W niedzielę wieczorem pojawiły się informacje, że w centrum Brukseli, w okolicach Grand-Place trwa operacja policji. Zablokowano kilka ulic, w tym celu wykorzystano m.in. miejski autobus - podała telewizja RTL. Siły bezpieczeństwa pojawiły się m.in. w jednym z hoteli w centrum miasta. Policja apelowała do mieszkańców, by odsunęli się od okien i nie informowali o rozmieszczeniu sił specjalnych na portalach społecznościowych.
Jeden ze świadków mówił niemieckiej telewizji RTL, że jest w restauracji i policjanci poprosili jego oraz innych gości, by skończyli jeść i pozostali w środku. - Mamy czekać na ich sygnał, by móc wyjść - powiedział.
Belgijskie siły bezpieczeństwa pojawiły się na ulicach Brukseli, każąc mieszkańcom pozostać w domach, dzień po tym, jak rząd poinformował o podniesieniu poziomu alertu terrorystycznego w stolicy na najwyższy, czwarty poziom.
Sytuacja była napięta zwłaszcza w centrum miasta, w okolicach rynku Wielki Plac, część ulica została zamknięta, a do zablokowania przejazdu użyto m.in. autobusu miejskiego. Ok. godz. 22 autobus został usunięty, nie ma jednak potwierdzenia, że akcja została zakończona.
#Brussels Police using public bus as improvised roadblock. Operation near Grand Place ongoing. pic.twitter.com/FE231v44bj
— Paul Brennan (@paulrbrennan) listopad 22, 2015
Bruksela zamknięta
W poniedziałek w Brukseli nadal nie będzie działać metro, zamknięte pozostaną szkoły i uczelnie - zapowiedział w niedzielę belgijski premier Charles Michel, tłumacząc to "poważnym i bezpośrednim" ryzykiem skoordynowanych ataków w stolicy kraju.
Szef rządu ogłosił, że na razie w Brukseli zostanie utrzymany najwyższy, czwarty poziom zagrożenia terrorystycznego, który wprowadzono w sobotę. W pozostałych miastach w kraju obowiązuje trzeci poziom alertu.
Ograniczenie wydarzeń
Po analizie sytuacji dokonanej w ciągu dnia podjęliśmy decyzję "o ograniczeniu wydarzeń z udziałem wielu ludzi" oraz o tym, by nie otwierać metra - powiedział Michel. Jak dodał, w poniedziałek w Brukseli "szkoły będą zamknięte", czego powodem jest "wyjątkowa sytuacja".
- Robimy wszystko, co w naszej mocy, by wrócić do normalności, ale musimy wypełniać nasze obowiązki - podkreślił.
Poważne ryzyko ataków
- Wciąż obawiamy się, że w Brukseli może dojść do zamachów przypominających te z Paryża, z udziałem wielu osób, z ofensywami w kilku miejscach - wyjaśnił premier, mówiąc o "poważnym i bezpośrednim" ryzyku skoordynowanych ataków w stolicy kraju.
Władze podejrzewają, że ataki te mogłyby być wymierzone w "zatłoczone miejsca", np. centra handlowe, sklepy i transport publiczny.
Belgijskie władze dokonają kolejnej analizy sytuacji w kraju w poniedziałek po południu.
Gotowi zaatakować
W niedzielę szef MSW Belgii Jan Jambon powiedział, że belgijska policja szuka kilku uzbrojonych islamskich ekstremistów. Jak tłumaczył, "zagrożenie w Belgii nie minęłoby", gdyby poszukiwany w związku z paryskimi zamachami z 13 listopada Salah Abdeslam został schwytany.
Władze podejrzewają, że 26-letni Francuz, który mieszkał w Brukseli, uciekł z miejsca ataków i wrócił w okolice Brukseli dzień później, 14 listopada. Jego starszy brat Brahim wysadził się w powietrze w czasie zamachów. W ubiegłą niedzielę policja wydała międzynarodowy nakaz aresztowania Salaha, ostrzegając, że jest on uzbrojony i niebezpieczny.
Belgijski nadawca radiowo-telewizyjny RTBF cytuje burmistrza dzielnicy Schaerbeek Bernarda Clerfayta, który powiedział, że w okolicach Brukseli przebywa "dwóch terrorystów", gotowych zaatakować.
Żołnierze na ulicach
W sobotę w związku z zagrożeniem zamachem z udziałem osób wyposażonych w broń i materiały wybuchowe podniesiono stopień alertu antyterrorystycznego w Brukseli, na lotnisku i w gminie Vilvoorde we Flandrii. W weekend nie działało metro, zamknięte były centra handlowe, kina i muzea. Odwołano imprezy w klubach i niektóre koncerty.
Żołnierze strzegą niektórych dzielnic zamieszkanej przez 1,2 mln ludzi Brukseli, gdzie mają siedziby instytucje UE i NATO.
W sobotę wieczorem miasto było prawie puste. Wcześniej niż zwykle zamknięto bary i restauracje.
Autor: asz//gak / Źródło: PAP, tvn24.pl