Amerykański żołnierz kapral Dakota Meyer, który uratował 36 osób podczas zasadzki talibów w prowincji Kunar w 2009 r., otrzymał z rąk Baracka Obamy w Białym Domu najwyższe odznaczenie wojskowe - Medal Honoru (Medal of Honor). - To trudne, być docenionym za najgorszy dzień w swoim życiu, to bardzo trudne - mówi sam Mayer.
Najgorszy dzień w życiu żołnierza wydarzył się 8 września 2009 roku. Podczas zasadzki talibów w afgańskiej prowincji Kunar pięć razy wraz ze swoim przyjacielem wracał w Humvee w środek walki, by uratować 13 marines i 23 żołnierzy afgańskich, przygwożdżonych do ziemi przez ogień rebeliantów.
Osobiście zabił tego dnia co najmniej 8 talibów, pomimo rany, jaką otrzymał w ramię. W sumie w zasadzce na patrol wzięło udział około 50 osób.
W czwartek prezydent Barack Obama odznaczy Meyera podczas ceremonii w Białym Domu. Wczoraj prezydent USA i żołnierz spotkali się prywatnie i wypili piwo na patio przed Gabinetem Owalnym.
Nie dostali zgody
Co ciekawe, gdy amerykańsko-afgański patrol znalazł się pod ostrzałem, dowództwo czterokrotnie zabraniało żołnierzowi udania się na odsiecz (licząc na wsparcie z powietrza). Wreszcie, nie czekając na zgodę, Meyer i jego przyjaciel sierżant Juan Rodriguez-Chavez pojechali ratować kolegów.
Chavez za bohaterstwo okazane tamtego dnia został odznaczony Krzyżem Marynarki (Navy Cross). Helikopter UH-60 przyleciał na miejsce dopiero wtedy, gdy żołnierze wykonywali swój piąty powrót na miejsce zasadzki.
W sumie w ataku zginęło 5 żołnierzy USA. Oficerowie, którzy powstrzymywali Meyera przed pójściem z odsieczą zostali ukarani reprymendami.
Źródło: Fox Detroit
Źródło zdjęcia głównego: Reuters (Fot. USMC)