16 zabitych i 30 rannych - to ostatni bilans ofiar masakry dokonanej przez amerykańskiego żołnierza, który w niedzielę został aresztowany po tym, gdy z niewiadomych przyczyn otworzył ogień do cywilów w Kandaharze. Prezydent Barack Obama wyraził głęboki żal z powodu tego wydarzenia. Przypomniał o szacunku USA dla Afgańczyków. Szef Pentagonu Leon Panetta przekazał, że podejrzany jest już w areszcie, a śledztwo jest w toku.
Wśród ofiar strzelaniny jest dziewięcioro dzieci i trzy kobiety.
Prezydent Obama podkreślił, że zachowanie żołnierza nie ma nic wspólnego z charakterem amerykańskiej armii i przypomniał o szacunku USA dla Afgańczyków.
"Staranny monitoring"
Biały Dom poinformował, że "jest głęboko zaniepokojony wstępnymi doniesieniami z Afganistanu (...) i starannie monitoruje sytuację". - Stany Zjednoczone składają najszczersze kondolencje rodzinom dotkniętym przez dramatyczną strzelaninę tego ranka. Ten akt agresji przeciw naszym afgańskim przyjaciołom głęboko nas zasmuca - powiedziała rzeczniczka Departamentu Stanu.
Śledztwo jest już w toku. Podejrzany jest w areszcie, a ja zapewniłem prezydenta Karzaja, że tych, którzy są odpowiedzialni, postawimy przed sądem Leon Panetta
Szef Pentagonu Leon Panetta telefonicznie złożył kondolencje prezydentowi Afganistanu Hamidowi Karzajowi. Oświadczył też w komunikacie, że "potępia ten akt przemocy i jest zszokowany i zasmucony faktem, że przypuszczalnie popełnił go członek amerykańskiej armii, który w oczywisty sposób działał poza wiedzą dowódców".
- Śledztwo jest już w toku. Podejrzany jest w areszcie, a ja zapewniłem prezydenta Karzaja, że tych, którzy są odpowiedzialni, postawimy przed sądem - podkreślił Panetta.
Jeden, czy kilku?
Bezpośrednio po wydarzeniu pojawiły się wątpliwości co do tego ilu amerykańskich żołnierzy uczestniczyło w masakrze. Agencja Reuters, powołując się na zeznania świadków strzelaniny, informowała o "grupie żołnierzy koalicji", która miała pojawić się w jednej z wiosek i otworzyć ogień w trzech domach. Jeden ze świadków, będący ojcem kilkorga z zabitych dzieci powiedział reporterom agencji, że Amerykanie po dokonaniu zbrodni podpalili zwłoki.
On działał sam, to nie miało żadnego związku z akcją militarną. Dokonał tego, a potem wrócił do bazy i sam się poddał Jason Waggoner
Także departament stanu USA podkreślił kilkakrotnie, że "nic nie wskazuje na to, by w strzelaninie brał udział więcej niż jeden żołnierz", czym podtrzymał wersję przedstawioną przez afgańskie ministerstwa obrony i spraw wewnętrznych oraz siły koalicyjne w Afganistanie.
"Morderstwo z premedytacją"
Prezydent Karzaj w reakcji na doniesienia z Kandaharu stwierdził, że "popełniona zbrodnia była morderstwem z premedytacją" i zażądał natychmiastowych wyjaśnień od USA. Wydarzenie w ostrych słowach skrytykował też minister spraw wewnętrznych Afganistanu, Sediq Sediqqi. - Potępiamy strzelaninę w najwyższym możliwym stopniu. Zapewniam, że doprowadzimy śledztwo od początku do końca - stwierdził.
Popełniona zbrodnia była morderstwem z premedytacją Hamid Karzaj
Do ostrzelania cywilów przez żołnierza doszło po tygodniach zaostrzonych stosunków między siłami USA a afgańskimi władzami w następstwie spalenia ksiąg Koranu w amerykańskiej bazie. Mimo przeprosin ze strony USA w Afganistanie doszło do gwałtownych antyamerykańskich protestów, w wyniku których zginęło ok. 30 ludzi. W serii działań odwetowych ze strony afgańskich rebeliantów, śmierć poniosło sześciu żołnierzy USA.
Żołnierz, który otworzył ogień do afgańskich cywilów, jest obecnie przetrzymywany w bazie NATO, a śledztwo w jego sprawie prowadzą siły amerykańskie we współpracy z władzami afgańskimi. Hiszpańska agencja EFE, powołując się na źródła NATO w Afganistanie twierdzi, że żołnierz doznał załamania nerwowego.
Ranni Afgańczycy otrzymali pomoc w natowskich obiektach medycznych. Nie wiadomo, czy sprawca znał ofiary.
Ambasada USA w Kabulu ostrzegła w niedzielę amerykańskich obywateli przed możliwymi "aktami agresji", jakie mogą na nich spaść w różnych miastach Afganistanu i zaleciła ostrożność w podróżowaniu.
Źródło: PAP