Pat na niemieckiej scenie politycznej może potrwać dłużej, niż chcieliby tego politycy odpowiedzialni za zerwanie obecnej koalicji. Lider opozycji Friedrich Merz z CDU domaga się szybkiego rozpisania przedterminowych wyborów. Kanclerz Olaf Scholz chce odwlec moment oddania władzy aż do marca.
Po rozpadzie koalicji rządowej Niemcy, kluczowy kraj Unii Europejskiej, znalazły się w głębokim impasie. Rozpad trójpartyjnej koalicji rządowej SPD/Zieloni/FDP kanclerza Olafa Scholza jest faktem na niecały rok przed końcem kadencji.
Prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier w czwartek wręczył akt odwołania Christianowi Lindnerowi - ministrowi finansów, zdymisjonowanemu przez kanclerza dzień wcześniej. Dymisje złożyło także dwoje innych ministrów z FDP - sprawiedliwości Marco Buschmann i edukacji Bettina Stark-Watzinger.
Scholz utracił większość w parlamencie, a jego rząd stał się rządem mniejszościowym. Kanclerz zapowiedział, że zanim zgłosi 15 stycznia w parlamencie wniosek o wotum zaufania, co jest warunkiem rozpisania przyspieszonych wyborów, zamierza przeforsować w Bundestagu kilka zaległych ustaw, w tym reformę emerytalną i prawo azylowe, a także ustawę podatkową.
Plan Scholza
Zgodnie z planem Scholza wybory miałyby się odbyć dopiero w marcu. Plan ten ma jednak jedną słabą stronę: nie posiadając większości, kanclerz skazany jest w parlamencie na poparcie największego klubu opozycyjnego, CDU/CSU.
Szef CDU Friedrich Merz nie zamierza jednak bezinteresownie popierać polityki swojego rywala, który już wcześniej zapowiedział, że będzie się ubiegał o reelekcję. Warunkiem poparcia niektórych projektów rządowych jest szybkie złożenie wniosku o wotum zaufania - "najpóźniej na początku przyszłego tygodnia". - Konieczny jest pośpiech - powiedział Merz po spotkaniu z Scholzem, które nie doprowadziło do porozumienia.
Podczas spotkania z kanclerzem lider opozycji wyjaśnił, że współpraca jest możliwa tylko w przypadku szybkiego złożenia wniosku o wotum zaufania - "najpóźniej na początku przyszłego tygodnia".
Wybory w możliwie szybkim terminie poparło 65 procent uczestników sondażu instytutu Infratest-Dimap dla telewizji ARD. Przeciwnego zdania było 33 procent. - Odwlekanie wyborów to przejaw braku szacunku dla narodu - ocenił w piątek wiceprzewodniczący klubu CDU/CSU Mathias Middelberg.
Konieczne poparcie partii skrajnych
Merz nie może zmusić Scholza do ustąpienia. Aby tego dokonać, musiałby zgłosić swoją kandydaturę na kanclerza i zdobyć większość w głosowaniu w liczącym 733 miejsca Bundestagu. W obecnej sytuacji konieczne byłoby poparcie partii skrajnych - prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD) i lewicowego Sojuszu Sahry Wagenknecht (BSW). Chrześcijańscy demokraci wykluczają taką możliwość.
Dlaczego Scholz chce opóźnić moment ustąpienia ze stanowiska? - Fotel kanclerza jest dobrą platformą do prowadzenia kampanii wyborczej - uważa Matthias Deiss, komentator telewizji publicznej ARD. Jego zdaniem, celem Scholza będzie poprawa wyników sondażowych poprzez zgłaszanie atrakcyjnych propozycji w rodzaju podwyższenia emerytur, które i tak nie mają szans na wejście w życie. Obecnie z działań rządu zadowolonych jest 14 procent ankietowanych, a 85 procent ocenia go negatywnie. Blok partii chadeckich CDU/CSU cieszy się poparciem ponad 30 procent pytanych, a partia Scholza SPD może liczyć na poparcie o połowę mniejsze.
Wyrzucenie ministra finansów Lindnera z rządu stało się sygnałem do rozpoczęcia, na razie nieformalnej, kampanii wyborczej. SPD i FDP wzajemnie obarczają się winą za rozpad koalicji. Informując w środę wieczorem o zwolnieniu ministra finansów, Scholz wygłosił bardzo emocjonalne przemówienie, w którym zarzucił politykowi FDP niezdolność do zawierania kompromisów.
Z informacji przekazanych przez Lindnera wynika, że kanclerz chciał wymusić na nim zgodę na zawieszenie zapisanego w konstytucji tak zwanego "hamulca długów", czyli zakazu powiększania deficytu budżetowego. Zdaniem Scholza wojna w Ukrainie pozwala na zgodne z prawem wyjątkowe odstąpienie od zakazu, gdyż w przeciwnym razie konieczne byłyby cięcia wydatków na cele socjalne. Zdaniem wicekanclerza Roberta Habecka z partii Zieloni, istniała możliwość porozumienia bez zawieszenia zakazu deficytu. Z powodu kryzysu rządowego Niemcy pozostają na razie bez uchwalonego budżetu na rok 2025.
Wpływ na arenie międzynarodowej
Rozpad koalicji będzie miał wpływ na działania Berlina na arenie międzynarodowej. W sytuacji, gdy zwycięstwo Donalda Trumpa w USA stawia Europę przed nowymi wyzwaniami, kluczowy kraj Unii Europejskiej będzie w najbliższym czasie zajmować się przede wszystkim sobą. Ze względu na sytuację w kraju Scholz nie weźmie w przyszłym tygodniu udziału w konferencji klimatycznej COP29 w Azerbejdżanie.
Podczas szczytu Europejskiej Wspólnoty Politycznej w Budapeszcie widoczne było zaniepokojenie sytuacją w Niemczech. Według telewizji ARD przewodnicząca Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola powiedziała, że "Europa jest silna tylko wtedy, gdy silne są Niemcy".
Koalicja z SPD jedynym wyjściem
Czy nowe wybory wyłonią stabilny rząd? Uważane za faworyta partie chadeckie CDU i CSU prowadzą, co prawda, w sondażach z wynikiem powyżej 30 procent, ale taki wynik nie wystarczy do samodzielnego rządzenia. Preferowana przez chadeków koalicja z FDP może nie dojść do skutku, bowiem liberałowie balansują na granicy progu wyborczego, natomiast sojusz z Zielonymi dla wielu chadeków nie wchodzi w rachubę z powodów ideologicznych.
Ponieważ CDU i CSU wykluczają współpracę z AfD i BSW, jedynym wyjściem po wyborach parlamentarnych może pozostać koalicja z SPD. Taki rząd pod kierownictwem Angeli Merkel istniał przez trzy kadencje w latach 2005-09 i 2013-21 i był, szczególnie w końcowym okresie, mocno krytykowany. Pat na niemieckiej scenie politycznej może zatem potrwać dłużej, niż chcieliby politycy odpowiedzialni za zerwanie obecnej koalicji.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: FILIP SINGER/PAP/EPA