"Nigdy nie widziałam takiego Vegas". Ciszej na pustyni, ciszej w Nowym Jorku i Los Angeles

Amerykanie zbroją się w walce z koronawirusem. Obserwują lekcje, których nie odrobiły niektóre europejskie kraje i zamykają punkty rozrywkowe, bary i szkoły. Władze 30 stanów postanowiły zamknąć z powodu epidemii wszystkie szkoły podstawowe i średnie. W całym kraju choruje prawie cztery tysiące osób.

Prezydent Donald Trump ogłosił w piątek wprowadzenie w kraju stanu nadzwyczajnego. Krok ten ma umożliwić przekazanie władzom stanowym większych funduszy federalnych na walkę z chorobą COVID-19 wywoływaną przez koronawirusa SARS-CoV-2.

W Stanach Zjednoczonych potwierdzono do poniedziałku 3774 przypadki zakażenia koronawirusem. Najwięcej odnotowano ich w stanach Waszyngton (769 zakażonych i 42 osoby zmarłe), Nowy Jork (746 zakażonych i sześciu pacjentów, którzy zmarli) i Kalifornia (431 zakażonych i sześć ofiar śmiertelnych).

"Amerykańskie poczucie niezwykłości, tak głęboko zakorzenione w psychice obywateli, będzie musiało zostać odłożone na bok" - zwraca uwagę CNN, pisząc o aktualnej sytuacji w kraju. "To nie wojna, którą może wygrać najpotężniejsza armia lub kupić największa gospodarka" - dodaje redakcja.

"Wielkie Jabłko" zamyka szkoły, bary i restauracje

W samym mieście Nowy Jork odnotowano już 329 przypadków koronawirusa, a pięć osób zmarło. - Jestem bardzo, bardzo zaniepokojony szybkim rozprzestrzenianiem się tej choroby i nadszedł czas na podjęcie bardziej drastycznych działań - powiedział w niedzielę burmistrz miasta Bill de Blasio. - To decyzja, którą podjąłem bez radości i pełen bólu - dodał, informując o zamknięciu szkół i uczelni.

Nowojorski system szkolnictwa publicznego jest największy w Stanach Zjednoczonych. Obejmuje ponad 1,1 miliona uczniów i około 1700 szkół. W poniedziałek szkoły są już zamknięte dla wszystkich uczniów i pracowników z wyjątkiem nauczycieli. Podejmą oni szkolenie w zakresie zdalnego nauczania. - Te dzieci was potrzebują. (...) Kontynuujcie kształcenie - zaapelował de Blasio do pedagogów.

Nauka za pośrednictwem internetu ma się rozpocząć 23 marca. Burmistrz przyznał, że w mieście nigdy nie stosowano tego na tak dużą skalę. Sam długo opierał się presji ze strony nauczycieli, rodziców, związków zawodowych i niektórych ekspertów, aby zamknąć szkoły. Popierał go jednak gubernator Nowego Jorku Andrew Cuomo, który sam w ostatnich dniach zmienił jednak zdanie w tej kwestii. Szkoły mają zostać ponownie otwarte 20 kwietnia, ale wobec dynamicznej sytuacji, termin może ulec zmianie.

Burmistrz "Wielkiego Jabłka" (Nowy Jork to amerykańskiej kulturze "The Big Apple") podpisze też zarządzenie ograniczające od wtorku działalność restauracji, barów i kawiarni, zostawiając im możliwość realizowania zakupów i dostaw na wynos. Zamknięte zostaną kluby nocne, kina, małe teatry i sale koncertowe.

Jak pisze agencja Reutera powołująca się na amerykański Narodowe Stowarzyszenie Restauratorów, w mieście tym działa ponad 50 tysięcy lokali gastronomicznych, zatrudniających ponad 800 tysięcy ludzi. Generują one rocznie ponad 51 mld dol. przychodów.

Dzieci nie pójdą do szkół też w innych miastach

Uczniowie w najbliższym okresie nie będą uczęszczać do placówek w Atlancie, Denver, San Francisco, San Diego, Waszyngtonie (Dystrykt Kolumbii), Houston i Austin. Podobną decyzję podjęło - oprócz Nowego Jorku - podjęły też Seattle i Los Angeles.

W całych Stanach Zjednoczonych toczy się debata nad celowością zamykania szkół. W wielu miejscach, regionach dzieci i ich rodzice będą mieli problemy, bo nie wszystkie szkoły mają dostęp do odpowiednich rozwiązań technicznych i nie wszyscy nauczyciele mają w tym zakresie doświadczenie. Wiele dzieci nie posiada komputerów w domu, dlatego zdalne nauczanie nie wszędzie będzie możliwe. Amerykański departament edukacji ogłosił, że pozwoli poszczególnym stanom ubiegać się o odroczenie egzaminów, gdyby nauczanie było zawieszone na np. kilka miesięcy.

Problemy w Kalifornii

Naukę w szkołach przerywa właśnie około 600 tysięcy dzieci z okręgu Los Angeles. W mieście zamknięto także działalność parków rozrywki, w tym Disneylandu. Hrabstwo Los Angeles w niedzielę zanotowało kolejnych 15 chorych pacjentów. Łącznie choruje tam 69 osób.

Gubernator Kalifornii Gavin Newsom zdecydował też - podobnie jak Nowy Jork - o zamknięciu barów, pubów i winiarni. Nie ogłosił zamknięcia restauracji, jednak polecił klientom zachowanie odpowiedniego dystansu między sobą. Gubernator zaapelował do starszych i schorowanych osób o pozostanie w domach.

Stan zmaga się ze znacznym problemem bezdomności. Bez dachu nad głową jest tam około 100 tysięcy osób. Władze chcą zapewnić im nocleg i wykorzystać w tym celu hotele i motele.

"Miasto grzechu" zamyka kasyna

Las Vegas, jedno z najjaśniejszych miejsc na Ziemi, zgasi w najbliższym czasie część świateł w miejscach rozrywki. Operatorzy najbardziej znanych sieci hoteli i kasyn Wynn Resort i MGM Resorts zamykają się dla gości na dwa tygodnie i wstrzymują rezerwacje do minimum 1 maja.

MGM Grand Casino to znajdujący się przy głównym bulwarze największy hotel w Stanach Zjednoczonych, mieszczący ponad 6,8 tysiąca apartamentów oraz największe kasyno w regionie. - To czas niepewności w całym kraju i na świecie. Musimy wszyscy skupić się na swoich obowiązkach, aby zatrzymać rozprzestrzenianie się wirusa - powiedział szef MGM Resorts Jim Murren.

Cyprian Uba, 62-letni taksówkarz, który przeniósł się z Nigerii do Las Vegas dziesięć lat temu, powiedział, że na lotnisku zdarzyło mu się czekać na pasażera trzy godziny. - Nigdy tak nie było. Ruch na drogach jest bardzo mały. Nie było tak nawet w czasach ostatniej recesji - powiedział portalowi dziennika "Los Angeles Times".

31-letnia barmanka jednego z barów w Las Vegas powoli przyzwyczaja się do braku kolejki po ulubionego drinka. - Zwykle w soboty bar jest pełny, szczególnie o tej porze roku, kiedy jest March Madness (rozgrywki amerykańskiej koszykówki uniwersyteckiej - red.) i Dzień świętego Patryka - mówi. - Boję się, że zostanę zwolniona. Mój ojciec już został zwolniony. Nigdy nie widziałam takiego Vegas - dodaje.

Czytaj także: