Ukraiński wywiad poinformował o zwiększonej gotowości bojowej kontrolowanych przez Rosję separatystycznych formacji w Donbasie. Przekazał również, że przeciwnicy Kijowa na okupowanych terenach prowadzą duże manewry z udziałem rezerwistów.
"Dowództwo Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej zwiększa gotowość bojową rosyjskich wojsk okupacyjnych na tymczasowo okupowanym terytorium obwodu donieckiego i ługańskiego" - przekazał we wtorkowym komunikacie główny zarząd wywiadu ministerstwa obrony Ukrainy. Służby w Kijowie podały, że w poniedziałek rozpoczęły się na tym obszarze duże ćwiczenia dowódczo-sztabowe z udziałem rezerwy, jednostek struktur siłowych i administracji. Według ukraińskiego wywiadu kontrolę nad ćwiczeniami sprawuje Rosja.
"Jednocześnie zaobserwowano aktywizację rosyjskich propagandowych mediów, by przygotować kolejne nieprawdziwe materiały, dyskredytujące ukraińskie siły" - poinformowano w komunikacie.
Zwiększenie "intensywności dezinformacji"
W poniedziałek szef MSZ Ukrainy Dmytro Kułeba oświadczył, że "Rosja zwiększyła intensywność dezinformacji, między innymi bezpodstawnie oskarżając Ukrainę o rzekome przygotowania do wojskowego ataku w Donbasie". Zapewnił, że Ukraina nie planuje ofensywnej operacji wojskowej na wschodzie kraju.
Wcześniej tego dnia rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział, że to Ukraina ma "agresywne pomysły" w odniesieniu do terenów Donbasu. We wtorek Pieskow oznajmił z kolei, że zdaniem Rosji Ukraina przygotowuje się do siłowego rozwiązania problemu separatystycznych tzw. republik ludowych w Donbasie.
Rosyjski wywiad przypomina wojnę z Gruzją
Według szefa głównego zarządu wywiadu ministerstwa obrony Ukrainy Kyryła Budanowa, Rosja zgromadziła ponad 92 tysięcy żołnierzy przy ukraińskich granicach i przygotowuje się do ataku pod koniec stycznia albo na początku lutego przyszłego roku z kilku kierunków. Według niego taki atak najprawdopodobniej obejmowałby naloty powietrzne, ataki artyleryjskie i pancerne oraz ataki powietrznodesantowe na wschodzie, desanty morskie w Odessie i Mariupolu oraz mniejsze wtargnięcie przez Białoruś.
W poniedziałkowym komunikacie Służba Wywiadu Zagranicznego Rosji porównała obecną sytuację w sprawie Ukrainy do wojny Rosji z Gruzją w 2008 roku. "Niezwykle niepokojąca jest prowokacyjna polityka Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej, która świadomie wzmacnia poczucie permisywności i bezkarności Kijowa. Podobną sytuację obserwowaliśmy w Gruzji w przededniu wydarzeń z 2008 roku. Wtedy (prezydent Gruzji w latach 2004-2013) Micheil Saakaszwili 'zerwał się z łańcucha' i próbował zniszczyć rosyjskie siły pokojowe i cywilną ludność Osetii Południowej. Drogo go to kosztowało" - podano.
Urzędnicy amerykańscy, cytowani przez agencję Reutera, odpowiadali, że wciąż pozostaje niejasne, czy prezydent Rosji Władimir Putin zdecydował, jakie działania podjąć. "Żaden z urzędników amerykańskich nie powiedział, że spodziewa się nieuchronnego ataku (na Ukrainę - red.), ich zdaniem jednak rosyjskie ruchy wskazują na nasilenie kryzysu" - podał Reuters. Rozmówcy agencji podkreślali, że Waszyngton ma nadzieję na uniknięcie konfliktu poprzez budowanie międzynarodowego konsensusu w sprawie zagrożenia, zwiększając możliwość ewentualnych sankcji, gdyby Moskwa zdecydowała się działać.
Po zwycięstwie prozachodniej rewolucji
Konflikt zbrojny w Donbasie wybuchł po zwycięstwie prozachodniej rewolucji w Kijowie, która doprowadziła do obalenia na początku 2014 roku ówczesnego prorosyjskiego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Wiosną tamtego roku wspierani przez Rosję rebelianci proklamowali w Donbasie dwie samozwańcze republiki ludowe.
Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka szacuje, że w związku z konfliktem w Donbasie zginęło 13,2-13,4 tys. osób. Według Kijowa w wyniku konfliktu zginęło ok. 14 tys. ludzi.
Źródło: PAP, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: mil.ru