- Protesty (w Iranie) muszą jednej i drugiej stronie, zarówno reformatorom, jak i konserwatystom, którzy chcieliby rozwijać imperium irańskie w regionie, uświadomić, że coś trzeba dać narodowi - mówił w programie "Horyzont" na antenie TVN24 były ambasador RP w krajach bliskowschodnich Jan Natkański. Z kolei zdaniem prof. Katarzyny Górak-Sosnowskiej ze Szkoły Głównej Handlowej społeczny zryw w Iranie może mieć skutki odwrotne od zamierzonych.
Trudna sytuacja finansowa, wysokie bezrobocie i szerząca się korupcja zmusiły tysiące Irańczyków do wyjścia na ulice. Masowe demonstracje, które przetoczyły się w ostatnim czasie przez szyicką teokrację są solą w oku irańskiego prezydenta, Hasana Rowhaniego. (http://www.tvn24.pl)
Trudna sytuacja finansowa, wysokie bezrobocie i szerząca się korupcja zmusiły tysiące Irańczyków do wyjścia na ulice. Masowe demonstracje, które przetoczyły się w ostatnim czasie przez szyicką teokrację są solą w oku irańskiego prezydenta, Hasana Rowhaniego. (http://www.tvn24.pl)
Trudna sytuacja finansowa, wysokie bezrobocie i szerząca się korupcja zmusiły tysiące Irańczyków do wyjścia na ulice. Masowe antyrządowe demonstracje przetoczyły się w ostatnim czasie przez wiele miast szyickiej teokracji. Na pytanie, czy jest to spontaniczny i gwałtowny, ale jednak krótkotrwały zryw społeczny, czy może głębszy bunt przeciwko reżimowi Ajatollahów, Górska-Sosnowska stwierdziła, że "jedno nie wyklucza drugiego".
- Teraz dochodzimy do momentu zwrotnego. Nawet jeżeli przestaniemy mówić o tym, co się dzieje w Iranie, pewnie jeszcze podskórnie to niezadowolenie będzie, ponieważ nie zostaną rozwiązane problemy będące u podłoża tego, dlaczego Irańczycy wyszli na ulice - tłumaczyła arabistka.
Perska Wiosna?
- Ludzie wychodzą na ulice w różnych celach - stwierdziła Górska-Sosnowska. - Ale zobaczmy, co my robimy z tych protestów. My się od razu rzuciliśmy na te protesty: o proszę bardzo, oto Irańczycy chcą demokracji, a my zaraz będziemy im pomagać. (…) Zapomnieliśmy chyba, co się dzieje generalnie na Bliskim Wschodzie. Jeżeli ludzie wychodzą na ulicę - nawet w bardzo fajnych celach - zazwyczaj zostają z niczym, albo w jeszcze gorszej sytuacji - wyjaśniła profesor.
Arabistka nawiązała w ten sposób do wydarzeń, jakie miały miejsce w tym regionie w 2011 roku. Z kolei Jan Natkański, był sceptyczny wobec twierdzenia, że wydarzenia w Iranie to perski wariant tzw. Arabskiej Wiosny. - Irańczycy samego systemu obalać nie chcą. Chcą tyko, żeby dobrze funkcjonował w ich interesie - zauważył ambasador.
Skupić się na kraju, a nie zagranicy
Według byłego dyplomaty protesty w Meszhedzie rozpoczęły się na tle ekonomicznym. Dopiero "w miarę ich rozwoju pojawiły się hasła polityczne, hasła nie dotyczące wewnątrz Iranu, nie dotyczące systemu". Zdaniem ambasadora główne przesłanie protestujących brzmiało: "nie wydawajcie pieniędzy za granicą, bo są sprawy nierozwiązane w kraju".
To nie pierwszy raz kiedy Irańczycy decydują się wyjść na ulice. W Iranie cyklicznie pojawiają się manifestacje, np. w 2009 roku miał miejsce słynny zielony protest, który został jednak zdławiony. Zdaniem Natkańskiego obecne demonstracje mają jednak nieco inne wymiar.
- To, co jest nowe, to protest przeciwko irańskiej polityce zagranicznej. Przeciwko temu, co Iran robi w regionie. A kto w Iranie dryguje polityką zagraniczną? Kto zbroi irackie milicje, kto uratował Asada, kto finansuje Hezbollah, kto wysyła rakiety Hutim w Jemenie? - wyliczał ambasador, podkreślając, że to nie sam prezydent Rowhani, ale kręgi wokół Gwardii Rewolucyjnej ponoszą odpowiedzialność za te działania. - Oni chcą wrócić, na nacjonalistycznych zasadach - tłumaczył Natkański.- Tylko za to trzeba płacić - dodał.
Naród chce "dywidendy"
W ostatnim czasie Iran odniósł wiele sukcesów w polityce zagranicznej. Utrzymanie przy władzy Asada, czy zwycięstwo nad tzw. Państwem Islamskim wzmocniły Teheran. Jednak zdaniem Górak-Sosnowskiej wydarzenia te nie są istotne dla zwykłych Irańczyków. - Jak to się ma do tu i teraz przeciętnego mieszkańca Iranu? - zastanawiała się profesor.
- Ten przeciętny mieszkaniec Iranu, który wyjdzie protestować z jakiegokolwiek powodu, nadal nie ma liderów, w których stronę mógłby się zwrócić. (...) Dojdziemy do momentu, kiedy te protesty po prostu przycichną i tyle - przewidywała arabistka. - Zgadzam się, że te sukcesy uzyskane przez Iran, zwłaszcza w Syrii, one będą nadal kosztować. Protesty muszą jednej i drugiej stronie, zarówno reformatorom jak i konserwatystom, którzy chcieliby rozwijać imperium irańskie w regionie, uświadomić, że coś trzeba dać narodowi - zauważył z kolei Natkański.
Pomoc, która przeszkadza
Niemal tak szybko, jak wybuchły protesty w Iranie, USA i Donald Trump opowiedzieli się po stronie demonstrantów, oskarżając Teheran o łamanie praw człowieka. Na pytanie, czy poparcie ze strony Waszyngtonu może zadziałać na niekorzyść protestujących, Górak-Sosnowska odpowiedziała twierdząco.
- Z czegoś też wzięły się te wszystkie slogany, że Ameryka powinna zostać zniszczona. Donald Trump nie bez przyczyny jest nazywany amerykańskim Ahmadineżadem - stwierdziła arabistka. Zasugerowała jednocześnie, że amerykański prezydent mógł celowo dążyć do destabilizacji i podsycania konfliktów w Iranie. - Myślę, że Stanom Zjednoczonym niestabilny Iran, rozedrgany, nie ważne w którą stronę, jest na rękę - dodała profesor.
Autor: momo / Źródło: tvn24.pl