Uczestnicy antychińskich zamieszek w Tybecie trafili do aresztu. Chińska policja poinformowała, że zatrzymała ponad 170 osób podejrzanych o udział w ulicznych walkach z policją. Rośnie liczba zabitych.
Zdaniem władz wśród aresztowanych są osoby biorące czynny udział w zamieszkach oraz podejrzane o antychińskie wystąpienia. Policja zarekwirowała także broń, która miała być używana w trakcie rozruchów.
Brutalne zamieszki w Tybecie rozpoczęły się po tym jak buddyjscy mnisi zorganizowali w Lhasie pokojowe marsze. Przerodziły się one w największe od 20 lat antychińskie wystąpienia.
Według tybetańskiego rządu w zamieszkach zginęło do tej pory 130 osób. - Ta liczba pochodzi od naszych źródeł w Tybecie - powiedział agencji France Presse premier Samdhong Rinpocze w Dharamsali, gdzie mieszka Dalajlama, przywódca duchowy Tybetańczyków.
W ubiegłym tygodniu te same źródła podały, że w protestach śmierć poniosło 99 Tybetańczyków.
Nepal: policja rozpędziła 200 demonstrantów
Aresztowaniem 40 osób skończyły się też antychińskie wystąpienia w Nepalu. Bambusowymi pałkami policja rozpędziła 200 demonstrujących pod biurem ONZ w Katmandu Tybetańczyków i mnichów. Skandując antychińskie hasła, domagali się wolnego Tybetu.
Władze nepalskie oświadczyły, że nie pozwolą na protesty przeciwko "przyjacielskiemu narodowi". Wcześniej międzynarodowe organizacje broniące praw człowieka skrytykowały już Nepal za użycie przed kilkoma dniami "nadmiernej" siły wobec demonstrujących Tybetańczyków.
W Nepalu żyje ponad 20 tys. Tybetańczyków, którzy uciekli z ojczyzny w 1959 roku po krwawym stłumieniu tam antychińskiego powstania.
Źródło: Reuters, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Reuters