii w Kościele, była Marie Collins. Watykan sam zgłosił się do niej po pomoc. Po trzech latach pracy w Papieskiej Komisji do spraw Ochrony Nieletnich zrezygnowała w akcie protestu.
- Sam papież zaaprobował wszystkie nasze rekomendacje, ale część jego Kurii, jego administracji, zablokowała rozwiązania, jakie chcieliśmy wprowadzić. Poczułam, że nie ma już sensu w naszej pracy i doradzaniu papieżowi w tym, co trzeba zmienić. On coś zatwierdza, a dalej jest to blokowane. Uznałam, że ludzie muszą to wiedzieć, bo katolicy chcą właściwej reakcji Kościoła. Ale wciąż są wysoko postawieni hierarchowie, którzy nie chcą żadnej zmiany - tłumaczy.
"Biskupi w Polsce oraz w innych krajach powinni się uczyć na przykładzie Irlandii"
Irlandia, jeden z najbardziej katolickich krajów świata, dokonał liberalnej rewolucji. Paradoksalnie przyczynił się do tego irlandzki Kościół.
- Te same problemy są przed wami. Bo społeczeństwo się bogaci, ludzie są bardziej niezależni - ocenia ksiądz Gerry Tanham, proboszcz parafii w Howth.
Jego zdaniem polscy biskupi powinni uczyć się na przykładzie Irlandii. - Powinni zacząć myśleć, że Kościół to nie kler, to nie zakonnice, to nie biskupi. Obecny model umiera, potrzebujemy nowego statku. Ten statek musi zostać przebudowany, będzie miał tę samą nazwę, ale będzie zupełnie inny. - dodaje.
- Biskupi w Polsce oraz w innych krajach powinni się uczyć na przykładzie Irlandii. Nie mogą tuszować spraw i bronić tego, co się wydarzyło. Muszą być otwarci, współpracować ze śledczymi, słuchać ofiar. Bo ludzie wszystko widzą i udawanie, że nic się nie stało, nie przyniesie niczego dobrego. To właśnie wydarzyło się w Irlandii. Biskupi stracili swoją wiarygodność. Nikt im już nie wierzy - podkreśla Marie Collins w rozmowie z magazynem "Czarno na białym".
Autor: js//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24