"Postępuj tak, jakbyś sam chorował. To ocali ludzkie życia". Społeczna izolacja w Nowej Zelandii przynosi rezultaty

Dwa tygodnie od wprowadzenia surowych obostrzeń w Nowej Zelandii w związku z epidemią, władze kraju odnotowują pierwsze pozytywne efekty. Powszechna społeczna izolacja doprowadziła bowiem do spadku liczby nowych zakażeń.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO

Od 26 marca mieszkańców Nowej Zelandii obowiązuje zakaz wychodzenia z domu. Spacery są dozwolone pod warunkiem, że utrzymuje się odległość dwóch metrów od innych osób. Zamknięte zostały szkoły, biura, restauracje, świątynie, place zabaw, a także plaże. Wychodzić do pracy mogą jedynie osoby, które wykonują niezbędne zadania. Zakazano też polowań.

Po blisko dwóch tygodniach od wprowadzenia nowych obostrzeń widać już pierwsze pozytywne rezultaty. W ciągu ostatnich dwóch dni odnotowano dziennie mniej nowych przypadków koronawirusa niż do tej pory, mimo że znacznie zwiększono liczbę przeprowadzanych testów.

KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. CZYTAJ RAPORT TVN24.PL

We wtorek potwierdzono zakażenie u 54 osób. W tym samym czasie z COVID-19 wyleczyło się 64 pacjentów. - To obiecujące oznaki - powiedział we wtorek szef resortu zdrowia Nowej Zelandii Ashley Bloomfield.

"Washington Post" zwrócił uwagę, że w związku z rezultatami, jakie udało się osiągnąć w stosunkowo niedługim czasie, w kraju pojawiają się apele o złagodzenie obowiązujących obostrzeń, choćby na dni Świąt Wielkanocnych.

Jednak premier Jacinda Ardern pozostaje nieugięta i trwa na stanowisku, że o jakimkolwiek łagodzeniu restrykcji będzie mowa dopiero po zakończeniu wcześniej ustalonego terminu czterech tygodni.

"Obecnie mamy 102 przypadki, ale Włosi kiedyś też tyle mieli"

W połowie marca koronawirus był już obecny w większości państw świata. Gwałtownie przyśpieszała liczba zakażeń w Europie, zwłaszcza we Włoszech, jednak niepokojąco rosnąć zaczynały także potwierdzenia przypadków w Stanach Zjednoczonych.

Nowa Zelandia, którą każdego roku odwiedzają cztery miliony turystów, a więc mniej więcej tyle samo, ile wynosi liczba mieszkańców kraju, podjęła decyzję, która – jak piszę "WaPo" – wcześniej była nie do pomyślenia. 19 marca władze zamknęły granice państwa dla obcokrajowców.

Kilka dni później premier Ardern w oświadczeniu do narodu zakomunikowała, że mieszkańcy będą mieli dwie doby na przygotowanie się do całkowitego zamknięcia. Przewidywało ono nakaz pozostania w domu dla wszystkich, poza pracownikami kluczowych sektorów, jak pracownicy służby zdrowia. Wyjątkiem były także wyjścia po uzupełnienie zapasów.

Taką całkowitą blokadę zarządzono na cztery nadchodzące tygodnie. - Obecnie mamy 102 przypadki, ale Włosi kiedyś też tyle mieli - mówiła Ardern, w dniu, w którym Włochy z ponad 63 tysiącami przypadków stały się pierwszy państwem, gdzie na COVID-19 zachorowało więcej osób niż w Chinach.

Dziennikarka "Washington Post" Anna Fifield, która opisała sytuację w Nowej Zelandii wspominała, jak na kilka godzin przed wybiciem północy 25 marca, czyli momentem wejścia w życie rządowego rozporządzenia, na jej telefon przyszedł alert sms. "Postępuj tak, jakbyś sam chorował na COVID-19. To ocali ludzkie życia" - napisano.

Walka ponad podziałami

Premier Ardern i jej zespół na bieżąco informują mieszkańców o postępach walki z pandemią. Używają prostych komunikatów: zostańcie w domach, nie kontaktujcie się z ludźmi z zewnątrz, bądźcie wyrozumiali bo wszyscy jesteśmy w tym razem. Sama szefowa rządu na pytania obywateli odpowiada także w relacjach na żywo w mediach społecznościowych.

Rządowe obostrzenia nie spotkały się z całkowitym zrozumieniem. W pierwszych dniach policja musiała interweniować chociażby wobec surferów.

Niesubordynacją wykazał się także sam minister zdrowia, który wybrał się na przejażdżkę rowerową w góry oraz zabrał rodzinę na plażę, za co został publicznie skrytykowany przez szefową rządu. Powiedziała, że gdyby nie fakt, że mogłoby to źle wpłynąć na walkę z kryzysem, zwolniłaby go.

Niemniej, w większości naród zareagował kolektywną odpowiedzialnością. Wykazali się nią także przedstawiciele partii opozycyjnych, którzy zadeklarowali, że nie będą krytykować posunięć rządu w walce z kryzysem.

Wspólne wysiłki przynoszą rezultaty

Wspólne wysiłki rządu oraz zrozumienie w narodzie zdaje się przynosić korzyści. Według statystyk prowadzanych przez portal worldometers, szczyt zachorowań Nowa Zelandia zanotowała 28 marca, a więc kilka dni po wprowadzeniu rządowych obostrzeń. Potwierdzono wtedy 146 przypadków.

Od tamtego dnia liczby sukcesywnie spadają. Od początku kwietnia przyrost utrzymuje się poniżej 90 nowych przypadków dziennie, a we wtorek 7 kwietnia wyniósł już jedynie 54 potwierdzone zakażenia.

Dzienny przyrost zachorowań w Nowej Zelandii.
Dzienny przyrost zachorowań w Nowej Zelandii.
Źródło: www.worldometers.info/

Według "Washington Post" w przypadku Nowej Zelandii w kontrolowaniu pandemii pomaga bycie małym wyspiarskim państwem oddalonym od świata, gdzie z łatwością można zamknąć granicę ograniczając przepływ cudzoziemców.

Dziennik zauważył jednak, że gdy w kraju uda się wyeliminować wirusa, następnym zadaniem stojącym przed rządem Jacindy Ardern będzie utrzymanie go poza granicami kraju.

Czytaj także: