Gdyby nas tam nie było, byłoby już po sprawie - stwierdził szef sztabu francuskich sił powietrznych generał Denis Mercier, mówiąc o wojnie z dżihadystami w Iraku i Syrii. Jego zdaniem naloty państw zachodnich i arabskich mają wielkie znaczenie, ale zaznaczył, że Francja ma znacznie większy wkład w wojnę z fanatykami, przekazując Irakijczykom informacje wywiadowcze.
Generał zaznaczył, że podobna sytuacja miała miejsce w Libii, gdzie zlokalizowanie ośrodków dowodzenia czy punktów przegrupowania, a następnie prowadzenie ataków na te obiekty doprowadziło do obalenia dyktatora Muammara Kadafiego.
- Dokładnie taki sam problem jest teraz w Iraku. Dużo atakujemy na linii frontu, ale powinniśmy skoncentrować się bardziej na "punktach ciężkości". Problemem jest to, że niekoniecznie są one w Iraku, lecz w Syrii - wyjaśnił.
Kluczowe wsparcie
W Syrii, gdzie Francja nie prowadzi interwencji, międzynarodowa koalicja dowodzona przez USA stoi w obliczu delikatnego zadania, ponieważ wszelkie operacje przeciwko IS grożą wzmocnieniem reżimu prezydenta Baszara el-Asada. Gen. Mercier odrzucił także wątpliwości na temat skuteczności ataków z powietrza przeciwko IS. - Gdyby nas tam nie było, byłoby już po sprawie. Daesz (arabski akronim IS - red.) przejąłby władzę nad wszystkim, nad Bagdadem - podkreślił. Dodał, że dzięki prowadzeniu intensywnych operacji z powietrza, "siły irackie dostają swobodę prowadzenia działań lądowych". Zaznaczył zarazem, że "znacznie istotniejszym od ataków z powietrza" wkładem Francji w walkę z IS są działania wywiadowcze.
Autor: mk//gak / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY-SA 3.0) | KGyST