Zdecydowana większość islandzkiego parlamentu należy do lewicy - wynika z ostatecznych już wyników wyborów. Sojusz Socjaldemokratyczny i Partia Zielonych zostają u władzy.
Sojusz Socjaldemokratyczny i Partia Zielonych uzyskały łącznie ponad 52 proc. poparcie. Daje im 34 miejsca w 63 osobowej izbie. Do parlamentu wejdzie też Partia Niepodległości, która rządziła Islandią przez minione 18 lat. Głosowało na nią ponad 23 procent wyborców.
W islandzkim parlamencie - Althingu znajdą się też Partia Postępu i Ruch Obywatelski. Zebrały one odpowiednio ponad 14 i ponad 7 procent głosów. Frekwencja wyborcza przekroczyła 85 procent.
Taki wynik nie jest niespodzianką - sondaże przedwyborcze wskazywały już wcześniej na przewagę rządzącej obecnie koalicji.
Na skraju bankructwa
Licząca 320 tys. mieszkańców Islandia najostrzej odczuła ubiegłej jesieni międzynarodowy kryzys finansowy i znalazła się na granicy bankructwa.
Po długotrwałych protestach, które zostały nazwane "rewolucją rondli", ponieważ ich uczestnicy hałasowali za pomocą tych naczyń przed budynkami rządowymi, konserwatywny rząd premiera Geira Haarde został zastąpiony pod koniec stycznia przez rząd koalicji socjaldemokratów i Zielonych. Uczestnicy protestów zarzucali władzom nieudolność w obliczu kryzysu gospodarczego.
Socjaldemokraci chcą przeforsować szybkie przystąpienie Islandii do UE. Już wkrótce najprawdopodobniej przeprowadzone zostanie referendum w sprawie rozpoczęcia negocjacji członkowskich z Brukselą.
Niedługo euro?
Głównym argumentem zwolenników przystąpienia Islandii do Unii Europejskiej jest nadzieja na wprowadzenie euro, które zastąpiłoby słabą koronę. Zdaniem premier Johanny Sigurdardottir wprowadzenie euro jest możliwe w ciągu czterech lat.
Islandczycy boją się jednak, że wraz z wejściem do Unii utracą na rzecz Brukseli prawo do dysponowania łowiskami wokół wyspy. Rybołówstwo jest obok turystyki i przetwórstwa aluminium podstawą gospodarki Islandii. Generuje ono około 40 procent PKB kraju.
Źródło: IAR, PAP