Benny Ganc rzucił poważne wyzwanie premierowi Izraela Benjaminowi Netanjahu - twierdzą izraelskie media po konwencji partii byłego szefa Sztabu Generalnego. Nazywają go anty-Netanjahu i największym politycznym wrogiem obecnego szefa rządu.
Stroniący od częstych wystąpień publicznych wojskowy na konwencji partii Hosen Israel częściowo odkrył karty. W przemowie, w której opisywał, dlaczego zdecydował się kandydować na premiera, umieszczał się w politycznym centrum, krytykując Netanjahu.
- Jestem zaniepokojony Izraelem. Jesteśmy wielkim państwem, ale złe wiatry wieją wśród nas - mówił w Tel Awiwie, budząc entuzjazm swoich sympatyków.
- Netanjahu to nie król, jego rząd tworzy podziały i podburza - oznajmił. W ocenie tego wojskowego z blisko 40-letnim stażem Izrael "rozdziera walka między prawicą i lewicą i napięcia między Żydami i Arabami".
"To nie lewica, to stara prawica"
- Czas na przywództwo, które jednoczy, które działa inaczej - wzywał Ganc. Wskazywał, że problemami pozostają głęboka polaryzacja społeczna, wysokie koszty mieszkań oraz zarzuty korupcyjne wobec Netanjahu.
Wojskowy obiecał, że jego rząd "będzie dążył do pokoju i nie przegapi szansy na osiągnięcie pokoju w regionie". Ostrzegał też prezydenta Iranu Hasana Rowhaniego, mówiąc, że zniweczy regionalne plany Teheranu.
- Będę działał przeciwko wam politycznie, finansowo i wojskowo, a jeśli wiadomość nie dotrze, przemówią czyny. Nie grozimy suwerenności Iranu, ale nie zaakceptujemy żadnych gróźb w kierunku Izraela - mówił.
Korespondentka dziennika "Haarec" Noa Landau uznała przemówienie za "pierwszą poważną i szczegółową przemowę, w której Ganc zaprezentował jasny światopogląd na większość ważnych tematów". - To nie lewica, to stara prawica - oceniła.
"Przemowa pełna sloganów"
David Horovitz stwierdził z kolei na portalu "Times of Israel", że chociaż Ganc wypowiadał się o Netanjahu z szacunkiem, to chce go "pogrzebać, a nie chwalić". Zauważa też, że chociaż zwolennicy premiera próbują opisywać Ganca jako lewicowca, to jest on jastrzębiem, jeśli chodzi o politykę bezpieczeństwa i dyplomację.
Sceptycznie o konwencji wypowiedział się Sefi Ovadia z telewizji Kanał 13 (Reshet 13), według którego "Ganc nie zaprezentował żadnego planu". - To polityczna przemowa pełna sloganów i przeciwstawiania się Netanjahu. Każdy mógł usłyszeć co chciał - ocenił.
Na kilka godzin przed konwencją Ganca założona przez niego ponad miesiąc temu partia Hosen Israel (Odporność Izraela) potwierdziła, że łączy się z ugrupowaniem Telem byłego ministra obrony Mosze Ja'alona.
Według najnowszego sondażu portalu informacyjnego Walla, sojusz ten może liczyć na 19 parlamentarnych mandatów w zaplanowanych na 9 kwietnia wyborach do 120-osobowego Knesetu, a konserwatywny Likud Netanjahu - na 29.
W przypadku zawarcia koalicji z liberalną partią Jest Przyszłość Jaira Lapida, Ganc może jednak dysponować 33 głosami w podzielonym na wiele partii parlamencie.
Lapid, ostry krytyk Netanjahu, pozytywnie wypowiada się o nowym ugrupowaniu na izraelskiej scenie politycznej. - Ganc i Ja'alon to dobrzy ludzie z dobrymi wartościami (...). Nie wiemy jeszcze, czy dołączymy do nich. Możemy tego nie wiedzieć aż do samego końca - zastrzegał.
Przyszłość Netanjahu uzależniona od działań prokuratora
Ze zdecydowaną rezerwą do projektu byłego szefa Sztabu Generalnego Izraela odnosi się Netanjahu. - Ktokolwiek mówi, że nie jest prawicą i nie jest lewicą, jest lewicą - skwitował konwencję Ganca na Facebooku. Nazwał go też "kolejnym Lapidem".
Zwycięstwo Netanjahu w wyborach 9 kwietnia oznaczałoby, że zostałby on prawdopodobnie najdłużej urzędującym premierem w historii Izraela, wyprzedzając pierwszego szefa rządu państwa żydowskiego Dawida Ben Guriona.
Tegoroczna rywalizacja na wyjątkowo rozdrobionej scenie politycznej w Izraelu jest jednak zacięta. Według sondaży, Netanjahu pozostaje faworytem, ale jego polityczna przyszłość w znacznym stopniu zależy od działań prokuratora generalnego Awichaja Mandelblita w sprawach zarzutów korupcyjnych dotyczących premiera.
Autor: asty/adso / Źródło: PAP